4 września 2019

ROZDZIAŁ XXI


Po wyjściu Blaise’a, postanowiłam wziąć szybką kąpiel. Miałam nadzieję zmyć z siebie wspomnienie całego dnia, wyciszyć umysł, aby móc na spokojnie przeanalizować wszystko, czego się dowiedziałam. 
Nie byłam pewna, czy powinnam być gotowa do wyjścia na kolację, dlatego po kąpieli wygrzebałam z kufra pierwsze lepsze rzeczy do ubrania i usiadłam na łóżku. Woda kapała z moich długich, mokrych włosów, więc zawinęłam je na chwilę w ręcznik.
Naprawdę żałowałam, że nie mam dostępu do magii. Czułam się, jakby odebrano jakąś cząstkę mnie samej. Odczuwałam utratę różdżki niemal jak ból fizyczny. 
Piętnaście minut później, w pokoju pojawił się skrzat informując, że mogę zjeść u siebie, co przyjęłam z niemałą ulgą. Podziękowałam za posiłek oraz za wcześniejszą opiekę, na co skinął głową i zniknął z cichym pyknięciem. 
Gdy zjadłam, zabrałam się za rozpakowywanie kufra, żeby tylko zabić czas. Nie lubiłam bezczynności, a niewiedzy nienawidziłam jeszcze bardziej. Niemiłosiernie mnie irytowało, że nie wiedziałam co się dzieje za drzwiami tego cholernego pokoju. 
Znów poczułam, że jestem więźniem, co tylko bardziej mnie zdołowało. Po raz kolejny od dłuższego czasu zadałam sobie pytanie: dlaczego ja?
Wrzuciłam swój płaszcz do szafy mocniej niż powinnam i ze zdumieniem zauważyłam, że z kieszeni wyleciało coś czarnego. 
Niewiele myśląc, schyliłam się i wzięłam do ręki miękki materiał. Od razu rozpoznałam wyhaftowane szmaragdową nicią brzegi, a mój wzrok skierował się do małej literki M. w jednym z rogów. Chustka, którą dostałam od Malfoy’a, gdy byłam tu za pierwszym razem. 
Niewiele myśląc uniosłam ją do twarzy i wciągnęłam zapach. Nie był już tak intensywny, ale wciąż wyczuwalny. Kawa i mięta. Od jakiegoś czasu moje ulubione.
Już spokojniejsza zamknęłam pusty kufer i wcisnęłam go pod łóżko.
Nie mając zbyt wiele do roboty, wygrzebałam książkę spod bielizny w szufladzie i usiadłam na łóżku, by przeczytać ją kolejny raz.

*
*

Byłam gdzieś na obrzeżach świadomości, gdy dotarł do mnie dźwięk przekręcanej klamki. Adrenalina momentalnie wystrzeliła w moje żyły, przyspieszając bicie serca. Otworzyłam oczy, ale nie podniosłam się do pozycji siedzącej. 
Ciemność za oknem mówiła mi, że wciąż była noc i prawdopodobnie było bardzo późno. 
Potencjalny napastnik otworzył drzwi i wsunął się do środka. Patrzyłam ,jak idzie w moją stronę, w głowie kalkulując swoje szanse. Co mogłam zrobić? Moim jedynym atutem był element zaskoczenia i na tym postanowiłam się skupić. 
Leżałam nieruchomo, obserwując ciemną sylwetkę, nieudolnie starającą się dotrzeć do łóżka. Trwało to tak długo, że miałam ochotę zacząć krzyczeć ze strachu i frustracji, lecz w tym samym momencie włamywacz się potknął.
- Kurwa mać! - znajomy, zduszony głos sprawił, że moje serce wzmogło swój rytm, by za chwilę się uspokoić. 
Uniosłam się do pozycji siedzącej, ściskając kołdrę, jakby była moją deską ratunku.
- Malfoy? - zapytałam. Mój głos był wyższy o oktawę, ale biorąc pod uwagę fakt, że o mało nie zeszłam na zawał, było to raczej zrozumiałe. 
Zmrużyłam powieki, patrząc jak staje w miejscu, a po chwili pokój zalało światło. Potrzebowałam chwili, żeby przyzwyczaić wzrok do jasności, co wykorzystał, żeby zrobić kolejne dwa kroki w moją stronę. 
Moje zdziwienie zmieniło się w podejrzliwość. Czego chciał? Po co przyszedł do mnie o tej porze? Mój umysł zaczął kreować chore, mrożące krew w moich żyłach, scenariusze. Potrzepałam głową i z rosnącą gulą w gardle, zsunęłam nogi na dywan. 
Widząc, że zmieniłam pozycję, zatrzymał się w miejscu. 
- Co tu robisz? - żałowałam, że nie położyłam tej durnej szczotki na szafce nocnej. Zawsze miałabym coś do obrony, a przy elemencie zaskoczenia, mogłabym nawet nabić mu niezłego guza. 
- Ja… - wciągnął głośno powietrze. Przyjrzałam mu się dokładniej, marszcząc brwi. Wydawało mi się, czy się zachwiał? - Chciałem z tobą porozmawiać. 
- Porozmawiać? - zdziwiłam się. - O tej porze? 
Kiwnął głową. Widząc, że nie ma zamiaru mnie atakować, nieco się rozluźniłam, ale wciąż pozostawałam czujna. 
Przez krótki moment zastanawiałam się czy nie wyrzucić go za drzwi, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła. 
Westchnęłam głośno i wskazałam dłonią dwa fotele, które na stałe zagościły w tym pokoju. 
Usiadłam pierwsza, podkuliłam nogi pod siebie i obserwowałam jak idzie w ślad za mną. Byłam coraz bardziej pewna, że mam do czynienia z nie do końca trzeźwą wersją Malfoya. Zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. 
Opadł ciężko na drugi fotel, podparł ręce na kolanach i położył na nich głowę. Nie spuszczał ze mnie wzroku, prześlizgując się po koszulce na ramiączkach, krótkich szortach i wracając do twarzy. Świadomość tego, że nie mam na sobie bielizny, tylko wzmogła moje zmieszanie. 
- Więc? - przerwałam ciszę, starając się zignorować ciepło w moich policzkach. Jak zwykle w takich momentach, uniosłam głowę do góry, by jak najbardziej zatuszować swoją niepewność. 
Przekrzywił głowę, z dziwnym błyskiem w oku. 
- Co “więc”? - odpowiedział pytaniem na pytanie, czym tylko mnie zirytował. To po to tutaj przyszedł? Żeby mi podokuczać w środku nocy? 
Westchnęłam, prosząc Merlina o cierpliwość. 
- Powiedziałeś, że chcesz porozmawiać…
- Powiedziałem - skinął głową i… zamilkł. Poczułam wściekłość powoli rozprzestrzeniającą się po moim ciele. 
- O co ci chodzi, Malfoy? - zapytałam, zrywając się z miejsca. - Obudziłeś mnie w środku nocy tylko po to, żeby mnie zdenerwować? Jeśli tak, to udało ci się, gratuluję. A teraz z łaski swojej, wyjdź. 
Patrzył na mnie oniemiały, więc przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę łóżka. Miałam za sobą ciężki dzień i nie miałam ochoty mierzyć się z jego humorami. Nie zapomniałam, że to właśnie jego ramiona dały mi ukojenie… jednak ewidentnie był pod wpływem, a z tym z pewnością nie chciałam mieć do czynienia. 
Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, gdy poczułam, że łapie mnie za nadgarstek.
- Zaczekaj.
Bliżej nieokreślona emocja, w jego zazwyczaj beznamiętnym głosie, kazała mi zatrzymać się w miejscu i obrócić w jego stronę. Pół kucał, pół siedział na krawędzi fotela, wpatrując się we mnie z taką mocą, że moje serce zadrżało. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak… podatnego na zranienie, jak w tej chwili. Wyglądał, jakby w każdej chwili mógł się rozpłakać i byłam pewna, że nawet zobaczyłam łzy w kącikach jego oczu. 
Z jednej strony poczułam się naprawdę nieswojo, z zachowaniem tak bardzo nie pasującym do codziennej wersji Malfoy’a, jaką prezentował. Z drugiej zaś, moje serce rwało się, by choć trochę ulżyć w tym, z czymkolwiek się teraz zmagał. 
Odwrócił ode mnie twarz, ale nie puścił nadgarstka. Naszła mnie ochota, żeby pogłaskać go po włosach i sprawdzić przy okazji, czy rzeczywiście są tak miękkie jak to sobie wyobrażałam. Już wyciągałam rękę, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. 
Bez słowa wróciłam z powrotem na fotel. Trzymał mnie za nadgarstek, dopóki nie przekonał się, że nie odejdę, jednak wciąż na mnie nie patrzył. 
- Tak naprawdę nie wiem, po co tu przyszedłem - powiedział. Wziął głęboki wdech i wreszcie na mnie spojrzał. Jego oczy były zaczerwienione, ale nie płakał. Nie wyglądał już również jak osoba pod wpływem, ale jak ktoś, kto nie potrafi poradzić sobie z własnymi demonami. Patrzyłam na niego, w myślach zastanawiając się dlaczego, ze wszystkich pokojów, trafił akurat do mojego? 
- Być może dlatego, że piliśmy i twoje imię pojawiało się dosyć często… - wzruszył ramionami i znów się obrócił, a moje serce zaczęło bić szybciej. Kto o mnie mówił i co? Czułam, że zaczyna zżerać mnie ciekawość, więc zaczęłam się wiercić, żeby tylko nie zacząć rzucać pytaniami. - Mówili... - wydał dźwięk, jakby zadławił się powietrzem. - Mówili takie rzeczy… - Pokręcił głowa i przysięgłabym, że przeszedł go silny dreszcz. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, ale nie powiedział już nic więcej. - Musiałem… musiałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. 
Moje serce się rozpłynęło, zalewając ciepłem każdy, nawet najmniejszy skrawek mojego ciała. 
Co się stało z chłopakiem, który jeszcze parę dni wcześniej zarzekał się, że mnie nie cierpi i nie jestem w jego typie? Dlaczego zachowuje się jakby mu zależało? Dlaczego tak nagle?
W tym momencie dotarło do mnie, że to wcale nie była nagła zmiana. Uratował mnie przed napaścią jeszcze w Hogwarcie. Ochraniał na swój własny sposób, pozwalał wypłakać w swoje ramię. Ta zmiana była niespodziewana, ale zaczęła się już jakiś czas temu… tak z pewnością było w moim przypadku. A patrząc na zdewastowanego psychicznie chłopaka, siedzącego właśnie przede mną, prawdopodobnie jego przemiana była bardzo podobna. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego wyznanie, więc ulżyło mi, gdy mówił dalej. 
- Wcześniej… jak byłaś u niego - Domyśliłam się, że chodziło o Voldemorta i nie uszło mojej uwadze, że  nie nazwał go Czarnym Panem. - Poczułem… - przerwał. Pochylił się w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. Po raz kolejny czułam się hipnotyzowana przez piękny odcień jego tęczówek. - Powiedz mi, powiedz szczerze, zrobił ci coś? 
Zaskoczona mocą, z jaką zadał to pytanie, pokręciłam po prostu głową. Odetchnął z ulgą i odsunął się, a ja odchrząknęłam, starając się uspokoić burzę, która rozszalała się w moim wnętrzu. Przerażało mnie to, jak na niego reaguję. 
Schował twarz w dłoniach, nie odzywając się więcej. 
Po raz kolejny, od kiedy tu trafiłam poczułam, jakbym znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której Malfoy, którego mam przed sobą, nigdy nie był wrednym bubkiem, a mężczyzną zdolnym do uczuć. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim wydaniu. Owszem, był bliski szaleństwa, gdy przyłapałam go na kłótni z Blaisem, w starej klasie do eliksirów. Ale nigdy nie widziałam, żeby był tak… wrażliwy. 
Zanim zaczęłam kwestionować własne działanie, zsunęłam się z fotela i uklęknęłam obok niego. Zawahałam się, ale tylko na sekundę, zanim położyłam swoją dłoń na jego. Była zaskakująco chłodna, nawet jak na dosyć niską, nocną temperaturę. 
Gdy tylko dotknęłam jego skóry, uniósł głowę i skierował na mnie zaskoczone spojrzenie. Jego źrenice były rozszerzone, niemal w całości pokrywając szarość tęczówek, lecz w tym momencie znaczenie miało tylko to, że widziałam w nich swoje odbicie. 
- Ze mną w porządku - powiedziałam. Nie do końca było to prawdą, ale nie wyglądał jakby był w stanie wysłuchać tego, co miałabym do powiedzenia. - Ale widzę, że z tobą nie do końca. 
Łagodność w moim głosie zaskoczyła nawet mnie samą. Wiedziałam, że jestem do niej zdolna… jednak nie przy nim. Co ten chłopak ze mną robił? 
Westchnął i odchylił się na oparcie, wysuwając swoją dłoń spod mojej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc objęłam nogi ramionami i po prostu patrzyłam na niego z dołu. 
- Widziałem jej już trochę, a jednak wciąż nie potrafię przejść obok obojętnie… - powiedział, patrząc w ścianę. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że zobaczyłam łzę. 
- Obok czego? - zapytałam tak cicho, że nie byłam pewna czy usłyszał. 
Nie odzywał się dłuższą chwilę i już się szykowałam, żeby powtórzyć pytanie, kiedy na mnie spojrzał. 
- Śmierci - zadrżałam. Zrobiło mi się słabo i byłam pewna, że cała krew odpłynęła z mojej twarzy. Nie wiedziałam, czy chcę aby kontynuował, jednak zanim zdążyłam się odezwać, mówił dalej. - Zabił ją na naszych oczach. Tak po prostu, dla frajdy, jakby była nic nie znaczącym pionkiem w grze. Jakby nie była żyjącą osobą, tylko...śmieciem.
Miałam wrażenie, że moje serce spadło do żołądka i zaczęło rozpuszczać się w żrącym kwasie.
- Kogo? - zapytały moje usta, całkowicie poza kontrolą. 
- Burbage.
- Burbage? Charity Burbage? Ta nauczycielka od mugoloznawstwa? - Dopytywałam, niepewna, czy tak naprawdę chcę wiedzieć. 
Kiwnął głową, zaciskając usta. Zerwałam się z miejsca, czując złość, obrzydzenie, niechęć. Nie mogłam uwierzyć, że jestem córką kogoś, kto z zimną krwią, dla zabawy, morduje ludzi. Brzydziłam się nim. Nim, jego ideą… a nawet własną krwią. Gdybym mogła, spuściłabym ją całą i zastąpiła nową, nawet jeśli byłaby mugolska. I tak całe życie żyłam w przekonaniu, że pochodzę z nie magicznego świata. 
- Później żartowali w ten sposób na twój temat - usłyszałam jego słowa za plecami. Zadrżałam, gdy powiedział “w ten sposób”, nie chciałam wiedzieć, co miał na myśli. - Gdy sobie wyobraziłem, że mogłabyś zostać tak potraktowana… 
Znów poczułam jego dłoń na nadgarstku, jednak tym razem było inaczej. Obrócił mnie lekko w swoją stronę. Gęsia skórka pokryła całe moje ciało, gdy zobaczyłam wyraz jego twarzy. 
Rozpadłam się i odbudowałam na nowo, znów odnajdując własne odbicie w jego wciąż powiększonych źrenicach. 
Dotknął mojej twarzy, wprawiając serce w drżenie. Wiedziałam, że kieruje nim echo alkoholu. Byłam przekonana, że sam z siebie nie zachowywałby się w taki sposób, a mimo to, nie potrafiłam się odsunąć. Nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że będę cierpieć, a jednak nie mogłam się odwrócić. Iskra świadomości, co to oznacza, przeraziła mnie nie na żarty.
- Myślę, że powinieneś już iść - powiedziałam drżącym głosem, wciąż patrząc mu w oczy. 
Całe moje ciało krzyczało, żeby nie odchodził, jednak wiedziałam, że tak będzie lepiej. Nie powinnam pozwalać na to wszystko. Nie powinniśmy się w tym zatracać. 
Kiwnął głową, ale przybliżył swoją twarz do mojej. Poza zapachem pasty do zębów i kawy, poczułam również mocną woń alkoholu. 
- Nawet nie wiesz, jak długo chciałem to zrobić…
Zanim zdążyłam się ruszyć, odezwać, zaprotestować, wpił się w moje wargi z taką mocą, że gdyby nie jego ramiona, które trzymały mnie w miejscu, z pewnością bym upadła. 
Słyszałam kiedyś o stwierdzeniu, że można dostać małpiego rozumu. Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego mogłoby spotkać właśnie mnie. 
W momencie, gdy poczułam jego usta na swoich, mój umysł się wyłączył. Zaczęłam działać całkowicie instynktownie, napędzana hormonami, szybkim biciem serca i ciepłem rozchodzącym się po całym moim ciele. 
Myślałam, że byłam zakochana wcześniej. Sądziłam, że poznałam co to pasja, ale to… to było nie do opisania. 
Moje ciało płonęło, serce próbowało wyrwać się z piersi, a umysł mącił jego zapach. 
Rozchyliłam usta, dając mu większy dostęp...  ledwo zarejestrowałam, że podnosi mnie do góry i zanosi do łóżka. 
w tamtym momencie nic się nie liczyło. Nie miało znaczenia, że byłam więźniem, że byliśmy na skraju wojny, że musiałam poradzić sobie z zadaniem od Voldemorta, a moi bliscy byli daleko. Nie było ważne, że powinnam nienawidzić Malfoy’a, wściekać się na niego, odepchnąć i wyrzucić za drzwi. 
W tamtym momencie zrozumiałam, że nawet gdybym chciała, to nie potrafiłabym tego zrobić. Choćbym nie wiadomo jak od tego uciekała, odpychała, nie mogłam zaprzeczyć, że zaczęłam zakochiwać się w tym chłopaku. Nie miałam pojęcia jak to się stało, ani kiedy zaczęło, ale tak właśnie było i nie mogłam zrobić nic, żeby zniknęło.
Oderwaliśmy się od siebie dłuższą chwilę później, odnajdując w pozycji horyzontalnej, z jego ciałem ułożonym między moimi nogami. Bardziej niż zwykle byłam wtedy świadoma, że nie mam na sobie bielizny… 
Patrzył mi w oczy, z dziwnym wyrazem. Jego źrenice ponownie były normalnej wielkości, jednak wciąż potrafiłam dojrzeć w nich swoje odbicie. 
Milczałam, gdy podparł się na jednej ręce, by drugą pogłaskać mnie po policzku. Nie protestowałam, gdy pochylił się by złożyć na moich ustach jeden, ostatni pocałunek. 
Zdziwiona, obserwowałam, jak zsuwa się ze mnie i układa po drugiej stronie łóżka. 
Przełożył lewą rękę przez moją talię, wtulając się w moje plecy. Krew szumiała mi w uszach, a w umyśle wciąż panował mętlik. 
- Zostaniesz? - zapytałam, gdy byłam pewna, że nie będę charczeć. Nie odpowiedział, ale poczułam na plecach lekkie kiwnięcie głową. Odpowiedziałam tym samym, choć wiedziałam, że tego nie widzi. 

Tej nocy, po raz pierwszy od dawna, spałam spokojnie i obudziłam się w naprawdę dobrym nastroju. Szczęście nie trwało jednak długo. Cały ten spokój, euforia, wyparowały w momencie, gdy obróciłam się na drugą stronę łóżka. Słońce dopiero zaczynało witać się ze światem, a jego już nie było.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz