3 kwietnia 2019

ROZDZIAŁ IV


Kiedy na drugi dzień otworzyłam oczy, czułam się nieco stabilniej emocjonalnie. Rozumiałam zachowanie rodziców, ich uczucia i obawy. Rozumiałam, a jednak nie potrafiłam się z tym w pełni pogodzić.
Nadal również bałam się konfrontacji z Harrym i Ronem. Mimo, że znałam ich tyle lat, nie potrafiłam nawet wyobrazić sobie ich reakcji.
Wierzyłam jednak, że będę miała ich wsparcie i pomogą mi przez to przebrnąć.
Niepewność, niepokój i wciąż krążący w żyłach żal zżerały mnie od środka i nie potrafiłam usiedzieć w miejscu dłużej niż było to potrzebne.
Pospiesznie zjadłam śniadanie, nie czekając nawet na kawę, w locie dałam rodzicom po buziaku i ruszyła w stronę kominka. Dopiero tam dotarło do mnie, że nie wiem, gdzie znajduje się proszek Fiuu.
- Może zostaniesz jeszcze trochę? - usłyszałam za plecami. Mama stała w przejściu, trzymając w rękach ciemny woreczek, zupełnie jakby znała już odpowiedź na zadane pytanie. W jej oczach widziałam żal i niepewność.
Objęłam się ramionami i pokręciłam głową.
- Chciałabym być sama… - powiedziałam łagodnie. - Przetrawić to wszystko.
Nie dodałam, że chciałabym  również porozmawiać z przyjaciółmi, ale sądzę, że to wiedziała.
Przyglądała mi się jeszcze chwilę, jakby upewniając się, czy nie zmienię zdania, po czym kiwnęła głową.
- Dobrze, jak uważasz. - Wyciągnęła w moją stronę woreczek. - Wykorzystaj tyle czasu ile potrzebujesz, ale napisz do nas. - Kiwnęłam głową. - I, córeczko…?
- Tak?
- Uważaj na siebie, dobrze? Twoje życie nie będzie już takie jak dotychczas. Nie będziesz bezpieczna.
- Myślę, że przyjaźniąc się z Harry’m nigdy nie byłam w stu procentach bezpieczna. - Kiedy wypowiadałam te słowa, dotarło do mnie, że to prawda. Od początku byłam na celowniku, tylko z innego powodu.
Mama też to wiedziała.
- Mimo wszystko, bądź ostrożna.
- Dobrze, mamo - wzięłam trochę proszku i weszłam do kominka. - Gabinet Albusa Dumbledore’a, Hogwart.
Wydawało mi się, że przez pochłaniające mnie płomienie, po raz kolejny widziałam mamę ocierającą łzy.

*~*~*

- Dzień dobry, panno Granger - usłyszałam od razu po wyjściu z kominka.
Dumbledore siedział za biurkiem i obserwował mnie uważnie zza swoich okularów połówek. Ani na ustach, ani w oczach nie zobaczyłam śladów uśmiechu, wyrażały za to jakby… czujność?
- Dzień dobry, panie dyrektorze.
Odpowiedziałam i grzecznie skinęłam głową.
Co dziwne, nie czułam żalu do dyrektora. Wiedział o wszystkim przez cały czas, a mimo to mi nie powiedział, to fakt. Wspominał jednak o obietnicy złożonej mojej mamie. Obietnice w czarodziejskim świecie mają naprawdę dużą moc. Moje pretensje na nic by się nie zdały.
- Mam nadzieję, że spotkanie z mamą było owocne?
- Z pewnością było… niespodziewane. - odpowiedziałam, patrząc prosto w bladoniebieskie tęczówki.
Pokiwał głową, dając do zrozumienia, że doskonale mnie rozumie.
- Domyślam się, że jest to dla ciebie duży szok. Mam nadzieję, że masz świadomość zmian, jakie cię czekają.
Miałam… i nie. Nie byłam pewna, o czym mówił. Wiedziałam, że moje życie nie będzie wyglądało tak jak dotychczas, a najbliższy czas zweryfikuje moje być albo nie być w czarodziejskim społeczeństwie. Ale raczej nie chodziło mu o to.

- Usiądź, proszę - wskazał krzesło naprzeciwko biurka, a gdy usiadłam, kontynuował. - Nie wiem czy twoja mama wspominała coś na ten temat, ale Tom nie ma pojęcia, że to ty jesteś jego córką…
- Domyśliłam się.
- … i dobrze by było utrzymać to w tajemnicy jak najdłużej. - Spojrzał na mnie uważnie. - Chyba rozumiesz dlaczego?
Przez całą jego wypowiedź kiwałam głową. Oczywiście, że rozumiałam. Voldemort był nieobliczalnym człowiekiem, a ja przyjaźniłam się z jego największym wrogiem - z pewnością będzie próbował wykorzystać ten fakt.
Nie wiem, co dyrektor zobaczył w moich oczach, ale po chwili również skinął głową i podszedł do Fawkesa.
- Wiesz, co masz robić - wyszeptał, a ptak zniknął w rozbłysku płomieni. Tego już kompletnie nie rozumiałam. Dumbledore musiał zauważyć, że marszczę brwi, bo uśmiechnął się do mnie dobrodusznie, po raz pierwszy od mojego powrotu.
- Hermiono, nie mów nikomu o tym, czego się dowiedziałaś…
- A Harry, Ron …. i Ginevra? - weszłam mu w słowo. Rozumiałam zakaz rozmowy z innymi, ale przyjaciołom musiałam powiedzieć. Podskórnie czułam, że gdyby dowiedzieli się od kogoś innego, mogliby mi nie wybaczyć.
Nie wiem czy to była kwestia światła, ale przez twarz dyrektora przebiegł cień.
- Dobrze - powiedział w końcu. - Porozmawiaj z przyjaciółmi, ale im mniej osób wie, tym mniejsze ryzyko, rozumiesz, prawda?
Po raz kolejny kiwnęłam głową, a on zrobił to samo. Sytuacja ze zmieniaczem czasu na trzecim roku pokazała, że potrafię dochować tajemnicy.
- Mimo naszych działań, musimy założyć, że może pójść coś nie tak - kontynuował. - Właśnie dlatego musimy zachować podwójną ostrożność.
Rozległo się pukanie do drzwi. Odwróciłam się akurat w momencie, gdy w przejściu pojawił się Snape.
Otworzyłam szerzej oczy, kiedy dotarło do mnie co to oznacza. Odwróciłam się z powrotem do Dumbledore’a.
- Oklumencja?
Znowu nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że zobaczyłam w jego oczach cień uznania. Nie byłam głupia. Gdy zobaczyłam Snape’a, od razu skojarzyłam sytuację z Harrym  z zeszłego roku.
- Co za błyskotliwość, Granger - powiedział Snape, a na jego usta wypłynął kpiący uśmieszek. - A może powinieniem powiedzieć Riddle?
Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Zwęziłam powieki i starałam się posłać najbardziej wściekłe spojrzenie na jakie było mnie stać.
- Nazywam. się. Granger!- Wysyczałam.
Gotowałam się ze złości. Wkurzyło mnie nie tylko to, co powiedział, ale również jego wyraz twarzy.
Myślałam, że jeszcze coś odpowie, ale po chwili skinął głową i skierował spojrzenie na dyrektora. Zanim to zrobił, coś się zmieniło w jego spojrzeniu… stało się mniej prześmiewcze.
- Niestety nie mogę uczyć panny Granger, jestem zajęty… czym innym.
Ewidentnie chciał powiedzieć coś innego, ale zmienił zdanie ze względu na mnie. Moja ciekawska strona zaczęła się niespokojnie wiercić.
Mierzyli się chwilę wzrokiem, a ja przeskakiwałam spojrzeniem od jednego do drugiego, czekając na rozwój sytuacji.
W końcu Dumbledore westchnął.
- Rozmawialiśmy już o tym, Severusie… Wiesz, że jest to sytuacja najwyższej wagi.
- Mam tego świadomość, dyrektorze - nie ustępował Snape. - Dlatego przydzielę jej osobę, która opanowała oklumencję do perfekcji.
- Chyba nie mówisz o… - usłyszałam podejrzliwość w głosie Dumbledore’a, ale Snape tylko machnął ręką.
- Nie. Dobrze wiesz, że jest zajęty czym innym.
Zajęty czym innym? ON? Na Merlina, o kim oni mówią?
Widziałam po dyrektorze, że nie bardzo podoba mu się pomysł Snape’a, ale w końcu spasował, a ja nie mogłam się nadziwić.
- Mam nadzieję, że ufasz tej osobie.
Snape skinął gorliwie głową.
- Jest jedną z niewielu osób, zwłaszcza młodych, której nie wahałbym się powierzyć życia.
- Dobrze więc - spasował ostatecznie Dumbledore i spojrzał znowu na mnie, jakby przypomniał sobie, że wciąż tu jestem. - Hermiono, idź do pokoju wspólnego, porozmawiaj z przyjaciółmi lub odpocznij - jak wolisz. Od jutra zaczniesz zajęcia, profesor Snape wszystko ci wyjaśni.
Opuścił spojrzenie z powrotem na papiery, a ja wiedziałam, że rozmowa się skończyła. Wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę Snape’a, czując jak obawa znowu obejmuje moje serce.

*~*~*

Po wyjściu z gabinetu, nie byłam skazana na obecność Snape’a dłużej niż pięć minut. Miałam wrażenie, że teraz, gdy poznał prawdę, nie lubi mnie jeszcze bardziej. A może to była ostrożność? Ciężko stwierdzić.
Milczał gdy wyszliśmy z gabinetu oraz gdy zjeżdżaliśmy w dół ruchomymi schodami. Odezwał się dopiero gdy gargulec wskoczył z powrotem na miejsce, zasłaniając wejście do gabinetu dyrektora.
- Zajęcia będą się odbywały codziennie o godzinie siedemnastej. Będziecie spotykać się w lochach, w trzeciej sali po lewej, patrząc od schodów - tam będzie bezpiecznie. - powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. Automatycznie pokiwałam głową, choć znowu poczułam złość.- I nie spóźnij się Granger.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i odszedł.
Patrzyłam na jego plecy, a do mojego zamroczonego umysłu dotarł fakt, że nie mam pojęcia, z kim będą owe zajęcia.
O kim mógł mówić Snape? Komu z uczniów byłby w stanie powierzyć swoje życie? Byłam pewna, że chodzi o ucznia, bo użył słowa “młodych”. Z kadry nauczycielskiej nikt nie zasługiwał na takie określenie.
Będę musiała wytrzymać do jutra, nie mam innego wyboru.
Nawet nie wiem kiedy dotarłam do wieży Gryffindoru. Dopiero stając przed obrazem zorientowałam się gdzie jestem.
- Hermiona?!
Ledwo zdążyłam przejść przez dziurę w portrecie, a widzenie od razu przysłoniła mi kurtyna rudych włosów. Ginny uściskała mnie mocno i po chwili cofnęła się, żeby posłać mi podejrzliwe spojrzenie. Za jej plecami zobaczyłam zdezorientowanego Deana, więc wywnioskowałam, że podbiegła z nienacka, od razu, jak mnie zobaczyła.
- Gdzie byłaś?
Mimo wcześniejszego postanowienia, chciałam przeprowadzić tę rozmowę później. Ułożyć w głowie plan w jaki sposób to wszystko przekazać, jednak widząc determinację Wesleyówny doszłam do wniosku, że i tak od tego nie ucieknę.
Złapałam ją za ramię i spojrzałam prosto w oczy.
- Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję. Na razie powiedz mi gdzie są Ron i Harry?
Przez chwilę odniosłam wrażenie, że będzie się kłócić, ale po chwili wypuściła powietrze z głośnym wydechem.
- Harry pisze zadanie na obronę przed czarną magią - wskazała na miejsce przy kominku, w którym siedział Potter. - A Ron… - zawiesiła na moment głos, a ja znów poczułam na sobie czujne spojrzenie. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co jej chodzi. - Ron migdali się tam w kącie z Lavender - teraz wskazała na zacienione miejsce w rogu pokoju, a mnie olśniło.
No tak. Ostatnim, co widziałam przed swoją małą wycieczką, był pocałunek Rona z Lavender. Znowu poczułam, że robi mi się przykro, ale nie bolało już tak jak wtedy.
- Zachowują się tak od wczoraj. Normalnie jakby się przyssali - kontynuowała Ginny, coraz bardziej zła. - Wyglądają jakby jedno drugiemu miało pożreć twarz. Ohyda.
Mimo woli uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiałam tę dziewczynę. Była moją jedyną przyjaciółką jeśli chodzi o płeć żeńską i nie wyobrażałam sobie zatajenia przed nią swojej tajemnicy.
- Ginny, zabierz ich obydwu i spotkajmy się za piętnaście minut w Pokoju Życzeń, dobrze? - widziałam, że otwiera usta aby zaprotestować, więc znów złapałam ją za ramię i mocniej ścisnęłam. - Tam wszystko wyjaśnię, całej waszej trójce.
Poczekałam aż skinie głową i ruszyłam z powrotem do wyjścia. Może to i lepiej? Załatwię wszystko za jednym zamachem i będę przynajmniej wiedziała, na czym stoję.
Jak tylko podjęłam decyzję, poczułam się lżej.

*~*~*

Co sądzicie? :)


1 komentarz: