3 maja 2019

ROZDZIAŁ VIII


Mieszałam łyżeczką owsiankę, błądząc myślami gdzieś w przestworzach. Byłam niewyspana, zła i zupełnie nie potrafiłam się skupić.
Ginny jednak kompletnie to nie odstraszało. Od kiedy pojawiła się w Wielkiej Sali, uśmiech nie schodził z jej twarzy i nawet moje odburkiwanie nie potrafiło zepsuć jej dobrego humoru.
Zachowywała się w ten sposób już prawie dwa tygodnie, a wszystko dzięki temu, że w końcu zeszła się z Harrym.
Cieszyłam się jej szczęściem, naprawdę. Wiedziałam, że kochała Pottera od chwili, gdy go poznała i chyba jako jedyna kibicowałam im od samego początku.
Kiedy po raz trzeci zaproponowała mi kawę,a w jej oczach pojawiła się troska, poczułam wyrzuty sumienia. Nie powinnam tak się zachowywać. To przecież nie jej wina, że przez natłok informacji z dnia wczorajszego, nie potrafiłam zmrużyć w nocy oka.
Już otwierałam usta, żeby podziękować za kawę i ją uspokoić, kiedy na linii mojego wzroku pojawił się Ron z uwieszoną na jego ramieniu Lavender.
Poczułam ukłucie w sercu, więc skierowałam wzrok na Ginny, która akurat w tym momencie witała się z Harrym pocałunkiem. Mały sztylecik zagłębił się w moim sercu jeszcze bardziej, a ja uciekłam spojrzeniem w jedyne możliwe miejsce - stół Ślizgonów.
Zrobiłam to idealnie w momencie, gdy Zabini wzrokiem przewiercał Harry’emu plecy. Miał przymrużone powieki i  taką też minę skierował w moją stronę. Widząc, że mam jego uwagę, spojrzałam na Harry’ego, z powrotem na niego i uniosłam brwi w pytającym geście. Zabini posłał mi sarkastyczny uśmieszek i odwrócił się w stronę siedzącego obok Mafoya. Dopiero wtedy zauważyłam, że byliśmy obserwowani. Ślizgon nie spuszczał ze mnie wzroku, a spojrzenie miał podobne do tego, którym Zabini obdarzył Harry'ego. Poczułam dreszcz na plecach, ale utrzymałam spojrzenie i zmrużyłam powieki w ten sam sposób.
- Hermiono? - usłyszałam głos Harryego, więc chcąc nie chcąc, urwałam to pełne niechęci połączenie wzrokowe.
- Mmm? - wymruczałam, odwracając się do przyjaciół.
Zauważyłam, że Ginny szybko odwraca się od stołu ślizgonów, z silnym rumieńcem na twarzy, a Harry obserwuje jakiś przesuwający się punkt.
Obstawiałam, że Malfoy wstał i wyszedł z sali. Chyba miałam rację, bo spojrzenie Harryego przesunęło się aż do drzwi, a potem zwrócił się w  moją stronę.
Kiedy obejmował Ginny ramieniem, jej twarz była już normalnego koloru.
- Pytałem czy podasz mi grzanki.
Schyliłam się i bez słowa podałam mu talerz. Mechanicznie nałożył sobie dwie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Po chwili nachylił się za plecami Ginny, a ja automatycznie zrobiłam to samo.
- Wszystko w porządku? - wyszeptał, a ja skinęłam głową.
- Tak, Harry. Jestem tylko zmęczona. Mało spałam…
- Zrobił ci coś? - w jego oczach pojawiła się iskra złości. Wiedziałam, że pyta o Zabiniego, powiedziałam im kto mnie uczy już ponad tydzień temu. Na szczęście udało mi się ukryć ten fakt przed ślizgonem, bo domyślam się, że byłby co najmniej zły.
Pokręciłam głową.
- Nie - widziałam, że mi nie wierzy, więc przewróciłam oczami, w standardowy dla mnie sposób. - Naprawdę, wszystko w porządku. Mam za dużo na głowie i przez to źle spałam…
W tym momencie dotarły do mnie słowa jakiejś Krukonki, która mijała nas w drodze do swojego stołu:
- … podobno jest w naszym wieku. Ciekawa jestem kto to? - rozejrzała się i pochyliła do swojej rozmówczyni, jeszcze bardziej ściszając głos. - Myślę, że to jakaś ślizgonka. Gdzie indziej mogłaby trafić córka Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać…
Wyprostowałam się gwałtownie i z przerażeniem rozejrzałam dookoła. Harry, który nadal był pochylony za plecami Ginny, posłał mi spojrzenie pełne politowania, a jego brwi podjechały do góry. Wywnioskowałam z tego, że nie słyszał słów dziewczyny z Ravenclawu, a jego mina świadczyła, że moja reakcja tylko potwierdziła jego wątpliwości co do mojego samopoczucia.
Westchnęłam i przejechałam dłonią po twarzy. Nie miałam siły mu tego tłumaczyć. W ogóle straciłam ochotę do rozmowy i to nawet bardziej niż zanim się pojawili.
- Muszę iść do biblioteki - wymyśliłam na poczekaniu i podniosłam się z miejsca.
- Ale przecież za chwilę mamy transmutację… - zauważył Harry, tym razem marszcząc brwi.
Przystanęłam, ale nie odwróciłam się w jego stronę. W głowie miałam tylko to, że chcę stąd wyjść.
- A więc zobaczymy się na miejscu.
Nie czekając na reakcję, poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę drzwi.
Nie wiem dlaczego słowa krukonki tak mną wstrząsnęły. Przecież wiedziałam, że prędzej czy później wyjdzie na jaw, że Voldemort ma nieznane dotychczas dziecko. Nie spodziewałam się jednak, że stanie się to tak szybko. Myślałam… właściwie sama nie wiem co. Powinnam była wiedzieć, że to kwestia czasu, w dodatku kupionego.
Doszłam do końca korytarza i skręciłam za róg, gdzie oparłam się plecami o ścianę.
Byłam ciekawa, od kogo wyszła plotka. W głowie przekartkowałam osoby przebywające w zamku, które znały mój sekret: Dumbledore, Snape, Harry, Ginny, Ron, Blaise. Zastanowiłam się nad Malfoyem, ale po jego ostatniej reakcji można było wywnioskować, że o niczym nie wiedział. Nie miałam jednak pewności, czy od tego czasu go nie wtajemniczyli.
Mimo wszystko, nie potrafiłam sobie wyobrazić, że któraś z tych osób zaczęła rozsiewać plotki. Nie pasowało mi to do żadnej z nich, nie wspominając już o dyrektorze i nauczycielu.
Westchnęłam po raz kolejny, czując, że z pewnością skończy się to bólem głowy.
Zauważyłam, że uczniowie zaczęli wylewać się w Wielkiej Sali, kierując w stronę klas, więc wmieszałam się w tłum i poszłam razem z nimi.

*~*~*

- Przez cały dzień nie mówią o niczym innym - powiedziała Ginny, siadając na kolanach Harry’ego i obejmując ramieniem jego szyję. - Zupełnie jakby nie było innych tematów do rozmowy.
Spojrzałam na nią kątem oka i wzruszyłam ramionami.
Byłam zmęczona całym dniem. Niepewnością i strachem, że nagle ktoś stanie i wskaże palcem właśnie na mnie. Wiedziałam, że to się w końcu wydarzy i myślałam, że jestem gotowa, sytuacja z dzisiaj pokazała mi jednak, że nie byłam.
Nie pogodziłam się z faktem, że powinnam mieć na nazwisko Riddle i że moja krew nie jest brudna, jak od sześciu lat przekonywali mnie ślizgoni.
Już wolałam być szlamą.
Nagle poczułam na ramieniu uścisk dłoni. Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy Harry’ego.
- Radzisz sobie? - Zapytał. Z całej jego postawy biła prawdziwa troska.
Skinęłam głową, ale nie ufałam swojemu głosowi na tyle, żeby się odezwać.
- Zastanawiam się kto rozsiewa te plotki - kontynuował, rozgladając się po Pokoju Wspólnym, jakby sprawca całego zamieszania miał się nagle wyłonić z tłumu. - Przypomnij jeszcze raz, kto o tym wiedział?
Westchnęłam, ale powtórzyłam nazwiska po raz dziesiąty tego dnia. I, jak za każdym razem, Harry myślał intensywnie, po czym jego ramiona opadły w geście rezygnacji.
- Poza Zabinim nikt nie wydaje się prawdopodobny….
Gwałtownie pokręciłam głową i wstałam z miejsca otrzepując szatę.
- Mówię ci, że to nie on. Jestem tego pewna.
Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami, wiedząc, że żadne z nas nie wygra tej bitwy. On miał swoje zdanie w tej sprawie, a ja swoje.
Dobrze, że chociaż Malfoyowi dał spokój po tej całej akcji ze Skrzydłem Szpitalnym. Czułam lekkie wyrzuty sumienia, że nie mogę opowiedzieć mu o swoich odkryciach, wiedziałam jednak, że wtedy by nie odpuścił. W tym momencie nie potrzebował więcej kłopotów, zwłaszcza, że wciąż nie poradził sobie z zadaniem wyciągnięcia prawdziwego wspomnienia od Slughorna.
Złapałam za torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię.
- Gdzie idziesz? - zapytała Ginny, obserwujac mnie uważnie. Widziałam, że się o mnie martwiła, ale szczerze mówiąc miałam już trochę dosyć tej nieco nadmiernej troski. Kochałam ich, ale potrzebowałam chwili wytchnienia.
- Tam, gdzie zawsze.
Oddałam jej spojrzenie, a po chwili skinęła głową ze zrozumieniem.
- Powodzenia.
Posłałam jej lekki uśmiech i ruszyłam w stronę dziury pod portretem. Po drodze minęłam Rona, ze standardowo uwieszoną na nim Lavender. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że mnie obserwuje. O dziwo, jego spojrzenie nie było już pełne złości i niechęci. Widziałam w nim jakby żal, tęsknotę i poczucie winy…
Wybiegłam na korytarz, starając się wyrzucić to z głowy. Nie potrzebowałam kolejnego powodu do zmartwień.

*~*~*

Chodziłam po klasie tam i z powrotem, z nerwów wyłamując sobie palce. Minęło dwadzieścia minut od standardowej godziny rozpoczęcia zajęć, a Zabiniego nadal nie było.
Czułam, że coś jest nie w porządku. On się przecież nigdy nie spóźniał!
Zaczęłam wątpić w swoją pewność, że to nie on rozpowiedział o moim pochodzeniu, ale uparcie na niego czekałam, mając nadzieję, że jednak miałam rację.
Nie wiem dlaczego tak mi na tym zależało. Chyba mimo wszystko polubiłam tego na pozór gburowatego ślizgona. Jak chciał, to potrafił być naprawdę zabawny i, bądź co bądź, trochę się poznaliśmy podczas ostatniego miesiąca zajęć. Prawdę mówiąc spędzałam z nim więcej wolnego czasu niż z przyjaciółmi, co było trochę niepokojące.
Zmarszczyłam nos i tupnęłam nogą, stając w miejscu.
- Cholerny Zabini…!
- Na twoim miejscu bym się wyrażał, Granger - usłyszałam znajomy głos i momentalnie odwróciłam się w jego stronę. Wiedziałam kogo zobaczę, a mimo to moja szczęka zjechała nieco w dół, a dłoń odszukała różdżkę.
Stał bokiem, oparty o zamknięte drzwi i obserwował mnie z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Jego szare oczy świdrowały mnie na wylot tak, że nagle poczułam się naga.
- Co tu robisz, Malfoy? - zapytałam, zakładając ręce na piersi. W prawej dłoni cały czas ściskałam rożdżkę, której lekkie wibrowanie pozwalało mi w nieznacznym stopniu zachować spokój.
Po ostatniej akcji zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Zaczął się bawić różdżką, więc niepostrzeżenie zrobiłam mały kroczek w tył.
- Gdzie jest Zabini? - dopytałam, nie doczekawszy się odpowiedzi na poprzednie pytanie.
Przetrzymał mnie jeszcze chwilę, po czym powoli podniósł wzrok.
- Dziś nie może ci towarzyszyć - powiedział, w końcu przekrzywiajac głowę. Przypominał trochę gotowego do ataku drapieżnika. Zrobił krok w przód, a ja automatycznie się cofnęłam. - Po ostatnim razie nie dawało mi spokoju pytanie: ‘co u licha, Blaise robił z tą szlamą?’ - kontynuował, cały czas zbliżając się w małych kroczkach.- Zupełnie nie potrafiłem tego zrozumieć. Oczywiście nikt nie chciał mi nic powiedzieć, nic wytłumaczyć - mimo niepokoju zarejestrowałam fakt, że jednak nikt go nie wtajemniczył. Czyli to nie Zabini rozpuścił te ploty… - Miałem zamiar dowiedzieć się o co chodzi na własną rękę. Nie spodziewałem się, że rezultat będzie tak zaskakujący.
Cofnęłam się o kolejne dwa kroki, a za plecami wyczułam ścianę. Wiedziałam, że nie mam już drogi ucieczki, na szczęście Malfoy zatrzymał się w miejscu parę kroków ode mnie.
Obserwował mnie przenikliwym wzrokiem, a ja poczułam, że zaczynam się rumienić.
W przypływie gryfońskiej odwagi uniosłam brodę i oddałam spojrzenie. W jego oczach zobaczyłam dziwny błysk. Zrobił kolejne dwa kroki w przód, a ja się spięłam. Był coraz bliżej, co zupełnie mi się nie podobało. Zaczęłam powoli czuć zapach jego perfum. Pachniał tak, jak lubię i była to kolejna rzecz która mi się nie podobała.
- Kiedy usłyszałem dzisiejszą plotkę numer jeden, wszystkie elementy układanki ułożyły się w całość. - Trzy metry odległości, dwa i pół. Przełknęłam głośno ślinę, a w głowie lekko mi się zakręciło od lubianego zapachu. - Jesteś nią, prawda? Jesteś córką Czarnego Pana.
Znowu to określenie. Tak nazywali go tylko śmierciożercy. Z żadnych innych ust nie słyszałam tego tytułu.

Uśmiechnął się zimno, a mnie przeszedł dreszcz. Zawsze uważałam, że jestem od niego lepsza i pokonam go bez problemu, jednak w tamtym momencie poczułam strach. Wszystkie emocje- niepewność, strach, złość i żal - skumulowały się we mnie sprawiając, że nie wiedziałam już sama kim jestem.
Uniosłam różdżkę drżącą ręką.
- Odsuń się Malfoy, albo…
- Albo co?
To stało się w ułamku sekundy. Stałam naprzeciw niego z wyciągniętą różdżką, gotowa, żeby odeprzeć atak, a nagle byłam przyciśnięta twarzą do ściany, z rękami wykręconymi za plecami.
Wypuściłam różdżkę z jęknięciem bólu i poczułam, że zalewa mnie fala przerażenia. Zaskoczył mnie po raz kolejny. Zupełnie się nie spodziewałam, że może się zniżyć do mugolskich sposobów. W walce na zaklęcia dałabym mu radę, jednak w pokazie siły… cóż, mogłam jedynie się szarpać i to właśnie robiłam.
Po chwili poczułam, że przytrzymuje mnie bardziej, a jego perfumy znów podrażniły moje zmysły.
- Przestań się szarpać, Granger, bo będzie bolało - wysyczał. Zalała mnie fala bezsilności. Miałam ochotę się rozpłakać. - Może i nie jesteś szlamą, ale dalej cię nie lubię. Jesteś gryfonką, przyjaciółką Pottera, nie podoba mi się, że Blaise cię do czegoś przygotowuje… bo to robi, prawda?
Podświadomie czułam, że jest to pytanie retoryczne. Przestałam się szarpać, bo i tak nie dawało to żadnych efektów. Czekałam na rozwój sytuacji, w duchu prosząc Merlina, żeby ktoś wszedł do tej sali.
- A może powinienem cię oddać Czarnemu Panu? - zastanawiał się głośno, a mnie po raz kolejny zmroziło. Chyba wyczuł, że zesztywniałam, bo zaśmiał się wrednie. - Wybaczyłby nam wszystko…
- Jeśli mnie oddasz - odezwałam się drżącym głosem. - Skażesz swojego przyjaciela na śmierć. Zresztą, nie tylko jego. Jesteś pewien, że chcesz mieć tyle krwi na rękach?
Zapadła cisza. Miałam wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność, zanim obrócił mnie przodem do siebie. Zniżył twarz, żebyśmy mieli oczy na tym samym poziomie. Nasze nosy dzieliły milimetry, mogłam zobaczyć każdą ciemniejszą plamkę na jego tęczówkach.
Nigdy nie byliśmy tak blisko siebie i domyślam się, że gdyby nie fakt, że jednak jestem czystej krwi, nigdy by się w ten sposób do mnie nie zbliżył.
- Co robicie z Blaisem? - wyszeptał stanowczo, a jego oddech omiótł moją twarz. Poczułam zapach kawy i pasty do zębów.
Przygryzłam wargę zszokowana własnymi reakcjami i zastanawiałam się co odpowiedzieć.
Powiedzieć prawdę czy się wykręcać?
- Uczy mnie oklumencji- powiedziały moje usta, zanim zdążyłam się zastanowić.
Plamki w oczach Malfoya zdawały się lekko pulsować kiedy się zastanawiał. Po chwili odsunął głowę i zaczął coś mamrotać pod nosem. Przez krótki moment wystraszyłam się, że rzuca jakieś zaklęcia, ale zaraz zrozumiałam, że jest to po prostu nawyk - mówienie do siebie podczas głębokiego zamyślenia.
Poczułam, że rozluźnił nieco uchwyt, więc korzystając z chwili nieuwagi starałam się sięgnąć stopą do różdżki, żeby ją przyciągnąć. Już mi się udawało, już prawie… ale wtedy wrócił do mnie spojrzeniem. Odsunął się kawałek, mierząc mnie z góry na dół, a po jego oczach widziałam, że nadal się nad czymś zastanawiał. Po chwili na jego twarz wypłynął uśmieszek.
- Widzę, że stary Snape i Blaise mają swój własny plan działania - odezwał się w końcu, a ja otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc nadążyć za jego tokiem rozumowania. Pokiwał głową, mierząc mnie po raz drugi. - Niech tak będzie. - Pochylił się do poprzedniej pozycji, a jego oczy znów znalazły się na wysokości moich. Nasze nosy niemal się stykały. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi, kiedy wyszeptał:- Tylko nie spieprz tego, Granger.
Odsunął się ode mnie i bez słowa ruszył w stronę drzwi.
Jak tylko mnie puścił, osunęłam się na ziemię zupełnie, jakby jedynym co trzymało mnie w pionie były jego ramiona. Zawsze myślałam, że był słaby i chuderlawy. No cóż, myliłam się. Masowałam obolałe ręce, patrząc jak zbliża się do drzwi. Poczułam, jak bezsilność i złość uderzają mi do głowy. W ponownym przypływie odwagi nie mogłam się powstrzymać i syknęłam:
- Odwal się, Malfoy…
Będąc w drzwiach, przystanął na moment i już myślałam, że zawróci, kiedy dotarło do mnie głośne prychnięcie. Pokręcił głową i zniknął za drzwiami, a ja poczułam się jak nie radząca sobie z życiem gówniara.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak łzy złości zaczynają gromadzić się w moich oczach.
Od kiedy dowiedziałam się o swoim pochodzeniu, miałam wrażenie, że przestałam radzić sobie z własnymi emocjami. Moją zwyczajową odwagę często zasłaniała niepewność, a przez to paraliżował mnie strach.
Nienawidziłam niepewności. Było to dla mnie najgorsze uczucie ze wszystkich i od niego zawsze brały początek wszystkie inne negatywne emocje.
Miałam wrażenie, że dzisiejszy dzień pełen plotek i na koniec scysja z Malfoyem, były uwieńczeniem tego, jak bardzo pogmatwane zrobiło się moje życie.
Wiedziałam, że pozostaje mi tylko wziąć się w garść i zacząć kierować własnym życiem, albo się poddać i dać ponieść nurtowi.
Nie mogłam sobie pozwolić na to drugie.. Zbyt wiele osób, spraw i tajemnic od tego zależało.
Dobrze przygotowana, mogłam być bronią przeciwko Voldemortowi.
W tym momencie dotarło do mnie, że właśnie w takim świetle widzą mnie Dumbledore, Snape, Blaise… i pewnie po części Harry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz