Szłam korytarzem,
rozważając różne opcje przekazania przyjaciołom tych niecodziennych informacji.
Byłam tak zamyślona, że dopiero głośny trzask tłuczonego szkła uświadomił mnie,
że nie jestem w korytarzu sama. Zdezorientowana rozejrzałam się za źródłem hałasu
i ujrzałam dwie dziewczynki w szatach Ravenclawu. Na oko wyglądały na
pierwszoroczne.
Otrząsnęłam się z
zamyślenia i od razu do nich podeszłam.
- Cześć, co tu robicie?
- zapytałam, choć nie liczyłam na odpowiedź. Obydwie patrzyły na mnie okrągłymi
z przerażenia oczami. - Nic wam się nie stało?
Jedna z nich odważyła
się na zaprzeczający ruch głową i spojrzała na koleżankę z jeszcze większym
przerażeniem. Dziwne małe.
Westchnęłam pod nosem i
wyciągnęłam różdżkę. Jednym machnięciem nadgarstka usunęłam dziwną maź, która
rozlała się po korytarzu i złożyłam słoik.
- Dobra, a teraz
zmykajcie.
Spojrzały po sobie raz
jeszcze, jakby z wahaniem, ale grzecznie się odwróciły i pobiegły w głąb
korytarza.
Właściwie nie musiały
stąd iść. Był środek dnia, a uczniom wolno chodzić po korytarzach. Nie robiły
nic złego, a mimo to podskórnie czułam, że cała ta sytuacja jest jakaś
podejrzana.
Wzruszyłam ramionami, a
kiedy zniknęły za rogiem, poszłam dalej.
*
Doskonale pamiętałam
metodę otwierania Pokoju Życzeń, dlatego gdy po szóstym przejściu tam i z
powrotem wzdłuż ściany nic się nie wydarzyło, zaczęłam kwestionować swoją
pamięć i umiejętności.
Przyjaciele zastali mnie
akurat w momencie, gdy stałam z ręką na brodzie i ze zmarszczonymi brwiami
obserwowałam niewzruszoną ścianę.
- O co chodzi, Hermiono?
- zapytał Harry, patrząc ze zdziwieniem raz na mnie raz na ścianę. - Czemu nie
czekasz w środku?
Spojrzałam na niego z
irytacją.
- Och, czekałabym, ale
wejście nie chce się otworzyć!
Harry i Ginny
zmarszczyli czoła na moje słowa, a Ron przyglądał mi się z dziwnym wyrazem
twarzy. Kiedy na niego spojrzałam, poczułam, że żal o wczorajsze wydarzenie
wraca. Czyli jednak mi nie przeszło…
- Chyba musimy znaleźć
inne miejsce… - powiedziałam zrezygnowana.
- A nie możemy
porozmawiać w Pokoju Wspólnym? - zapytał Ron znużonym tonem. - Lav…
- Chodźmy do łazienki
Jęczącej Marty - weszła mu w słowo Ginny, gromiąc jednocześnie wzrokiem.
Udałam, że nie słyszałam
słów Rona i ochoczo zgodziłam się z propozycją przyjaciółki.
Przez chwilę zaczęłam
żałować, że zawołałam ich wszystkich razem, ale gdy oparliśmy się o umywalki w
nieużywanej toalecie, wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. W końcu nie jest
to jakaś mało znacząca sprawa, a sytuacja, która zmienia całe moje życie.
Machnięciem różdżki
rzuciłam na nas Muffliato i wzięłam głęboki wdech.
- Okej… zaczynam się
trochę stresować - powiedziała Ginny, uśmiechając się nerwowo. - Co się dzieje,
Hermiono?
Usiadłam po turecku na
kafelkach, przełknęłam wielką gulę, która znikąd pojawiła się w moim gardle i
zaczęłam mówić.
Opowiedziałam o
wszystkim, nie szczędząc żadnych szczegółów. O spotkaniu z dyrektorem,
odwiedzinach u mamy. Naszej rozmowie na temat jej pochodzenia. Kiedy poruszyłam
najważniejszą kwestię, mojego ojca, spodziewałam się wybuchu- złości,
niedowierzania, czegokolwiek.
Jedyną osobą, której
reakcja była adekwatna do sytuacji, była Ginny. Patrzyła na mnie oczami
wielkimi z przerażenia, a uchylone usta zakryła dłońmi. Z kolei Harry z Ronem
wymienili spojrzenia i mieli miny, jakby nie była to dla nich żadna nowość.
Zmarszczyłam czoło, ale
nie przerwałam opowieści.
-... w związku z tym
będę się uczyć oklumencji.Jest kwestią czasu aż Voldemort dowie się, że chodzi
o mnie, dlatego Dumbledore uważa, że w tym momencie jest to priorytet. -
Zachowanie chłopaków nie dawało mi spokoju, więc wreszcie zwróciłam się do
nich.
- Czemu odnoszę
wrażenie, że coś mnie ominęło?
Przeklęłam sama siebie.
Chciałam, aby mój głos był stanowczy, a zabrzmiałam jak mała, smutna
dziewczynka.
Harry znowu spojrzał na
Rona, który wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę ściany. Potter wrócił spojrzeniem
do mnie i z roztargnieniem zaczął pocierać kark.
- Eee… bo wiesz,
Hermiono… - założyłam ręce na piersi, w obronnym geście. Czułam, że czeka mnie
kolejne zaskoczenie. - bo ja... bo my…
- Och, daj spokój Harry!
- wszedł mu w słowo Ron. Całą trójką spojrzeliśmy na niego, każde z innym
wyrazem twarzy. - Bardzo dobrze wiemy, że jesteś córeczką tego obrzydliwego
mordercy.
- Ron!
Krzyknęli jednocześnie
Harry i Ginny. Widziałam wyrzut na ich twarzach, a mnie po prostu zatkało.
Przeniosłam pytające
spojrzenie na Harry’ego, w którego oczach znów zobaczyłam tę dziwną niechęć
przebijającą się przez żal. A więc o to mu chodziło…
- Przepraszam Hermiono,
że nic ci nie powiedziałem - zaczął tłumaczyć Harry- ale Dumbledore zaznaczył,
że nie mam prawa tego robić…
- I po co ją
przepraszasz? - prychnął Ron, a ja poczułam, zbierające się w oczach łzy. -
Jest córką człowieka, który zabił twoich rodziców. To ona powinna przepraszać
ciebie…
- RONALDZIE WEASLEY!...
- RON!
Głosy Harry’ego i Ginny
znowu się zbiegły. Tym tym razem ich oczy wyrażały ten sam stan- żywą furię.
Poczułam, że po policzku
spływa mi łza, a wraz z nią pojawiła się jakaś dziwna determinacja. Czułam, że
pęka mi serce.
- Skoro po tylu latach
przyjaźni, po tym wszystkim co razem przeszliśmy - zaczęłam spokojnie, ale nie
patrzyłam mu w oczy. Zacisnęłam dłonie w pięści i utkwiłam wzrok w ścianie. -
Potrafisz z dnia na dzień zmienić o mnie zdanie tylko dlatego, że moje
pochodzenie jest zupełnie inne niż myśleliśmy dotychczas, to znaczy, że mnie
zupełnie nie znasz. Naprawdę uważasz, że ta informacja zmieniła mnie i mój
charakter jak za dotknięciem różdżki? - Nawet nie wiem kiedy zaczęłam
krzyczeć. Łzy spływały z moich oczu grochami, ale nic sobie z tego nie robiłam.
- NAPRAWDĘ?! Jesteś aż tak ograniczony, żeby skreślić sześć lat przyjaźni? Bo
osobą, która mnie spłodziła okazał się człowiek, którego szczerze nienawidzę?
NAZYWAM SIĘ GRANGER! Może i nie jestem mugolką, tak jak myśleliśmy, ale wciąż
jestem sobą. Skoro tego nie widzisz, to najwyraźniej nie jesteś i nigdy nie
byłeś moim przyjacielem!
Ostatnie słowa
wykrzyczałam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wybiegłam z
łazienki nie zważając na wołanie Ginny i Harry’ego.
Oparłam się o ścianę,
starając się uspokoić oddech. Chciałam być sama. W tym momencie potrzebowałam
tego jak niczego innego. W mojej głowie od razu pojawił się Pokój Życzeń,
jedyny azyl, w którym nikt mnie nie znajdzie.
Otarłam łzy i pociągając
nosem, pobiegłam w dół korytarza. W mojej głowie cały czas huczały słowa
Ronalda, a serce raz po raz ściskało się z bólu. I pomyśleć, że zaczynałam go…
Tama puściła,a łzy
popłynęły jeszcze większym strumieniem.
Nie pamiętam, jak
dotarłam do Pokoju Życzeń. Nie pamiętam, jak tam wchodziłam. Majaczyło mi w
głowie, że na kogoś wpadłam, ale zupełnie się tym nie przejęłam.
Nie rozglądając się po
wnętrzu, opadłam na wielkie łoże z baldachimem, które stało na samym środku
pomieszczenia.
*~*~*
Poniedziałek rozpoczęłam
jedną wielką niewiadomą. Zupełnie nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać
po przyjaciołach… a raczej po Harrym i Ginny - Ron jasno określił swoje zdanie
w tym temacie.
Poczułam, że znów
brakuje mi tchu. Przysiadłam na moment i odciągnęłam kołnierz od szyi, jakby
miało to w czymkolwiek pomóc.
Po mojej wczorajszej
ucieczce z łazienki Jęczącej Marty, do późnego wieczora siedziałam w Pokoju
Życzeń, a gdy wróciłam, wszyscy już spali. Nie wiem ile czasu płakałam, ale gdy
skończyłam, moje oczy były już całkowicie suche. Postanowiłam, że nie będę się
tym przejmować. No… a przynajmniej nie będę pokazywać, że się przejmuję. Serca
nie byłam w stanie oszukać.
- Hermiono, idziesz na
śniadanie, czy zostajesz? - zapytała Parvati, patrząc na mnie podejrzliwym
wzrokiem. Zawsze gdy z Lavender wychodziły, ja już dawno siedziałam w Wielkiej
Sali i kończyłam jeść. Dzisiaj jakoś nie miałam na to ochoty…
- Tak, zaraz będę się
zbierać.
Nie chciałam iść z nimi.
Nadal miałam przed oczami pocałunek Rona z Lavender i mimo, że nie bolało to
już tak bardzo, nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
Parvati przyglądała mi
się jeszcze chwilę, po czym ruszyła w stronę czekającej na nią przyjaciółki.
Gdy zostałam znów sama,
ukryłam twarz w dłoniach, szukając w sobie wewnętrznej siły, która przez tyle
lat pomagała mi się bronić przed obelgami Malfoya. Wiedziałam, że tego rodzaju
siły potrzebuję w tym momencie. Nie mogłam dać się stłamsić.
Nie ważne co powiedział
Ron. Nie ważne czy Harry i Ginny będą chcieli ze mną rozmawiać. Wytrzymam to.
Poradzę sobie.
Z takim postanowieniem
ruszyłam w ślad za współlokatorkami.
*~*~*
Lekcje mijały jak w
zwolnionym tempie. Po raz pierwszy w życiu nie miałam ani siły, ani ochoty
skupiać się na tym, co mówią nauczyciele.
Cały czas miałam
wrażenie, że każdy na mnie patrzy, ocenia. Zupełnie jakby wiedzieli, że całe
moje życie było kłamstwem. Ale nie mogli przecież wiedzieć, prawda? Ron może i
nie akceptował mnie w tej postaci, ale szczerze wątpiłam, żeby rozsiewał
plotki. Pod tym kątem zawsze był lojalny. Mam nadzieję, że nic się nie
zmieniło. Spojrzałam w jego stronę. Siedział w ławce z Lavender, która cały
czas kleiła się do jego ramienia. Skrzywiłam się pod nosem.
- Nie przejmuj się -
usłyszałam szept obok siebie. Obróciłam się w stronę Harry’ego, czując, że moje
serce przyspiesza rytm. - Jeszcze dojrzeje do tej sytuacji, zobaczysz.
Ścisnął mnie
pocieszająco za rękę, a ja poczułam, że mam ochotę skakać ze szczęścia.
Wiedziałam, że na Harry’ego zawsze mogę liczyć. Oddałam uścisk, uśmiechając się
lekko.
- Dziękuję, Harry -
szepnęłam, na co skinął głową i odwrócił się w stronę profesora Binnsa, który
opowiadał coś o konflikcie wampirów z wilkołakami.
- Nie powiem, że było mi
łatwo, bo nie było - odezwał się po chwili, tym razem na mnie nie patrząc. - Na
samą myśl, że jesteś spokrewniona z tym… z nim… - zacisnął dłonie w pięści i w
końcu na mnie spojrzał. Miał w oczach taki żar, że aż zaparło mi dech.- Miałem
ochotę odwrócić się od ciebie. Wygarnąć ci to wszystko co zrobił, znienawidzić.
Ale później na ciebie spojrzałem i nie zobaczyłem córki wroga, ale moją
najlepszą przyjaciółkę. W głowie pojawiły mi się wszystkie dobre wspomnienia.
Byłaś przy mnie cały czas, zawsze mnie wspierałaś, nie ważne co się działo. A
kiedy zobaczyłem twoje oczy, jak opowiadałaś o swoim pochodzeniu… wiedziałem,
że nigdy się od ciebie nie odwrócę. Jesteś Hermioną Granger, moją najlepszą
przyjaciółką.
Nawet nie wiem kiedy, z
moich oczu popłynęły łzy. Poczułam, jakby ktoś ściągnął mi z serca ogromny
ciężar. Tak bardzo bałam się reakcji Harry’ego i tak bardzo cieszyłam, że mnie
wspiera.
Uśmiechnęliśmy się do
siebie, a chwilę później zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji.
Ruszyliśmy razem w
stronę lochów, gdzie mieliśmy ostatnie w tym dniu zajęcia - eliksiry.
Zauważyłam, że Harry
rozgląda się po klasie, ściągając brwi w zamyśleniu. Podążyłam za jego
spojrzeniem i zobaczyłam, że obserwuje ławkę, w której zazwyczaj siedzieli
Zabini, Parkinson i…
- Mafoya znowu nie ma na
zajęciach.
- Jak to znowu? -
zapytałam zdziwiona. Jakoś wcześniej nie zwracałam na to uwagi.
Harry spojrzał na mnie i
skrzywił się lekko.
- Tak, od jakiegoś czasu
pojawia się tylko sporadycznie i tylko na wybranych lekcjach - wytłumaczył. -
Nawet u Snape’a nie ma go za często. Naprawdę nie zauważyłaś?
Pokręciłam głową, że
nie, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo w tym samym momencie
wszedł Slughorn. Przypomniałam sobie o zadaniu Harry’ego.
- Wymyśliłeś już sposób
na uzyskanie odpowiedzi?
Spojrzał na mnie
zdziwiony, ale po chwili zrozumiał o co pytam, bo lekko się zarumienił.
- Jeszcze nie… nie
miałem za bardzo czasu…
Wzniosłam oczy ku niebu
i pokręciłam głową z niedowierzaniem. W takim tempie nie uzyska informacji do
końca roku, ale to zachowałam już dla siebie.
W przypływie ciekawości
zerknęłam przez ramię na puste miejsce między Zabinim i Parkinson. Czemu
wcześniej nie zauważyłam, że gdzieś znika? I co właściwie robi? Owszem, opuścił
mecz Quidditcha i jakimś cudem był w dwóch miejscach na raz, a teraz jeszcze
opuszcza zajęcia. O co tu chodzi?
Wiedziałam, że dłuższy
czas nie będę mogła myśleć o niczym innym. Musiałam jakoś poznać odpowiedź. Z
tego co widziałam, Wybraniec myślał dokładnie o tym samym.
*~*~*
Wybiegłam z dormitorium
około dziesięciu minut przed siedemnastą. Zupełnie zapomniałam o tych
cholernych lekcjach z oklumencji. A Snape mówił, żebym się nie spóźniała!
Zła na siebie, że
zagadałam się z Nevillem, puściłam się biegiem w stronę lochów. Niedaleko
Pokoju Życzeń znowu zauważyłam dwie dziewczynki, tym razem Puchonki. Wyglądały
na nieco starsze od poprzednich i trzymały klepsydry.
Na mój widok się
wzdrygnęły i jedna z nich upuściła przedmiot, który rozbił się z głośnym
brzękiem.
Zmarszczyłam czoło, ale
jak na Prefekta przystało, zatrzymałam się i zdyszana poskładałam klepsydrę
jednym zaklęciem. Dziewczynki wystraszony pisnęły “Dziękuję” i pobiegły w swoją
stronę. Miałam wrażenie, że przeżywam jakieś deja vu.
Dlaczego odniosłam
wrażenie, że tamte dziewczynki i te z dzisiaj to te same osoby? - pomyślałam,
nie zmieniając tempa. - Przecież to niemożliwe. Masz paranoję…
- Spóźniłaś się,
Granger.
Usłyszałam głęboki głos.
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejsce. Oparłam się o ścianę, żeby
odzyskać oddech i już miałam przeprosić, kiedy zobaczyłam kto będzie moim
nauczycielem. Zmęczenie momentalnie odeszło w niepamięć zastąpione szokiem i
niedowierzaniem.
- Zabini?
*~*~*
Zagląda tu ktoś? Dajcie, proszę, znać.
Zastanawiam się czy jest sens publikować tę historię tu, na bloggerze, jeśli nikt nie czyta...
Zastanawiam się czy jest sens publikować tę historię tu, na bloggerze, jeśli nikt nie czyta...
Zabini? Z jednej strony spodziewałam się, że bedzie odgrywał tu ważną rolę, ale nie do końca spodziewałam się, że umieścisz go tutaj.wyszło super.
OdpowiedzUsuń