Po wyjściu Blaise’a, postanowiłam
wziąć szybką kąpiel. Miałam nadzieję zmyć z siebie wspomnienie całego dnia,
wyciszyć umysł, aby móc na spokojnie przeanalizować wszystko, czego się
dowiedziałam.
Nie byłam
pewna, czy powinnam być gotowa do wyjścia na kolację, dlatego po kąpieli
wygrzebałam z kufra pierwsze lepsze rzeczy do ubrania i usiadłam na łóżku. Woda
kapała z moich długich, mokrych włosów, więc zawinęłam je na chwilę w ręcznik.
Naprawdę
żałowałam, że nie mam dostępu do magii. Czułam się, jakby odebrano jakąś
cząstkę mnie samej. Odczuwałam utratę różdżki niemal jak ból fizyczny.
Piętnaście
minut później, w pokoju pojawił się skrzat informując, że mogę zjeść u siebie,
co przyjęłam z niemałą ulgą. Podziękowałam za posiłek oraz za wcześniejszą
opiekę, na co skinął głową i zniknął z cichym pyknięciem.
Gdy
zjadłam, zabrałam się za rozpakowywanie kufra, żeby tylko zabić czas. Nie
lubiłam bezczynności, a niewiedzy nienawidziłam jeszcze bardziej. Niemiłosiernie
mnie irytowało, że nie wiedziałam co się dzieje za drzwiami tego cholernego
pokoju.
Znów
poczułam, że jestem więźniem, co tylko bardziej mnie zdołowało. Po raz kolejny
od dłuższego czasu zadałam sobie pytanie: dlaczego ja?
Wrzuciłam
swój płaszcz do szafy mocniej niż powinnam i ze zdumieniem zauważyłam, że z
kieszeni wyleciało coś czarnego.
Niewiele
myśląc, schyliłam się i wzięłam do ręki miękki materiał. Od razu rozpoznałam
wyhaftowane szmaragdową nicią brzegi, a mój wzrok skierował się do małej
literki M. w jednym z rogów. Chustka, którą dostałam od Malfoy’a, gdy byłam tu
za pierwszym razem.
Niewiele
myśląc uniosłam ją do twarzy i wciągnęłam zapach. Nie był już tak intensywny,
ale wciąż wyczuwalny. Kawa i mięta. Od jakiegoś czasu moje ulubione.
Już
spokojniejsza zamknęłam pusty kufer i wcisnęłam go pod łóżko.
Nie mając
zbyt wiele do roboty, wygrzebałam książkę spod bielizny w szufladzie i usiadłam
na łóżku, by przeczytać ją kolejny raz.
*
*
Byłam gdzieś na
obrzeżach świadomości, gdy dotarł do mnie dźwięk przekręcanej klamki.
Adrenalina momentalnie wystrzeliła w moje żyły, przyspieszając bicie serca.
Otworzyłam oczy, ale nie podniosłam się do pozycji siedzącej.
Ciemność za oknem mówiła
mi, że wciąż była noc i prawdopodobnie było bardzo późno.
Potencjalny napastnik
otworzył drzwi i wsunął się do środka. Patrzyłam ,jak idzie w moją stronę, w
głowie kalkulując swoje szanse. Co mogłam zrobić? Moim jedynym atutem był
element zaskoczenia i na tym postanowiłam się skupić.
Leżałam nieruchomo,
obserwując ciemną sylwetkę, nieudolnie starającą się dotrzeć do łóżka. Trwało
to tak długo, że miałam ochotę zacząć krzyczeć ze strachu i frustracji, lecz w
tym samym momencie włamywacz się potknął.
- Kurwa mać! - znajomy,
zduszony głos sprawił, że moje serce wzmogło swój rytm, by za chwilę się
uspokoić.
Uniosłam się do pozycji
siedzącej, ściskając kołdrę, jakby była moją deską ratunku.
- Malfoy? - zapytałam.
Mój głos był wyższy o oktawę, ale biorąc pod uwagę fakt, że o mało nie zeszłam
na zawał, było to raczej zrozumiałe.
Zmrużyłam powieki,
patrząc jak staje w miejscu, a po chwili pokój zalało światło. Potrzebowałam
chwili, żeby przyzwyczaić wzrok do jasności, co wykorzystał, żeby zrobić
kolejne dwa kroki w moją stronę.
Moje zdziwienie zmieniło
się w podejrzliwość. Czego chciał? Po co przyszedł do mnie o tej porze? Mój
umysł zaczął kreować chore, mrożące krew w moich żyłach, scenariusze.
Potrzepałam głową i z rosnącą gulą w gardle, zsunęłam nogi na dywan.
Widząc, że zmieniłam
pozycję, zatrzymał się w miejscu.
- Co tu robisz? -
żałowałam, że nie położyłam tej durnej szczotki na szafce nocnej. Zawsze
miałabym coś do obrony, a przy elemencie zaskoczenia, mogłabym nawet nabić mu
niezłego guza.
- Ja… - wciągnął głośno
powietrze. Przyjrzałam mu się dokładniej, marszcząc brwi. Wydawało mi się, czy
się zachwiał? - Chciałem z tobą porozmawiać.
- Porozmawiać? -
zdziwiłam się. - O tej porze?
Kiwnął głową. Widząc, że
nie ma zamiaru mnie atakować, nieco się rozluźniłam, ale wciąż pozostawałam
czujna.
Przez krótki moment
zastanawiałam się czy nie wyrzucić go za drzwi, ale ostatecznie ciekawość
zwyciężyła.
Westchnęłam głośno i
wskazałam dłonią dwa fotele, które na stałe zagościły w tym pokoju.
Usiadłam pierwsza,
podkuliłam nogi pod siebie i obserwowałam jak idzie w ślad za mną. Byłam coraz
bardziej pewna, że mam do czynienia z nie do końca trzeźwą wersją Malfoya.
Zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Opadł ciężko na drugi
fotel, podparł ręce na kolanach i położył na nich głowę. Nie spuszczał ze mnie
wzroku, prześlizgując się po koszulce na ramiączkach, krótkich szortach i
wracając do twarzy. Świadomość tego, że nie mam na sobie bielizny, tylko
wzmogła moje zmieszanie.
- Więc? - przerwałam
ciszę, starając się zignorować ciepło w moich policzkach. Jak zwykle w takich
momentach, uniosłam głowę do góry, by jak najbardziej zatuszować swoją
niepewność.
Przekrzywił głowę, z
dziwnym błyskiem w oku.
- Co “więc”? -
odpowiedział pytaniem na pytanie, czym tylko mnie zirytował. To po to tutaj
przyszedł? Żeby mi podokuczać w środku nocy?
Westchnęłam, prosząc
Merlina o cierpliwość.
- Powiedziałeś, że
chcesz porozmawiać…
- Powiedziałem - skinął
głową i… zamilkł. Poczułam wściekłość powoli rozprzestrzeniającą się po moim
ciele.
- O co ci chodzi,
Malfoy? - zapytałam, zrywając się z miejsca. - Obudziłeś mnie w środku nocy
tylko po to, żeby mnie zdenerwować? Jeśli tak, to udało ci się, gratuluję. A
teraz z łaski swojej, wyjdź.
Patrzył na mnie
oniemiały, więc przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę łóżka. Miałam za
sobą ciężki dzień i nie miałam ochoty mierzyć się z jego humorami. Nie
zapomniałam, że to właśnie jego ramiona dały mi ukojenie… jednak ewidentnie był
pod wpływem, a z tym z pewnością nie chciałam mieć do czynienia.
Nie zrobiłam nawet dwóch
kroków, gdy poczułam, że łapie mnie za nadgarstek.
- Zaczekaj.
Bliżej nieokreślona
emocja, w jego zazwyczaj beznamiętnym głosie, kazała mi zatrzymać się w miejscu
i obrócić w jego stronę. Pół kucał, pół siedział na krawędzi fotela, wpatrując
się we mnie z taką mocą, że moje serce zadrżało. Jeszcze nigdy nie widziałam go
tak… podatnego na zranienie, jak w tej chwili. Wyglądał, jakby w każdej chwili
mógł się rozpłakać i byłam pewna, że nawet zobaczyłam łzy w kącikach jego
oczu.
Z jednej strony poczułam
się naprawdę nieswojo, z zachowaniem tak bardzo nie pasującym do codziennej
wersji Malfoy’a, jaką prezentował. Z drugiej zaś, moje serce rwało się, by choć
trochę ulżyć w tym, z czymkolwiek się teraz zmagał.
Odwrócił ode mnie twarz,
ale nie puścił nadgarstka. Naszła mnie ochota, żeby pogłaskać go po włosach i
sprawdzić przy okazji, czy rzeczywiście są tak miękkie jak to sobie
wyobrażałam. Już wyciągałam rękę, ale powstrzymałam się w ostatniej
chwili.
Bez słowa wróciłam z
powrotem na fotel. Trzymał mnie za nadgarstek, dopóki nie przekonał się, że nie
odejdę, jednak wciąż na mnie nie patrzył.
- Tak naprawdę nie wiem,
po co tu przyszedłem - powiedział. Wziął głęboki wdech i wreszcie na mnie
spojrzał. Jego oczy były zaczerwienione, ale nie płakał. Nie wyglądał już
również jak osoba pod wpływem, ale jak ktoś, kto nie potrafi poradzić sobie z
własnymi demonami. Patrzyłam na niego, w myślach zastanawiając się dlaczego, ze
wszystkich pokojów, trafił akurat do mojego?
- Być może dlatego, że
piliśmy i twoje imię pojawiało się dosyć często… - wzruszył ramionami i znów
się obrócił, a moje serce zaczęło bić szybciej. Kto o mnie mówił i co? Czułam,
że zaczyna zżerać mnie ciekawość, więc zaczęłam się wiercić, żeby tylko nie
zacząć rzucać pytaniami. - Mówili... - wydał dźwięk, jakby zadławił się
powietrzem. - Mówili takie rzeczy… - Pokręcił głowa i przysięgłabym, że
przeszedł go silny dreszcz. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, ale nie
powiedział już nic więcej. - Musiałem… musiałem sprawdzić, czy wszystko z tobą
w porządku.
Moje serce się
rozpłynęło, zalewając ciepłem każdy, nawet najmniejszy skrawek mojego
ciała.
Co się stało z
chłopakiem, który jeszcze parę dni wcześniej zarzekał się, że mnie nie cierpi i
nie jestem w jego typie? Dlaczego zachowuje się jakby mu zależało? Dlaczego tak
nagle?
W tym momencie dotarło
do mnie, że to wcale nie była nagła zmiana. Uratował mnie przed napaścią
jeszcze w Hogwarcie. Ochraniał na swój własny sposób, pozwalał wypłakać w swoje
ramię. Ta zmiana była niespodziewana, ale zaczęła się już jakiś czas temu… tak
z pewnością było w moim przypadku. A patrząc na zdewastowanego psychicznie
chłopaka, siedzącego właśnie przede mną, prawdopodobnie jego przemiana była
bardzo podobna.
Nie wiedziałam co
odpowiedzieć na jego wyznanie, więc ulżyło mi, gdy mówił dalej.
- Wcześniej… jak byłaś u
niego - Domyśliłam się, że chodziło o Voldemorta i nie uszło mojej
uwadze, że nie nazwał go Czarnym Panem. - Poczułem… - przerwał.
Pochylił się w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. Po raz kolejny czułam się
hipnotyzowana przez piękny odcień jego tęczówek. - Powiedz mi, powiedz
szczerze, zrobił ci coś?
Zaskoczona mocą, z jaką
zadał to pytanie, pokręciłam po prostu głową. Odetchnął z ulgą i odsunął się, a
ja odchrząknęłam, starając się uspokoić burzę, która rozszalała się w moim
wnętrzu. Przerażało mnie to, jak na niego reaguję.
Schował twarz w
dłoniach, nie odzywając się więcej.
Po raz kolejny, od kiedy
tu trafiłam poczułam, jakbym znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości.
Rzeczywistości, w której Malfoy, którego mam przed sobą, nigdy nie był wrednym
bubkiem, a mężczyzną zdolnym do uczuć. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim
wydaniu. Owszem, był bliski szaleństwa, gdy przyłapałam go na kłótni z Blaisem,
w starej klasie do eliksirów. Ale nigdy nie widziałam, żeby był tak… wrażliwy.
Zanim zaczęłam
kwestionować własne działanie, zsunęłam się z fotela i uklęknęłam obok niego.
Zawahałam się, ale tylko na sekundę, zanim położyłam swoją dłoń na jego. Była
zaskakująco chłodna, nawet jak na dosyć niską, nocną temperaturę.
Gdy tylko dotknęłam jego
skóry, uniósł głowę i skierował na mnie zaskoczone spojrzenie. Jego źrenice
były rozszerzone, niemal w całości pokrywając szarość tęczówek, lecz w tym
momencie znaczenie miało tylko to, że widziałam w nich swoje odbicie.
- Ze mną w porządku -
powiedziałam. Nie do końca było to prawdą, ale nie wyglądał jakby był w stanie
wysłuchać tego, co miałabym do powiedzenia. - Ale widzę, że z tobą nie do
końca.
Łagodność w moim głosie
zaskoczyła nawet mnie samą. Wiedziałam, że jestem do niej zdolna… jednak nie
przy nim. Co ten chłopak ze mną robił?
Westchnął i odchylił się
na oparcie, wysuwając swoją dłoń spod mojej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić,
więc objęłam nogi ramionami i po prostu patrzyłam na niego z dołu.
- Widziałem jej już
trochę, a jednak wciąż nie potrafię przejść obok obojętnie… - powiedział,
patrząc w ścianę. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że zobaczyłam
łzę.
- Obok czego? -
zapytałam tak cicho, że nie byłam pewna czy usłyszał.
Nie odzywał się dłuższą
chwilę i już się szykowałam, żeby powtórzyć pytanie, kiedy na mnie
spojrzał.
- Śmierci - zadrżałam.
Zrobiło mi się słabo i byłam pewna, że cała krew odpłynęła z mojej twarzy. Nie
wiedziałam, czy chcę aby kontynuował, jednak zanim zdążyłam się odezwać, mówił
dalej. - Zabił ją na naszych oczach. Tak po prostu, dla frajdy, jakby była nic
nie znaczącym pionkiem w grze. Jakby nie była żyjącą osobą, tylko...śmieciem.
Miałam wrażenie, że moje
serce spadło do żołądka i zaczęło rozpuszczać się w żrącym kwasie.
- Kogo? - zapytały moje
usta, całkowicie poza kontrolą.
- Burbage.
- Burbage? Charity
Burbage? Ta nauczycielka od mugoloznawstwa? - Dopytywałam, niepewna, czy tak
naprawdę chcę wiedzieć.
Kiwnął głową, zaciskając
usta. Zerwałam się z miejsca, czując złość, obrzydzenie, niechęć. Nie mogłam
uwierzyć, że jestem córką kogoś, kto z zimną krwią, dla zabawy, morduje ludzi.
Brzydziłam się nim. Nim, jego ideą… a nawet własną krwią. Gdybym mogła,
spuściłabym ją całą i zastąpiła nową, nawet jeśli byłaby mugolska. I tak całe
życie żyłam w przekonaniu, że pochodzę z nie magicznego świata.
- Później żartowali w ten
sposób na twój temat - usłyszałam jego słowa za plecami. Zadrżałam, gdy
powiedział “w ten sposób”, nie chciałam wiedzieć, co miał na myśli. - Gdy sobie
wyobraziłem, że mogłabyś zostać tak potraktowana…
Znów poczułam jego dłoń
na nadgarstku, jednak tym razem było inaczej. Obrócił mnie lekko w swoją
stronę. Gęsia skórka pokryła całe moje ciało, gdy zobaczyłam wyraz jego
twarzy.
Rozpadłam się i
odbudowałam na nowo, znów odnajdując własne odbicie w jego wciąż powiększonych
źrenicach.
Dotknął mojej twarzy,
wprawiając serce w drżenie. Wiedziałam, że kieruje nim echo alkoholu. Byłam
przekonana, że sam z siebie nie zachowywałby się w taki sposób, a mimo to, nie
potrafiłam się odsunąć. Nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że będę cierpieć, a
jednak nie mogłam się odwrócić. Iskra świadomości, co to oznacza, przeraziła
mnie nie na żarty.
- Myślę, że powinieneś
już iść - powiedziałam drżącym głosem, wciąż patrząc mu w oczy.
Całe moje ciało krzyczało,
żeby nie odchodził, jednak wiedziałam, że tak będzie lepiej. Nie powinnam
pozwalać na to wszystko. Nie powinniśmy się w tym zatracać.
Kiwnął głową, ale
przybliżył swoją twarz do mojej. Poza zapachem pasty do zębów i kawy, poczułam
również mocną woń alkoholu.
- Nawet nie wiesz, jak
długo chciałem to zrobić…
Zanim zdążyłam się
ruszyć, odezwać, zaprotestować, wpił się w moje wargi z taką mocą, że gdyby nie
jego ramiona, które trzymały mnie w miejscu, z pewnością bym upadła.
Słyszałam kiedyś o
stwierdzeniu, że można dostać małpiego rozumu. Nigdy, przenigdy nie
spodziewałabym się, że coś takiego mogłoby spotkać właśnie mnie.
W momencie, gdy poczułam
jego usta na swoich, mój umysł się wyłączył. Zaczęłam działać całkowicie
instynktownie, napędzana hormonami, szybkim biciem serca i ciepłem rozchodzącym
się po całym moim ciele.
Myślałam, że byłam
zakochana wcześniej. Sądziłam, że poznałam co to pasja, ale to… to było nie do
opisania.
Moje ciało płonęło,
serce próbowało wyrwać się z piersi, a umysł mącił jego zapach.
Rozchyliłam usta, dając
mu większy dostęp... ledwo zarejestrowałam, że podnosi mnie do góry i
zanosi do łóżka.
w tamtym momencie nic
się nie liczyło. Nie miało znaczenia, że byłam więźniem, że byliśmy na skraju
wojny, że musiałam poradzić sobie z zadaniem od Voldemorta, a moi bliscy byli
daleko. Nie było ważne, że powinnam nienawidzić Malfoy’a, wściekać się na niego,
odepchnąć i wyrzucić za drzwi.
W tamtym momencie
zrozumiałam, że nawet gdybym chciała, to nie potrafiłabym tego zrobić. Choćbym
nie wiadomo jak od tego uciekała, odpychała, nie mogłam zaprzeczyć, że zaczęłam
zakochiwać się w tym chłopaku. Nie miałam pojęcia jak to się stało, ani kiedy
zaczęło, ale tak właśnie było i nie mogłam zrobić nic, żeby zniknęło.
Oderwaliśmy się od
siebie dłuższą chwilę później, odnajdując w pozycji horyzontalnej, z jego
ciałem ułożonym między moimi nogami. Bardziej niż zwykle byłam wtedy świadoma,
że nie mam na sobie bielizny…
Patrzył mi w oczy, z
dziwnym wyrazem. Jego źrenice ponownie były normalnej wielkości, jednak wciąż
potrafiłam dojrzeć w nich swoje odbicie.
Milczałam, gdy podparł
się na jednej ręce, by drugą pogłaskać mnie po policzku. Nie protestowałam, gdy
pochylił się by złożyć na moich ustach jeden, ostatni pocałunek.
Zdziwiona, obserwowałam,
jak zsuwa się ze mnie i układa po drugiej stronie łóżka.
Przełożył lewą rękę
przez moją talię, wtulając się w moje plecy. Krew szumiała mi w uszach, a w
umyśle wciąż panował mętlik.
- Zostaniesz? -
zapytałam, gdy byłam pewna, że nie będę charczeć. Nie odpowiedział, ale
poczułam na plecach lekkie kiwnięcie głową. Odpowiedziałam tym samym, choć
wiedziałam, że tego nie widzi.
Tej nocy, po raz
pierwszy od dawna, spałam spokojnie i obudziłam się w naprawdę dobrym nastroju.
Szczęście nie trwało jednak długo. Cały ten spokój, euforia, wyparowały w
momencie, gdy obróciłam się na drugą stronę łóżka. Słońce dopiero zaczynało
witać się ze światem, a jego już nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz