Kiedy na drugi dzień
otworzyłam oczy, czułam się nieco stabilniej emocjonalnie. Rozumiałam
zachowanie rodziców, ich uczucia i obawy. Rozumiałam, a jednak nie potrafiłam
się z tym w pełni pogodzić.
Nadal również bałam
się konfrontacji z Harrym i Ronem. Mimo, że znałam ich tyle lat, nie potrafiłam
nawet wyobrazić sobie ich reakcji.
Wierzyłam jednak, że
będę miała ich wsparcie i pomogą mi przez to przebrnąć.
Niepewność, niepokój
i wciąż krążący w żyłach żal zżerały mnie od środka i nie potrafiłam usiedzieć
w miejscu dłużej niż było to potrzebne.
Pospiesznie zjadłam
śniadanie, nie czekając nawet na kawę, w locie dałam rodzicom po buziaku i
ruszyła w stronę kominka. Dopiero tam dotarło do mnie, że nie wiem, gdzie
znajduje się proszek Fiuu.
- Może zostaniesz
jeszcze trochę? - usłyszałam za plecami. Mama stała w przejściu, trzymając w
rękach ciemny woreczek, zupełnie jakby znała już odpowiedź na zadane pytanie. W
jej oczach widziałam żal i niepewność.
Objęłam się ramionami
i pokręciłam głową.
- Chciałabym być
sama… - powiedziałam łagodnie. - Przetrawić to wszystko.
Nie dodałam, że
chciałabym również porozmawiać z przyjaciółmi, ale sądzę, że to
wiedziała.
Przyglądała mi się
jeszcze chwilę, jakby upewniając się, czy nie zmienię zdania, po czym kiwnęła
głową.
- Dobrze, jak
uważasz. - Wyciągnęła w moją stronę woreczek. - Wykorzystaj tyle czasu ile
potrzebujesz, ale napisz do nas. - Kiwnęłam głową. - I, córeczko…?
- Tak?
- Uważaj na siebie,
dobrze? Twoje życie nie będzie już takie jak dotychczas. Nie będziesz
bezpieczna.
- Myślę, że
przyjaźniąc się z Harry’m nigdy nie byłam w stu procentach bezpieczna. - Kiedy
wypowiadałam te słowa, dotarło do mnie, że to prawda. Od początku byłam na
celowniku, tylko z innego powodu.
Mama też to
wiedziała.
- Mimo wszystko, bądź
ostrożna.
- Dobrze, mamo -
wzięłam trochę proszku i weszłam do kominka. - Gabinet Albusa Dumbledore’a,
Hogwart.
Wydawało mi się, że
przez pochłaniające mnie płomienie, po raz kolejny widziałam mamę ocierającą
łzy.
*~*~*
- Dzień dobry, panno
Granger - usłyszałam od razu po wyjściu z kominka.
Dumbledore siedział
za biurkiem i obserwował mnie uważnie zza swoich okularów połówek. Ani na
ustach, ani w oczach nie zobaczyłam śladów uśmiechu, wyrażały za to jakby…
czujność?
- Dzień dobry, panie
dyrektorze.
Odpowiedziałam i
grzecznie skinęłam głową.
Co dziwne, nie czułam
żalu do dyrektora. Wiedział o wszystkim przez cały czas, a mimo to mi nie
powiedział, to fakt. Wspominał jednak o obietnicy złożonej mojej mamie.
Obietnice w czarodziejskim świecie mają naprawdę dużą moc. Moje pretensje na
nic by się nie zdały.
- Mam nadzieję, że
spotkanie z mamą było owocne?
- Z pewnością było…
niespodziewane. - odpowiedziałam, patrząc prosto w bladoniebieskie tęczówki.
Pokiwał głową, dając
do zrozumienia, że doskonale mnie rozumie.
- Domyślam się, że
jest to dla ciebie duży szok. Mam nadzieję, że masz świadomość zmian, jakie cię
czekają.
Miałam… i nie. Nie
byłam pewna, o czym mówił. Wiedziałam, że moje życie nie będzie wyglądało tak
jak dotychczas, a najbliższy czas zweryfikuje moje być albo nie być w
czarodziejskim społeczeństwie. Ale raczej nie chodziło mu o to.
- Usiądź, proszę -
wskazał krzesło naprzeciwko biurka, a gdy usiadłam, kontynuował. - Nie wiem czy
twoja mama wspominała coś na ten temat, ale Tom nie ma pojęcia, że to ty jesteś
jego córką…
- Domyśliłam się.
- … i dobrze by było
utrzymać to w tajemnicy jak najdłużej. - Spojrzał na mnie uważnie. - Chyba
rozumiesz dlaczego?
Przez całą jego
wypowiedź kiwałam głową. Oczywiście, że rozumiałam. Voldemort był
nieobliczalnym człowiekiem, a ja przyjaźniłam się z jego największym wrogiem -
z pewnością będzie próbował wykorzystać ten fakt.
Nie wiem, co dyrektor
zobaczył w moich oczach, ale po chwili również skinął głową i podszedł do
Fawkesa.
- Wiesz, co masz
robić - wyszeptał, a ptak zniknął w rozbłysku płomieni. Tego już kompletnie nie
rozumiałam. Dumbledore musiał zauważyć, że marszczę brwi, bo uśmiechnął się do
mnie dobrodusznie, po raz pierwszy od mojego powrotu.
- Hermiono, nie mów
nikomu o tym, czego się dowiedziałaś…
- A Harry, Ron …. i
Ginevra? - weszłam mu w słowo. Rozumiałam zakaz rozmowy z innymi, ale
przyjaciołom musiałam powiedzieć. Podskórnie czułam, że gdyby dowiedzieli się
od kogoś innego, mogliby mi nie wybaczyć.
Nie wiem czy to była
kwestia światła, ale przez twarz dyrektora przebiegł cień.
- Dobrze - powiedział
w końcu. - Porozmawiaj z przyjaciółmi, ale im mniej osób wie, tym mniejsze
ryzyko, rozumiesz, prawda?
Po raz kolejny
kiwnęłam głową, a on zrobił to samo. Sytuacja ze zmieniaczem czasu na trzecim
roku pokazała, że potrafię dochować tajemnicy.
- Mimo naszych
działań, musimy założyć, że może pójść coś nie tak - kontynuował. - Właśnie
dlatego musimy zachować podwójną ostrożność.
Rozległo się pukanie
do drzwi. Odwróciłam się akurat w momencie, gdy w przejściu pojawił się Snape.
Otworzyłam szerzej
oczy, kiedy dotarło do mnie co to oznacza. Odwróciłam się z powrotem do
Dumbledore’a.
- Oklumencja?
Znowu nie byłam
pewna, ale wydawało mi się, że zobaczyłam w jego oczach cień uznania. Nie byłam
głupia. Gdy zobaczyłam Snape’a, od razu skojarzyłam sytuację z Harrym z
zeszłego roku.
- Co za
błyskotliwość, Granger - powiedział Snape, a na jego usta wypłynął kpiący
uśmieszek. - A może powinieniem powiedzieć Riddle?
Poczułam, jak krew
uderza mi do głowy. Zwęziłam powieki i starałam się posłać najbardziej wściekłe
spojrzenie na jakie było mnie stać.
- Nazywam. się.
Granger!- Wysyczałam.
Gotowałam się ze
złości. Wkurzyło mnie nie tylko to, co powiedział, ale również jego wyraz
twarzy.
Myślałam, że jeszcze
coś odpowie, ale po chwili skinął głową i skierował spojrzenie na dyrektora.
Zanim to zrobił, coś się zmieniło w jego spojrzeniu… stało się mniej
prześmiewcze.
- Niestety nie mogę
uczyć panny Granger, jestem zajęty… czym innym.
Ewidentnie chciał
powiedzieć coś innego, ale zmienił zdanie ze względu na mnie. Moja ciekawska
strona zaczęła się niespokojnie wiercić.
Mierzyli się chwilę
wzrokiem, a ja przeskakiwałam spojrzeniem od jednego do drugiego, czekając na
rozwój sytuacji.
W końcu Dumbledore
westchnął.
- Rozmawialiśmy już o
tym, Severusie… Wiesz, że jest to sytuacja najwyższej wagi.
- Mam tego
świadomość, dyrektorze - nie ustępował Snape. - Dlatego przydzielę jej osobę,
która opanowała oklumencję do perfekcji.
- Chyba nie mówisz o…
- usłyszałam podejrzliwość w głosie Dumbledore’a, ale Snape tylko machnął ręką.
- Nie. Dobrze wiesz,
że jest zajęty czym innym.
Zajęty czym innym?
ON? Na Merlina, o kim oni mówią?
Widziałam po
dyrektorze, że nie bardzo podoba mu się pomysł Snape’a, ale w końcu spasował, a
ja nie mogłam się nadziwić.
- Mam nadzieję, że
ufasz tej osobie.
Snape skinął gorliwie
głową.
- Jest jedną z niewielu
osób, zwłaszcza młodych, której nie wahałbym się powierzyć życia.
- Dobrze więc -
spasował ostatecznie Dumbledore i spojrzał znowu na mnie, jakby przypomniał
sobie, że wciąż tu jestem. - Hermiono, idź do pokoju wspólnego, porozmawiaj z
przyjaciółmi lub odpocznij - jak wolisz. Od jutra zaczniesz zajęcia, profesor
Snape wszystko ci wyjaśni.
Opuścił spojrzenie z
powrotem na papiery, a ja wiedziałam, że rozmowa się skończyła. Wstałam z
miejsca i ruszyłam w stronę Snape’a, czując jak obawa znowu obejmuje moje
serce.
*~*~*
Po wyjściu z
gabinetu, nie byłam skazana na obecność Snape’a dłużej niż pięć minut. Miałam
wrażenie, że teraz, gdy poznał prawdę, nie lubi mnie jeszcze bardziej. A może
to była ostrożność? Ciężko stwierdzić.
Milczał gdy wyszliśmy
z gabinetu oraz gdy zjeżdżaliśmy w dół ruchomymi schodami. Odezwał się dopiero
gdy gargulec wskoczył z powrotem na miejsce, zasłaniając wejście do gabinetu
dyrektora.
- Zajęcia będą się
odbywały codziennie o godzinie siedemnastej. Będziecie spotykać się w lochach,
w trzeciej sali po lewej, patrząc od schodów - tam będzie bezpiecznie. -
powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. Automatycznie pokiwałam głową, choć
znowu poczułam złość.- I nie spóźnij się Granger.
Po tych słowach
odwrócił się na pięcie i odszedł.
Patrzyłam na jego
plecy, a do mojego zamroczonego umysłu dotarł fakt, że nie mam pojęcia, z kim
będą owe zajęcia.
O kim mógł mówić
Snape? Komu z uczniów byłby w stanie powierzyć swoje życie? Byłam pewna, że
chodzi o ucznia, bo użył słowa “młodych”. Z kadry nauczycielskiej nikt nie
zasługiwał na takie określenie.
Będę musiała
wytrzymać do jutra, nie mam innego wyboru.
Nawet nie wiem kiedy
dotarłam do wieży Gryffindoru. Dopiero stając przed obrazem zorientowałam się
gdzie jestem.
- Hermiona?!
Ledwo zdążyłam
przejść przez dziurę w portrecie, a widzenie od razu przysłoniła mi kurtyna
rudych włosów. Ginny uściskała mnie mocno i po chwili cofnęła się, żeby posłać
mi podejrzliwe spojrzenie. Za jej plecami zobaczyłam zdezorientowanego Deana,
więc wywnioskowałam, że podbiegła z nienacka, od razu, jak mnie zobaczyła.
- Gdzie byłaś?
Mimo wcześniejszego
postanowienia, chciałam przeprowadzić tę rozmowę później. Ułożyć w głowie plan
w jaki sposób to wszystko przekazać, jednak widząc determinację Wesleyówny
doszłam do wniosku, że i tak od tego nie ucieknę.
Złapałam ją za ramię
i spojrzałam prosto w oczy.
- Wszystko ci
wyjaśnię, obiecuję. Na razie powiedz mi gdzie są Ron i Harry?
Przez chwilę
odniosłam wrażenie, że będzie się kłócić, ale po chwili wypuściła powietrze z
głośnym wydechem.
- Harry pisze zadanie
na obronę przed czarną magią - wskazała na miejsce przy kominku, w którym
siedział Potter. - A Ron… - zawiesiła na moment głos, a ja znów poczułam na
sobie czujne spojrzenie. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co jej chodzi. - Ron
migdali się tam w kącie z Lavender - teraz wskazała na zacienione miejsce w
rogu pokoju, a mnie olśniło.
No tak. Ostatnim, co
widziałam przed swoją małą wycieczką, był pocałunek Rona z Lavender. Znowu
poczułam, że robi mi się przykro, ale nie bolało już tak jak wtedy.
- Zachowują się tak
od wczoraj. Normalnie jakby się przyssali - kontynuowała Ginny, coraz bardziej
zła. - Wyglądają jakby jedno drugiemu miało pożreć twarz. Ohyda.
Mimo woli
uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiałam tę dziewczynę. Była moją jedyną
przyjaciółką jeśli chodzi o płeć żeńską i nie wyobrażałam sobie zatajenia przed
nią swojej tajemnicy.
- Ginny, zabierz ich
obydwu i spotkajmy się za piętnaście minut w Pokoju Życzeń, dobrze? -
widziałam, że otwiera usta aby zaprotestować, więc znów złapałam ją za ramię i
mocniej ścisnęłam. - Tam wszystko wyjaśnię, całej waszej trójce.
Poczekałam aż skinie
głową i ruszyłam z powrotem do wyjścia. Może to i lepiej? Załatwię wszystko za
jednym zamachem i będę przynajmniej wiedziała, na czym stoję.
Jak tylko podjęłam
decyzję, poczułam się lżej.
*~*~*
Co sądzicie? :)
Niesamowity rozdział.
OdpowiedzUsuń