Mieszałam łyżeczką
owsiankę, błądząc myślami gdzieś w przestworzach. Byłam niewyspana, zła i
zupełnie nie potrafiłam się skupić.
Ginny jednak kompletnie
to nie odstraszało. Od kiedy pojawiła się w Wielkiej Sali, uśmiech nie schodził
z jej twarzy i nawet moje odburkiwanie nie potrafiło zepsuć jej dobrego humoru.
Zachowywała się w ten
sposób już prawie dwa tygodnie, a wszystko dzięki temu, że w końcu zeszła się z
Harrym.
Cieszyłam się jej
szczęściem, naprawdę. Wiedziałam, że kochała Pottera od chwili, gdy go poznała
i chyba jako jedyna kibicowałam im od samego początku.
Kiedy po raz trzeci
zaproponowała mi kawę,a w jej oczach pojawiła się troska, poczułam wyrzuty
sumienia. Nie powinnam tak się zachowywać. To przecież nie jej wina, że przez
natłok informacji z dnia wczorajszego, nie potrafiłam zmrużyć w nocy oka.
Już otwierałam usta,
żeby podziękować za kawę i ją uspokoić, kiedy na linii mojego wzroku pojawił
się Ron z uwieszoną na jego ramieniu Lavender.
Poczułam ukłucie w
sercu, więc skierowałam wzrok na Ginny, która akurat w tym momencie witała się
z Harrym pocałunkiem. Mały sztylecik zagłębił się w moim sercu jeszcze
bardziej, a ja uciekłam spojrzeniem w jedyne możliwe miejsce - stół Ślizgonów.
Zrobiłam to idealnie w
momencie, gdy Zabini wzrokiem przewiercał Harry’emu plecy. Miał przymrużone
powieki i taką też minę skierował w moją stronę. Widząc, że mam jego
uwagę, spojrzałam na Harry’ego, z powrotem na niego i uniosłam brwi w pytającym
geście. Zabini posłał mi sarkastyczny uśmieszek i odwrócił się w stronę
siedzącego obok Mafoya. Dopiero wtedy zauważyłam, że byliśmy obserwowani.
Ślizgon nie spuszczał ze mnie wzroku, a spojrzenie miał podobne do tego, którym
Zabini obdarzył Harry'ego. Poczułam dreszcz na plecach, ale utrzymałam
spojrzenie i zmrużyłam powieki w ten sam sposób.
- Hermiono? - usłyszałam
głos Harryego, więc chcąc nie chcąc, urwałam to pełne niechęci połączenie
wzrokowe.
- Mmm? - wymruczałam,
odwracając się do przyjaciół.
Zauważyłam, że Ginny
szybko odwraca się od stołu ślizgonów, z silnym rumieńcem na twarzy, a Harry
obserwuje jakiś przesuwający się punkt.
Obstawiałam, że Malfoy
wstał i wyszedł z sali. Chyba miałam rację, bo spojrzenie Harryego przesunęło
się aż do drzwi, a potem zwrócił się w moją stronę.
Kiedy obejmował Ginny
ramieniem, jej twarz była już normalnego koloru.
- Pytałem czy podasz mi
grzanki.
Schyliłam się i bez
słowa podałam mu talerz. Mechanicznie nałożył sobie dwie, nie spuszczając ze
mnie wzroku.
Po chwili nachylił się
za plecami Ginny, a ja automatycznie zrobiłam to samo.
- Wszystko w porządku? -
wyszeptał, a ja skinęłam głową.
- Tak, Harry. Jestem
tylko zmęczona. Mało spałam…
- Zrobił ci coś? - w
jego oczach pojawiła się iskra złości. Wiedziałam, że pyta o Zabiniego,
powiedziałam im kto mnie uczy już ponad tydzień temu. Na szczęście udało mi się
ukryć ten fakt przed ślizgonem, bo domyślam się, że byłby co najmniej zły.
Pokręciłam głową.
- Nie - widziałam, że mi
nie wierzy, więc przewróciłam oczami, w standardowy dla mnie sposób. -
Naprawdę, wszystko w porządku. Mam za dużo na głowie i przez to źle spałam…
W tym momencie dotarły
do mnie słowa jakiejś Krukonki, która mijała nas w drodze do swojego stołu:
- … podobno jest w
naszym wieku. Ciekawa jestem kto to? - rozejrzała się i pochyliła do swojej
rozmówczyni, jeszcze bardziej ściszając głos. - Myślę, że to jakaś ślizgonka.
Gdzie indziej mogłaby trafić córka Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać…
Wyprostowałam się
gwałtownie i z przerażeniem rozejrzałam dookoła. Harry, który nadal był
pochylony za plecami Ginny, posłał mi spojrzenie pełne politowania, a jego brwi
podjechały do góry. Wywnioskowałam z tego, że nie słyszał słów dziewczyny z
Ravenclawu, a jego mina świadczyła, że moja reakcja tylko potwierdziła jego
wątpliwości co do mojego samopoczucia.
Westchnęłam i
przejechałam dłonią po twarzy. Nie miałam siły mu tego tłumaczyć. W ogóle
straciłam ochotę do rozmowy i to nawet bardziej niż zanim się pojawili.
- Muszę iść do
biblioteki - wymyśliłam na poczekaniu i podniosłam się z miejsca.
- Ale przecież za chwilę
mamy transmutację… - zauważył Harry, tym razem marszcząc brwi.
Przystanęłam, ale nie
odwróciłam się w jego stronę. W głowie miałam tylko to, że chcę stąd wyjść.
- A więc zobaczymy się
na miejscu.
Nie czekając na reakcję,
poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę drzwi.
Nie wiem dlaczego słowa
krukonki tak mną wstrząsnęły. Przecież wiedziałam, że prędzej czy później
wyjdzie na jaw, że Voldemort ma nieznane dotychczas dziecko. Nie spodziewałam
się jednak, że stanie się to tak szybko. Myślałam… właściwie sama nie wiem co.
Powinnam była wiedzieć, że to kwestia czasu, w dodatku kupionego.
Doszłam do końca
korytarza i skręciłam za róg, gdzie oparłam się plecami o ścianę.
Byłam ciekawa, od kogo
wyszła plotka. W głowie przekartkowałam osoby przebywające w zamku, które znały
mój sekret: Dumbledore, Snape, Harry, Ginny, Ron, Blaise. Zastanowiłam się nad
Malfoyem, ale po jego ostatniej reakcji można było wywnioskować, że o niczym
nie wiedział. Nie miałam jednak pewności, czy od tego czasu go nie
wtajemniczyli.
Mimo wszystko, nie potrafiłam
sobie wyobrazić, że któraś z tych osób zaczęła rozsiewać plotki. Nie pasowało
mi to do żadnej z nich, nie wspominając już o dyrektorze i nauczycielu.
Westchnęłam po raz
kolejny, czując, że z pewnością skończy się to bólem głowy.
Zauważyłam, że uczniowie
zaczęli wylewać się w Wielkiej Sali, kierując w stronę klas, więc wmieszałam
się w tłum i poszłam razem z nimi.
*~*~*
- Przez cały dzień nie
mówią o niczym innym - powiedziała Ginny, siadając na kolanach Harry’ego i
obejmując ramieniem jego szyję. - Zupełnie jakby nie było innych tematów do
rozmowy.
Spojrzałam na nią kątem
oka i wzruszyłam ramionami.
Byłam zmęczona całym
dniem. Niepewnością i strachem, że nagle ktoś stanie i wskaże palcem właśnie na
mnie. Wiedziałam, że to się w końcu wydarzy i myślałam, że jestem gotowa,
sytuacja z dzisiaj pokazała mi jednak, że nie byłam.
Nie pogodziłam się z
faktem, że powinnam mieć na nazwisko Riddle i że moja krew nie jest brudna, jak
od sześciu lat przekonywali mnie ślizgoni.
Już wolałam być szlamą.
Nagle poczułam na
ramieniu uścisk dłoni. Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy Harry’ego.
- Radzisz sobie? -
Zapytał. Z całej jego postawy biła prawdziwa troska.
Skinęłam głową, ale nie
ufałam swojemu głosowi na tyle, żeby się odezwać.
- Zastanawiam się kto
rozsiewa te plotki - kontynuował, rozgladając się po Pokoju Wspólnym, jakby
sprawca całego zamieszania miał się nagle wyłonić z tłumu. - Przypomnij jeszcze
raz, kto o tym wiedział?
Westchnęłam, ale
powtórzyłam nazwiska po raz dziesiąty tego dnia. I, jak za każdym razem, Harry
myślał intensywnie, po czym jego ramiona opadły w geście rezygnacji.
- Poza Zabinim nikt nie
wydaje się prawdopodobny….
Gwałtownie pokręciłam
głową i wstałam z miejsca otrzepując szatę.
- Mówię ci, że to nie
on. Jestem tego pewna.
Mierzyliśmy się chwilę
spojrzeniami, wiedząc, że żadne z nas nie wygra tej bitwy. On miał swoje zdanie
w tej sprawie, a ja swoje.
Dobrze, że chociaż
Malfoyowi dał spokój po tej całej akcji ze Skrzydłem Szpitalnym. Czułam lekkie
wyrzuty sumienia, że nie mogę opowiedzieć mu o swoich odkryciach, wiedziałam
jednak, że wtedy by nie odpuścił. W tym momencie nie potrzebował więcej
kłopotów, zwłaszcza, że wciąż nie poradził sobie z zadaniem wyciągnięcia
prawdziwego wspomnienia od Slughorna.
Złapałam za torbę i
zarzuciłam ją sobie na ramię.
- Gdzie idziesz? -
zapytała Ginny, obserwujac mnie uważnie. Widziałam, że się o mnie martwiła, ale
szczerze mówiąc miałam już trochę dosyć tej nieco nadmiernej troski. Kochałam
ich, ale potrzebowałam chwili wytchnienia.
- Tam, gdzie zawsze.
Oddałam jej spojrzenie,
a po chwili skinęła głową ze zrozumieniem.
- Powodzenia.
Posłałam jej lekki
uśmiech i ruszyłam w stronę dziury pod portretem. Po drodze minęłam Rona, ze
standardowo uwieszoną na nim Lavender. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że mnie
obserwuje. O dziwo, jego spojrzenie nie było już pełne złości i niechęci. Widziałam
w nim jakby żal, tęsknotę i poczucie winy…
Wybiegłam na korytarz,
starając się wyrzucić to z głowy. Nie potrzebowałam kolejnego powodu do
zmartwień.
*~*~*
Chodziłam po klasie tam
i z powrotem, z nerwów wyłamując sobie palce. Minęło dwadzieścia minut od
standardowej godziny rozpoczęcia zajęć, a Zabiniego nadal nie było.
Czułam, że coś jest nie
w porządku. On się przecież nigdy nie spóźniał!
Zaczęłam wątpić w swoją
pewność, że to nie on rozpowiedział o moim pochodzeniu, ale uparcie na niego
czekałam, mając nadzieję, że jednak miałam rację.
Nie wiem dlaczego tak mi
na tym zależało. Chyba mimo wszystko polubiłam tego na pozór gburowatego
ślizgona. Jak chciał, to potrafił być naprawdę zabawny i, bądź co bądź, trochę
się poznaliśmy podczas ostatniego miesiąca zajęć. Prawdę mówiąc spędzałam z nim
więcej wolnego czasu niż z przyjaciółmi, co było trochę niepokojące.
Zmarszczyłam nos i
tupnęłam nogą, stając w miejscu.
- Cholerny Zabini…!
- Na twoim miejscu bym
się wyrażał, Granger - usłyszałam znajomy głos i momentalnie odwróciłam się w
jego stronę. Wiedziałam kogo zobaczę, a mimo to moja szczęka zjechała nieco w
dół, a dłoń odszukała różdżkę.
Stał bokiem, oparty o
zamknięte drzwi i obserwował mnie z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Jego
szare oczy świdrowały mnie na wylot tak, że nagle poczułam się naga.
- Co tu robisz, Malfoy?
- zapytałam, zakładając ręce na piersi. W prawej dłoni cały czas ściskałam
rożdżkę, której lekkie wibrowanie pozwalało mi w nieznacznym stopniu zachować
spokój.
Po ostatniej akcji
zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Zaczął się bawić
różdżką, więc niepostrzeżenie zrobiłam mały kroczek w tył.
- Gdzie jest Zabini? -
dopytałam, nie doczekawszy się odpowiedzi na poprzednie pytanie.
Przetrzymał mnie jeszcze
chwilę, po czym powoli podniósł wzrok.
- Dziś nie może ci
towarzyszyć - powiedział, w końcu przekrzywiajac głowę. Przypominał trochę
gotowego do ataku drapieżnika. Zrobił krok w przód, a ja automatycznie się
cofnęłam. - Po ostatnim razie nie dawało mi spokoju pytanie: ‘co u licha,
Blaise robił z tą szlamą?’ - kontynuował, cały czas zbliżając się w małych
kroczkach.- Zupełnie nie potrafiłem tego zrozumieć. Oczywiście nikt nie chciał
mi nic powiedzieć, nic wytłumaczyć - mimo niepokoju zarejestrowałam fakt, że
jednak nikt go nie wtajemniczył. Czyli to nie Zabini rozpuścił te ploty… -
Miałem zamiar dowiedzieć się o co chodzi na własną rękę. Nie spodziewałem się,
że rezultat będzie tak zaskakujący.
Cofnęłam się o kolejne
dwa kroki, a za plecami wyczułam ścianę. Wiedziałam, że nie mam już drogi
ucieczki, na szczęście Malfoy zatrzymał się w miejscu parę kroków ode mnie.
Obserwował mnie
przenikliwym wzrokiem, a ja poczułam, że zaczynam się rumienić.
W przypływie gryfońskiej
odwagi uniosłam brodę i oddałam spojrzenie. W jego oczach zobaczyłam dziwny
błysk. Zrobił kolejne dwa kroki w przód, a ja się spięłam. Był coraz bliżej, co
zupełnie mi się nie podobało. Zaczęłam powoli czuć zapach jego perfum. Pachniał
tak, jak lubię i była to kolejna rzecz która mi się nie podobała.
- Kiedy usłyszałem
dzisiejszą plotkę numer jeden, wszystkie elementy układanki ułożyły się w
całość. - Trzy metry odległości, dwa i pół. Przełknęłam głośno ślinę, a w
głowie lekko mi się zakręciło od lubianego zapachu. - Jesteś nią, prawda?
Jesteś córką Czarnego Pana.
Znowu to określenie. Tak
nazywali go tylko śmierciożercy. Z żadnych innych ust nie słyszałam tego
tytułu.
Uśmiechnął się zimno, a
mnie przeszedł dreszcz. Zawsze uważałam, że jestem od niego lepsza i pokonam go
bez problemu, jednak w tamtym momencie poczułam strach. Wszystkie emocje-
niepewność, strach, złość i żal - skumulowały się we mnie sprawiając, że nie wiedziałam
już sama kim jestem.
Uniosłam różdżkę drżącą
ręką.
- Odsuń się Malfoy,
albo…
- Albo co?
To stało się w ułamku
sekundy. Stałam naprzeciw niego z wyciągniętą różdżką, gotowa, żeby odeprzeć
atak, a nagle byłam przyciśnięta twarzą do ściany, z rękami wykręconymi za
plecami.
Wypuściłam różdżkę z
jęknięciem bólu i poczułam, że zalewa mnie fala przerażenia. Zaskoczył mnie po
raz kolejny. Zupełnie się nie spodziewałam, że może się zniżyć do mugolskich
sposobów. W walce na zaklęcia dałabym mu radę, jednak w pokazie siły… cóż,
mogłam jedynie się szarpać i to właśnie robiłam.
Po chwili poczułam, że
przytrzymuje mnie bardziej, a jego perfumy znów podrażniły moje zmysły.
- Przestań się szarpać,
Granger, bo będzie bolało - wysyczał. Zalała mnie fala bezsilności. Miałam
ochotę się rozpłakać. - Może i nie jesteś szlamą, ale dalej cię nie lubię.
Jesteś gryfonką, przyjaciółką Pottera, nie podoba mi się, że Blaise cię do
czegoś przygotowuje… bo to robi, prawda?
Podświadomie czułam, że
jest to pytanie retoryczne. Przestałam się szarpać, bo i tak nie dawało to
żadnych efektów. Czekałam na rozwój sytuacji, w duchu prosząc Merlina, żeby
ktoś wszedł do tej sali.
- A może powinienem cię
oddać Czarnemu Panu? - zastanawiał się głośno, a mnie po raz kolejny zmroziło.
Chyba wyczuł, że zesztywniałam, bo zaśmiał się wrednie. - Wybaczyłby nam
wszystko…
- Jeśli mnie oddasz -
odezwałam się drżącym głosem. - Skażesz swojego przyjaciela na śmierć. Zresztą,
nie tylko jego. Jesteś pewien, że chcesz mieć tyle krwi na rękach?
Zapadła cisza. Miałam
wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność, zanim obrócił mnie przodem do
siebie. Zniżył twarz, żebyśmy mieli oczy na tym samym poziomie. Nasze nosy
dzieliły milimetry, mogłam zobaczyć każdą ciemniejszą plamkę na jego
tęczówkach.
Nigdy nie byliśmy tak
blisko siebie i domyślam się, że gdyby nie fakt, że jednak jestem czystej krwi,
nigdy by się w ten sposób do mnie nie zbliżył.
- Co robicie z Blaisem?
- wyszeptał stanowczo, a jego oddech omiótł moją twarz. Poczułam zapach kawy i
pasty do zębów.
Przygryzłam wargę
zszokowana własnymi reakcjami i zastanawiałam się co odpowiedzieć.
Powiedzieć prawdę czy
się wykręcać?
- Uczy mnie oklumencji-
powiedziały moje usta, zanim zdążyłam się zastanowić.
Plamki w oczach Malfoya
zdawały się lekko pulsować kiedy się zastanawiał. Po chwili odsunął głowę i
zaczął coś mamrotać pod nosem. Przez krótki moment wystraszyłam się, że rzuca
jakieś zaklęcia, ale zaraz zrozumiałam, że jest to po prostu nawyk - mówienie do
siebie podczas głębokiego zamyślenia.
Poczułam, że rozluźnił
nieco uchwyt, więc korzystając z chwili nieuwagi starałam się sięgnąć stopą do
różdżki, żeby ją przyciągnąć. Już mi się udawało, już prawie… ale wtedy wrócił
do mnie spojrzeniem. Odsunął się kawałek, mierząc mnie z góry na dół, a po jego
oczach widziałam, że nadal się nad czymś zastanawiał. Po chwili na jego twarz
wypłynął uśmieszek.
- Widzę, że stary Snape
i Blaise mają swój własny plan działania - odezwał się w końcu, a ja otworzyłam
szerzej oczy, nie mogąc nadążyć za jego tokiem rozumowania. Pokiwał głową,
mierząc mnie po raz drugi. - Niech tak będzie. - Pochylił się do poprzedniej
pozycji, a jego oczy znów znalazły się na wysokości moich. Nasze nosy niemal
się stykały. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi, kiedy wyszeptał:-
Tylko nie spieprz tego, Granger.
Odsunął się ode mnie i
bez słowa ruszył w stronę drzwi.
Jak tylko mnie puścił,
osunęłam się na ziemię zupełnie, jakby jedynym co trzymało mnie w pionie były
jego ramiona. Zawsze myślałam, że był słaby i chuderlawy. No cóż, myliłam się.
Masowałam obolałe ręce, patrząc jak zbliża się do drzwi. Poczułam, jak
bezsilność i złość uderzają mi do głowy. W ponownym przypływie odwagi nie
mogłam się powstrzymać i syknęłam:
- Odwal się, Malfoy…
Będąc w drzwiach,
przystanął na moment i już myślałam, że zawróci, kiedy dotarło do mnie głośne
prychnięcie. Pokręcił głową i zniknął za drzwiami, a ja poczułam się jak nie
radząca sobie z życiem gówniara.
Zacisnęłam dłonie w
pięści, czując jak łzy złości zaczynają gromadzić się w moich oczach.
Od kiedy dowiedziałam
się o swoim pochodzeniu, miałam wrażenie, że przestałam radzić sobie z własnymi
emocjami. Moją zwyczajową odwagę często zasłaniała niepewność, a przez to
paraliżował mnie strach.
Nienawidziłam
niepewności. Było to dla mnie najgorsze uczucie ze wszystkich i od niego zawsze
brały początek wszystkie inne negatywne emocje.
Miałam wrażenie, że
dzisiejszy dzień pełen plotek i na koniec scysja z Malfoyem, były uwieńczeniem
tego, jak bardzo pogmatwane zrobiło się moje życie.
Wiedziałam, że pozostaje
mi tylko wziąć się w garść i zacząć kierować własnym życiem, albo się poddać i dać
ponieść nurtowi.
Nie mogłam sobie
pozwolić na to drugie.. Zbyt wiele osób, spraw i tajemnic od tego zależało.
Dobrze przygotowana,
mogłam być bronią przeciwko Voldemortowi.
W tym momencie dotarło
do mnie, że właśnie w takim świetle widzą mnie Dumbledore, Snape, Blaise… i
pewnie po części Harry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz