10 kwietnia 2019

ROZDZIAŁ V


Szłam korytarzem, rozważając różne opcje przekazania przyjaciołom tych niecodziennych informacji. Byłam tak zamyślona, że dopiero głośny trzask tłuczonego szkła uświadomił mnie, że nie jestem w korytarzu sama. Zdezorientowana rozejrzałam się za źródłem hałasu i ujrzałam dwie dziewczynki w szatach Ravenclawu. Na oko wyglądały na pierwszoroczne.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i od razu do nich podeszłam.
- Cześć, co tu robicie? - zapytałam, choć nie liczyłam na odpowiedź. Obydwie patrzyły na mnie okrągłymi z przerażenia oczami. - Nic wam się nie stało?
Jedna z nich odważyła się na zaprzeczający ruch głową i spojrzała na koleżankę z jeszcze większym przerażeniem. Dziwne małe.
Westchnęłam pod nosem i wyciągnęłam różdżkę. Jednym machnięciem nadgarstka usunęłam dziwną maź, która rozlała się po korytarzu i złożyłam słoik.
- Dobra, a teraz zmykajcie.
Spojrzały po sobie raz jeszcze, jakby z wahaniem, ale grzecznie się odwróciły i pobiegły w głąb korytarza.
Właściwie nie musiały stąd iść. Był środek dnia, a uczniom wolno chodzić po korytarzach. Nie robiły nic złego, a mimo to podskórnie czułam, że cała ta sytuacja jest jakaś podejrzana.
Wzruszyłam ramionami, a kiedy zniknęły za rogiem, poszłam dalej.

*

Doskonale pamiętałam metodę otwierania Pokoju Życzeń, dlatego gdy po szóstym przejściu tam i z powrotem wzdłuż ściany nic się nie wydarzyło, zaczęłam kwestionować swoją pamięć i umiejętności.
Przyjaciele zastali mnie akurat w momencie, gdy stałam z ręką na brodzie i ze zmarszczonymi brwiami obserwowałam niewzruszoną ścianę.
- O co chodzi, Hermiono? - zapytał Harry, patrząc ze zdziwieniem raz na mnie raz na ścianę. - Czemu nie czekasz w środku?
Spojrzałam na niego z irytacją.
- Och, czekałabym, ale wejście nie chce się otworzyć!
Harry i Ginny zmarszczyli czoła na moje słowa, a Ron przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy na niego spojrzałam, poczułam, że żal o wczorajsze wydarzenie wraca. Czyli jednak mi nie przeszło…
- Chyba musimy znaleźć inne miejsce… - powiedziałam zrezygnowana.
- A nie możemy porozmawiać w Pokoju Wspólnym? - zapytał Ron znużonym tonem. - Lav…
- Chodźmy do łazienki Jęczącej Marty - weszła mu w słowo Ginny, gromiąc jednocześnie wzrokiem.
Udałam, że nie słyszałam słów Rona i ochoczo zgodziłam się z propozycją przyjaciółki.
Przez chwilę zaczęłam żałować, że zawołałam ich wszystkich razem, ale gdy oparliśmy się o umywalki w nieużywanej toalecie, wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. W końcu nie jest to jakaś mało znacząca sprawa, a sytuacja, która zmienia całe moje życie.
Machnięciem różdżki rzuciłam na nas Muffliato i wzięłam głęboki wdech.
- Okej… zaczynam się trochę stresować - powiedziała Ginny, uśmiechając się nerwowo. - Co się dzieje, Hermiono?
Usiadłam po turecku na kafelkach, przełknęłam wielką gulę, która znikąd pojawiła się w moim gardle i zaczęłam mówić.
Opowiedziałam o wszystkim, nie szczędząc żadnych szczegółów. O spotkaniu z dyrektorem, odwiedzinach u mamy. Naszej rozmowie na temat jej pochodzenia. Kiedy poruszyłam najważniejszą kwestię, mojego ojca, spodziewałam się wybuchu- złości, niedowierzania, czegokolwiek.
Jedyną osobą, której reakcja była adekwatna do sytuacji, była Ginny. Patrzyła na mnie oczami wielkimi z przerażenia, a uchylone usta zakryła dłońmi. Z kolei Harry z Ronem wymienili spojrzenia i mieli miny, jakby nie była to dla nich żadna nowość.
Zmarszczyłam czoło, ale nie przerwałam opowieści.
-... w związku z tym będę się uczyć oklumencji.Jest kwestią czasu aż Voldemort dowie się, że chodzi o mnie, dlatego Dumbledore uważa, że w tym momencie jest to priorytet. - Zachowanie chłopaków nie dawało mi spokoju, więc wreszcie zwróciłam się do nich.
- Czemu odnoszę wrażenie, że coś mnie ominęło?
Przeklęłam sama siebie. Chciałam, aby mój głos był stanowczy, a zabrzmiałam jak mała, smutna dziewczynka.
Harry znowu spojrzał na Rona, który wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę ściany. Potter wrócił spojrzeniem do mnie i z roztargnieniem zaczął pocierać kark.
- Eee… bo wiesz, Hermiono… - założyłam ręce na piersi, w obronnym geście. Czułam, że czeka mnie kolejne zaskoczenie. - bo ja... bo my…
- Och, daj spokój Harry! - wszedł mu w słowo Ron. Całą trójką spojrzeliśmy na niego, każde z innym wyrazem twarzy. - Bardzo dobrze wiemy, że jesteś córeczką tego obrzydliwego mordercy.
- Ron!
Krzyknęli jednocześnie Harry i Ginny. Widziałam wyrzut na ich twarzach, a mnie po prostu zatkało.
Przeniosłam pytające spojrzenie na Harry’ego, w którego oczach znów zobaczyłam tę dziwną niechęć przebijającą się przez żal. A więc o to mu chodziło…
- Przepraszam Hermiono, że nic ci nie powiedziałem - zaczął tłumaczyć Harry- ale Dumbledore zaznaczył, że nie mam prawa tego robić…
- I po co ją przepraszasz? - prychnął Ron, a ja poczułam, zbierające się w oczach łzy. - Jest córką człowieka, który zabił twoich rodziców. To ona powinna przepraszać ciebie…
- RONALDZIE WEASLEY!...
- RON!
Głosy Harry’ego i Ginny znowu się zbiegły. Tym tym razem ich oczy wyrażały ten sam stan- żywą furię.
Poczułam, że po policzku spływa mi łza, a wraz z nią pojawiła się jakaś dziwna determinacja. Czułam, że pęka mi serce.
- Skoro po tylu latach przyjaźni, po tym wszystkim co razem przeszliśmy - zaczęłam spokojnie, ale nie patrzyłam mu w oczy. Zacisnęłam dłonie w pięści i utkwiłam wzrok w ścianie. - Potrafisz z dnia na dzień zmienić o mnie zdanie tylko dlatego, że moje pochodzenie jest zupełnie inne niż myśleliśmy dotychczas, to znaczy, że mnie zupełnie nie znasz. Naprawdę uważasz, że ta informacja zmieniła mnie i mój charakter jak za dotknięciem różdżki? - Nawet nie wiem kiedy  zaczęłam krzyczeć. Łzy spływały z moich oczu grochami, ale nic sobie z tego nie robiłam. - NAPRAWDĘ?! Jesteś aż tak ograniczony, żeby skreślić sześć lat przyjaźni? Bo osobą, która mnie spłodziła okazał się człowiek, którego szczerze nienawidzę? NAZYWAM SIĘ GRANGER! Może i nie jestem mugolką, tak jak myśleliśmy, ale wciąż jestem sobą. Skoro tego nie widzisz, to najwyraźniej nie jesteś i nigdy nie byłeś moim przyjacielem!
Ostatnie słowa wykrzyczałam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wybiegłam z łazienki nie zważając na wołanie Ginny i Harry’ego.
Oparłam się o ścianę, starając się uspokoić oddech. Chciałam być sama. W tym momencie potrzebowałam tego jak niczego innego. W mojej głowie od razu pojawił się Pokój Życzeń, jedyny azyl, w którym nikt mnie nie znajdzie.
Otarłam łzy i pociągając nosem, pobiegłam w dół korytarza. W mojej głowie cały czas huczały słowa Ronalda, a serce raz po raz ściskało się z bólu. I pomyśleć, że zaczynałam go…

Tama puściła,a łzy popłynęły jeszcze większym strumieniem.
Nie pamiętam, jak dotarłam do Pokoju Życzeń. Nie pamiętam, jak tam wchodziłam. Majaczyło mi w głowie, że na kogoś wpadłam, ale zupełnie się tym nie przejęłam.
Nie rozglądając się po wnętrzu, opadłam na wielkie łoże z baldachimem, które stało na samym środku pomieszczenia.

*~*~*

Poniedziałek rozpoczęłam jedną wielką niewiadomą. Zupełnie nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać po przyjaciołach… a raczej po Harrym i Ginny - Ron jasno określił swoje zdanie w tym temacie.
Poczułam, że znów brakuje mi tchu. Przysiadłam na moment i odciągnęłam kołnierz od szyi, jakby miało to w czymkolwiek pomóc.
Po mojej wczorajszej ucieczce z łazienki Jęczącej Marty, do późnego wieczora siedziałam w Pokoju Życzeń, a gdy wróciłam, wszyscy już spali. Nie wiem ile czasu płakałam, ale gdy skończyłam, moje oczy były już całkowicie suche. Postanowiłam, że nie będę się tym przejmować. No… a przynajmniej nie będę pokazywać, że się przejmuję. Serca nie byłam w stanie oszukać.
- Hermiono, idziesz na śniadanie, czy zostajesz? - zapytała Parvati, patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem. Zawsze gdy z Lavender wychodziły, ja już dawno siedziałam w Wielkiej Sali i kończyłam jeść. Dzisiaj jakoś nie miałam na to ochoty…
- Tak, zaraz będę się zbierać.
Nie chciałam iść z nimi. Nadal miałam przed oczami pocałunek Rona z Lavender i mimo, że nie bolało to już tak bardzo, nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
Parvati przyglądała mi się jeszcze chwilę, po czym ruszyła w stronę czekającej na nią przyjaciółki.
Gdy zostałam znów sama, ukryłam twarz w dłoniach, szukając w sobie wewnętrznej siły, która przez tyle lat pomagała mi się bronić przed obelgami Malfoya. Wiedziałam, że tego rodzaju siły potrzebuję w tym momencie. Nie mogłam dać się stłamsić.
Nie ważne co powiedział Ron. Nie ważne czy Harry i Ginny będą chcieli ze mną rozmawiać. Wytrzymam to. Poradzę sobie.
Z takim postanowieniem ruszyłam w ślad za współlokatorkami.

*~*~*

Lekcje mijały jak w zwolnionym tempie. Po raz pierwszy w życiu nie miałam ani siły, ani ochoty skupiać się na tym, co mówią nauczyciele.
Cały czas miałam wrażenie, że każdy na mnie patrzy, ocenia. Zupełnie jakby wiedzieli, że całe moje życie było kłamstwem. Ale nie mogli przecież wiedzieć, prawda? Ron może i nie akceptował mnie w tej postaci, ale szczerze wątpiłam, żeby rozsiewał plotki. Pod tym kątem zawsze był lojalny. Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło. Spojrzałam w jego stronę. Siedział w ławce z Lavender, która cały czas kleiła się do jego ramienia. Skrzywiłam się pod nosem.
- Nie przejmuj się - usłyszałam szept obok siebie. Obróciłam się w stronę Harry’ego, czując, że moje serce przyspiesza rytm. - Jeszcze dojrzeje do tej sytuacji, zobaczysz.
Ścisnął mnie pocieszająco za rękę, a ja poczułam, że mam ochotę skakać ze szczęścia. Wiedziałam, że na Harry’ego zawsze mogę liczyć. Oddałam uścisk, uśmiechając się lekko.
- Dziękuję, Harry - szepnęłam, na co skinął głową i odwrócił się w stronę profesora Binnsa, który opowiadał coś o konflikcie wampirów z wilkołakami.
- Nie powiem, że było mi łatwo, bo nie było - odezwał się po chwili, tym razem na mnie nie patrząc. - Na samą myśl, że jesteś spokrewniona z tym… z nim… - zacisnął dłonie w pięści i w końcu na mnie spojrzał. Miał w oczach taki żar, że aż zaparło mi dech.- Miałem ochotę odwrócić się od ciebie. Wygarnąć ci to wszystko co zrobił, znienawidzić. Ale później na ciebie spojrzałem i nie zobaczyłem córki wroga, ale moją najlepszą przyjaciółkę. W głowie pojawiły mi się wszystkie dobre wspomnienia. Byłaś przy mnie cały czas, zawsze mnie wspierałaś, nie ważne co się działo. A kiedy zobaczyłem twoje oczy, jak opowiadałaś o swoim pochodzeniu… wiedziałem, że nigdy się od ciebie nie odwrócę. Jesteś Hermioną Granger, moją najlepszą przyjaciółką.
Nawet nie wiem kiedy, z moich oczu popłynęły łzy. Poczułam, jakby ktoś ściągnął mi z serca ogromny ciężar. Tak bardzo bałam się reakcji Harry’ego i tak bardzo cieszyłam, że mnie wspiera.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, a chwilę później zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji.
Ruszyliśmy razem w stronę lochów, gdzie mieliśmy ostatnie w tym dniu zajęcia - eliksiry.
Zauważyłam, że Harry rozgląda się po klasie, ściągając brwi w zamyśleniu. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam, że obserwuje ławkę, w której zazwyczaj siedzieli Zabini, Parkinson i…
- Mafoya znowu nie ma na zajęciach.
- Jak to znowu? - zapytałam zdziwiona. Jakoś wcześniej nie zwracałam na to uwagi.
Harry spojrzał na mnie i skrzywił się lekko.
- Tak, od jakiegoś czasu pojawia się tylko sporadycznie i tylko na wybranych lekcjach - wytłumaczył. - Nawet u Snape’a nie ma go za często. Naprawdę nie zauważyłaś?
Pokręciłam głową, że nie, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo w tym samym momencie wszedł Slughorn. Przypomniałam sobie o zadaniu Harry’ego.
- Wymyśliłeś już sposób na uzyskanie odpowiedzi?
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili zrozumiał o co pytam, bo lekko się zarumienił.
- Jeszcze nie… nie miałem za bardzo czasu…
Wzniosłam oczy ku niebu i pokręciłam głową z niedowierzaniem. W takim tempie nie uzyska informacji do końca roku, ale to zachowałam już dla siebie.
W przypływie ciekawości zerknęłam przez ramię na puste miejsce między Zabinim i Parkinson. Czemu wcześniej nie zauważyłam, że gdzieś znika? I co właściwie robi? Owszem, opuścił mecz Quidditcha i jakimś cudem był w dwóch miejscach na raz, a teraz jeszcze opuszcza zajęcia. O co tu chodzi?
Wiedziałam, że dłuższy czas nie będę mogła myśleć o niczym innym. Musiałam jakoś poznać odpowiedź. Z tego co widziałam, Wybraniec myślał dokładnie o tym samym.

*~*~*

Wybiegłam z dormitorium około dziesięciu minut przed siedemnastą. Zupełnie zapomniałam o tych cholernych lekcjach z oklumencji. A Snape mówił, żebym się nie spóźniała!
Zła na siebie, że zagadałam się z Nevillem, puściłam się biegiem w stronę lochów. Niedaleko Pokoju Życzeń znowu zauważyłam dwie dziewczynki, tym razem Puchonki. Wyglądały na nieco starsze od poprzednich i trzymały klepsydry.
Na mój widok się wzdrygnęły i jedna z nich upuściła przedmiot, który rozbił się z głośnym brzękiem.
Zmarszczyłam czoło, ale jak na Prefekta przystało, zatrzymałam się i zdyszana poskładałam klepsydrę jednym zaklęciem. Dziewczynki wystraszony pisnęły “Dziękuję” i pobiegły w swoją stronę. Miałam wrażenie, że przeżywam jakieś deja vu.
Dlaczego odniosłam wrażenie, że tamte dziewczynki i te z dzisiaj to te same osoby? - pomyślałam, nie zmieniając tempa. - Przecież to niemożliwe. Masz paranoję…
- Spóźniłaś się, Granger.
Usłyszałam głęboki głos. Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejsce. Oparłam się o ścianę, żeby odzyskać oddech i już miałam przeprosić, kiedy zobaczyłam kto będzie moim nauczycielem. Zmęczenie momentalnie odeszło w niepamięć zastąpione szokiem i niedowierzaniem.
- Zabini?


*~*~*

Zagląda tu ktoś? Dajcie, proszę, znać.
Zastanawiam się czy jest sens publikować tę historię tu, na bloggerze, jeśli nikt nie czyta...


1 komentarz:

  1. Zabini? Z jednej strony spodziewałam się, że bedzie odgrywał tu ważną rolę, ale nie do końca spodziewałam się, że umieścisz go tutaj.wyszło super.

    OdpowiedzUsuń