16 kwietnia 2020

EPILOG


Część I: Prorok codzienny

*

3 maja 1998

Tragiczna w skutkach II Bitwa o Hogwart: Hermiona Granger - najlepsza przyjaciółka Harry’ego Pottera, córka Tego - Którego- Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać trafiła w krytycznym stanie na oddział intensywnej terapii Szpitala św. Munga. Co się stało? Czy przeżyje? Medycy niestety odmawiają komentarza...

*

25 maja 1998

Hermiona Granger - Riddle: bohaterka wojenna czy bezwzględna morderczyni? Prawdę o długo nieznanej córce Tego - Którego- Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać odkrywa przed Wami Rita Skeeter-  reporterka światowej sławy...

*

15 czerwca 1998

Poszukiwania byłych śmierciożerców w toku! Czarodzieje posiadający jakiekolwiek informacje proszeni są o niezwłoczny kontakt z Departamentem Bezpieczeństwa. Biuro petentów jest otwarte codziennie od godziny 7:30 do 18:00…

*

30 czerwca 1998

Proces byłych śmierciożerców: Dracon Lucjusz Malfoy i Blaise Zabini oczyszczeni ze wszelkich zarzutów, po silnej obronie Harry’ego Pottera…

*

22 lipca 1998

Hermiona Granger - Riddle odzyskuje przytomność po prawie trzech miesiącach śpiączki!
Informatorzy wspominają o utracie pamięci, szaleństwie i niestabilności emocjonalnej… Jaka jest prawda? Tajemnicę odkrywa przed Wami słynna reporterka Rita Skeeter.

*

2 listopada 1998

Głośne zaręczyny pary sezonu! Blaise Zabini postanowił oświadczyć się najmłodszej latorośli Weasleyów, zaledwie pół roku po zakończeniu wojny! Jak zareagowała rodzina dziewczyny? Jak przyjął ten cios Harry Potter - poprzednia miłość rudowłosej piękności? Więcej informacji znajdziecie na stronie 152…

*

3 stycznia 1999

Hermiona Granger - Riddle w końcu się pokazała! Jej ponowne pojawienie się w magicznym społeczeństwie budzi wiele kontrowersji zwłaszcza, że na krok nie opuszcza jej młody dziedzic rodu Malfoyów… i dziecko. 

*

16 lutego 1999

Pocieszenie Wybrańca? Harry Potter jest coraz częściej widywany w towarzystwie byłej ślizgonki - Pansy Parkinson. Prawdziwa miłość czy amortencja? Jak sądzicie? Wyślijcie ankietę ze swoim głosem! Wszelkie informacje dostępne na stronie 83…

*~*~*

Część II: Stawić czoło rzeczywistości

Zielony promień pokonał odległość stu metrów, odrzucił Teodora w tył, wycisnął ostatni oddech z jego piersi. Ciemne oczy straciły blask, ale wciąż patrzyły błagalnie, z uczuciem... martwe ciało upadło z ohydnym plaśnięciem na mokrą ziemię. 
Krew była wszędzie. Na nim, na ziemi, na dłoniach, które nagle pojawiły się w polu widzenia. Mimo silnego deszczu, krew nie znikała. Przywarła do skóry, wtopiła się w nią. Szorowanie, moczenie w kałuży, wycieranie… nic nie pomagało. Czerwone plamy wciąż były widoczne na skórze, skrzepy chowały się pod paznokciami.
Brudne, lepkie ręce mordercy. 
Jedno ciało zmieniło się w dziesiątki. Wszystkie miały bladą skórę i błagalne, pełne uczucia spojrzenie Teodora Notta. Wszystkie były tak bardzo martwe…
Łzy zmieszały się z deszczem, krzyk rozdarł ciszę i trwał, trwał, trwał….

*

Zerwałam się do pozycji siedzącej, z ledwością łapiąc oddech. Trzęsłam się, jak w gorączce, z oczu płynęły łzy,  a moje ścięte do ramion włosy lepiły się pasmami do spoconej szyi.
Nienawidziłam tych koszmarów. Mimo, że minęło tyle czasu, tyle lat, od kiedy to wszystko miało miejsce, one wciąż mnie prześladowały. Wyrzuty sumienia wciąż nie pozwalały mi żyć. 
Zaczesałam dłońmi włosy do tyłu, oparłam na karku, wzięłam głębszy oddech. 
Spojrzałam na drugą połowę łóżka, które dzieliłam z Draco i zobaczyłam, że jest pusta. Musiało być już dobrze po siódmej. 
Podtrzymałam jedną ręką spory już, ciążowy brzuch, drugą odepchnęłam się do pozycji siedzącej. Przystanęłam na chwilę, żeby wsłuchać się w swoje ciało, sprawdzić czy mój atak paniki nie wpłynął na dziecko. Odpowiedziało mi lekkie kopnięcie, które sprawiło, że odrobinę się rozluźniłam. 
Gnana jakimś wewnętrznym pragnieniem, przeszłam do gabinetu, który zajmowałam, od kiedy rozpoczęłam pracę nad Fundacją Wspomagającą Ofiary Przemocy Domowej. Sięgnęłam do szkatułki, postawionej na biurku, spośród rzeczy, które miały dla mnie sentymentalne znaczenie wygrzebałam nieco już zżółknięty pergamin. Rozwinęłam go drżącymi dłońmi, usiadłam na wygodnym krześle. Zanim zatopiłam się w słowach, przesunęłam palcami po wciąż widocznym tuszu, moje wargi znowu zaczęły drżeć. 

Wiltshire, Malfoy Manor, 1.05.1998 r.

Hermiono… Miona,

skoro czytasz te słowa to znaczy, że wszystko potoczyło się zgodnie z moimi założeniami. Oznacza to nie tylko, że dokonaliście niemożliwego i zabiliście Voldemorta, ale również świadczy o tym, że nie żyję i ja.
Skoro czytasz te słowa, mogę mieć tylko nadzieję, że choć trochę mi wybaczyłaś…
Chciałbym opowiedzieć Ci o wszystkim od początku. O mojej chorej fascynacji Voldemortem, o próbie wkupienia się w jego łaski, o śmierci małego Aresa, która była moją i tylko moją winą… 
Chciałbym Ci to wszystko powiedzieć, ale nie mogę, a mój czas na pisanie również jest ograniczony, dlatego skupię się na jednej, najważniejszej dla mnie kwestii - na Tobie. 
Wiem, że prawdopodobnie mnie nienawidzisz i wcale się nie dziwię. Zachowałem się jak świnia. Próbowałem Cię wykorzystać, żeby przypodobać się Twojemu ojcu, zdradziłem Twoją przyjaźń i zaufanie… winny, winny, winny. Przyznaję się do każdego z wymienionych czynów. 
Gdy podszedłem do Ciebie dwa lata temu na Błoniach, myślałem tylko o tym, że jesteś kluczem do wkupienia się w łaski Voldemorta… Grałem miłego, uczynnego, zainteresowanego Twoim towarzystwem.
Szpiegowałem Cię od dłuższego czasu, szczułem innych uczniów, nastawiałem ich przeciwko Tobie, rozsiewałem plotki. Chciałem, żebyś została sama, żebyś pragnęła towarzystwa. Chciałem Cię zauroczyć, sprawić byś posłusznie zaprowadziła mnie do celu. Nie wiem kiedy, zacząłem widzieć Ciebie, Twoje wnętrze, duszę, dobro, które w sobie nosisz… Stałem się miły, próbowałem dalej być uczynny, naprawdę zacząłem interesować się Twoim towarzystwem.
Dalej robiłem swoje, choć powoli kawałek, po kawałeczku, zacząłem oddawać Ci swoje serce. Trwało to tak długo, aż w końcu dotarło do mnie, że - nawet nie wiem kiedy-, oddałem Ci je w całości.
Gdy porwaliśmy Cię z Hogwartu, złapałem się na tym, że intuicyjnie chcę Cię chronić. Miałem tak duże wyrzuty sumienia, że musiałem pójść do Twojej sypialni, żeby się wytłumaczyć… a później miałem do siebie tak wielkie pretensje, że przestałem zwracać na Ciebie uwagę. Chciałem ukarać sam siebie, a w efekcie najbardziej oberwałaś Ty. 
Znalazłem się w pieprzonym, błędnym kole. Pragnąłem Twojego szczęścia, bezpieczeństwa, a z drugiej strony nie potrafiłem zrezygnować z donoszenia, intryg, pracy dla Voldemorta. 
Nie chciałem już tego robić, a jednak automatycznie wykonywałem polecenia. Jedyne co mi się udawało pośród tego zła, była Twoja ochrona… przynajmniej tak sobie wmawiałem. 
Zapętliłem się w tych intrygach tak bardzo! Wydawało mi się, że już nigdy się nie uwolnię… ale wtedy, na weselu jednego z Weasleyów, stanęłaś w mojej obronie. Powiedziałaś, że mi ufasz, a to uwolniło we mnie pokłady nadziei i siły, o których nie miałem wcześniej zielonego pojęcia. Zrozumiałem wtedy, że nie jesteś już kluczem do osiągnięcia celu. Stałaś się moim Kluczem do Szczęścia. 
Zrozumiałem to… i Cię straciłem. Zniknęłaś, później dowiedziałaś się o wszystkim co zrobiłem, oddałaś serce innemu. 
Na początku byłem zły, sfrustrowany, zazdrosny. Widziałem, że Malfoy znika co jakiś czas z tobołkami pełnymi jedzenia, domyśliłem się w czym rzecz. Domyśliłem się również  co to oznacza, ale usilnie próbowałem wmówić sobie, że jest inaczej. Salazar mi świadkiem, że byłem o krok od powiedzenia wszystkim co się dzieje! Ale nie potrafiłem tego zrobić...
Starałem się z tym żyć. Chciałem odpokutować wszystkie złe rzeczy, które zrobiłem. Tak bardzo chciałem być Ciebie godny! 
Zacząłem potajemnie pomagać Blaise’owi w kontaktach z Ginevrą Weasley, kryłem Draco za każdym razem, gdy zaszywał się w Twojej sypialni. Cierpiałem, ale widziałem jak na niego patrzysz. Zobaczyłem również to, jak on patrzy na Ciebie. Nie mogłem i nie potrafiłem odebrać Ci szczęścia.
Byłaś moją miłością, moim pragnieniem. Byłaś iskrą, która pomogła mi odnaleźć samego siebie. Dzięki Tobie stałem się tym, kim jestem teraz, pisząc do Ciebie te słowa. 
Mam nadzieję, że moja śmierć nie pójdzie na marne, że rzeczywiście pokonacie Voldemorta, a Ty będziesz szczęśliwa u boku tego, którego kochasz. 
Skoro czytasz te słowa, to znaczy, że żyjesz - mam nadzieję, że odnajdziesz również szczęście w ramionach Draco. On naprawdę Cię kocha, wiesz?
Nigdy nie byłaś moja, ale ja na zawsze będę Twój. 
Nie ważne gdzie, zawsze będę nad Tobą czuwał. 
Przepraszam jeszcze raz za wszelkie zło, do którego się przyczyniłem.
Obiecaj, że nie będziesz się mną zadręczać. To była moja decyzja, podjęta z pełną świadomością. 

Żyj pełnią życia.
Bądź szczęśliwa - zasłużyłaś na to.
Teo

Krople płynęły z moich oczu nieprzerwanym ciągiem i zanim się zorientowałam, brzeg pergaminu był niemal całkowicie przemoczony. Przeklęłam samą siebie i szybko odłożyłam go do wyschnięcia. Nie mogłam stracić ostatniej pamiątki, po moim przyjacielu. Po mężczyźnie, który poświęcił dla mnie więcej niż od kogokolwiek mogłabym wymagać. 
Oparłam się na fotelu, moje ręce bezwiednie głaskały brzuch. Owoc miłości mojej i Draco - możliwej dzięki poświęceniu osoby trzeciej. Czasem łapałam się na myślach, jakby wyglądało moje życie, gdyby Teo zmienił swoje podejście dużo wcześniej. Czy nosiłabym teraz jego dziecko pod sercem? 
Pokręciłam głową, nagle poirytowana. Nie mogłam myśleć w taki sposób. Owszem, swego czasu czułam coś do niego - czy była to miłość? Nie mam zielonego pojęcia. Za to jestem całkowicie pewna, że to, co już od dawna czułam do Dracona było i jest namacalne, prawdziwe. Dlaczego więc nie potrafiłam wyprzeć Teodora z głowy…?
Otarłam świeżą łzę i zerknęłam przez ramię na pergamin. Dziecko zrobiło fikołka, kopiąc mnie w żebra - najwidoczniej niezadowolone z mojego podłego nastroju. 
Nie powinnam była tu przychodzić. Nie powinnam była czytać znów tego listu. Nie powinnam była się dobijać…
- Mamusiu? - usłyszałam. Obróciłam się w stronę uchylonych drzwi, w których stała drobna, siedmioletnia blondynka. 
Otarłam twarz po raz ostatni, uśmiechnęłam się i rozłożyłam ręce. Widząc w jakim jestem stanie, weszła do pokoju trochę nieśmiało, ale już po chwili utonęła w moich ramionach. Jej włosy pachniały świeżą pościelą i były niesamowicie miękkie. 
Delphini, moja mała siostrzyczka… nie chciałam jej znać, a później nie potrafiłam o niej zapomnieć. Przygarnęłam ją, następnie przysposobił ją również Draco. Stała się naszą córką i choć dobrze wiedziała, że nie jestem jej mamą, nie chciała zrezygnować z tego tytułu - a ja jej nie zmuszałam. 
- W porządku, kochanie? - zapytałam, odsuwając się, żeby zerknąć jej w twarz. Miała zmartwione spojrzenie. 
- Chciałam zapytać o to samo - przekrzywiła głowę, jej czoło przecięła pojedyncza zmarszczka. - Dlaczego płakałaś? Znowu miałaś koszmary?
Zamarłam. Jak to się działo, że tak młoda osoba tyle widziała? 
Miałam ściśnięte gardło, więc po prostu skinęłam głową. Widziałam, że zmartwienie w jej oczach się pogłębia, więc odchrząknęłam.
- Nie przejmuj się, to tylko sny, wcale nie są takie straszne - powiedziałam. Udawałam, że nie widzę niedowierzania na jej twarzy. - Chodź, zrobię nam śniadanie. Na co masz ochotę?
- Pankejki!
Humor wrócił jej, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zeskoczyła z moich kolan i pobiegła do drzwi, w których się zatrzymała, żeby na mnie spojrzeć. 
Uśmiechnęłam się, choć w oczach czułam świeże łzy - nie cierpiałam tej ciążowej huśtawki emocjonalnej!
- Naszykuj składniki, zaraz do ciebie przyjdę.
Skinęła głową i zniknęła w korytarzu Malfoy Residence, zostawiając po sobie powiew miłości i nadziei na lepsze jutro. 

*

Obudził mnie cichy szelest, a po chwili łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego ciała. Poczekałam aż ułoży się wygodnie na boku, zanim obróciłam się w jego stronę.
Z jasnych, krótkich włosów spływały krople wody, a szare oczy błyszczały niepokojem, widocznym nawet w ciemnościach panujących w pokoju. 
Złożyłam dłonie i podłożyłam sobie pod policzek. Nasze spojrzenia się spotkały, ciepła dłoń odgarnęła zagubione kosmyki z mojego czoła. 
- Jak się czujesz? - zapytał. Położył głowę na ugiętej ręce, ani na moment nie spuszczał ze mnie wzroku. - ‘Phini powiedziała, że znowu miałaś koszmary… i byłaś w gabinecie. 
Widziałam w jego oczach, że doskonale wie, co tam robiłam. Wiedział, że znów czytałam list, miał świadomość, że znowu tonęłam we własnych, sprzecznych uczuciach. 
Nagle zalała mnie fala palących wyrzutów sumienia. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową. 
- Draco, przepraszam, ja…
- Cii… 
Przysunął się, oparł czoło o moje, dłoń położył na sporym brzuchu. Trwaliśmy w tej pozycji, chłonąc moment, ciesząc się swoją obecnością. 
- Nie przepraszaj, rozumiem - powiedział po dłuższej chwili. - Nie powiem, że jestem szczęśliwy z tego powodu, ale rozumiem. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc pozwoliłam by cisza znów nas otuliła. Przysunęłam się bliżej, schowałam w jego ramionach. 
- Kocham cię, Granger - wyszeptał w moje włosy, a ja poczułam, że ulatują ze mnie wszystkie emocje zgromadzone dzisiejszego dnia. Na moment zapomniałam o koszmarach, smutku, koszmarnej przeszłości, szaleństwie wciąż mruczącym do mojego ucha. 
Chłonęłam jego zapach, dziecko znów wywinęło fikołka. 
Uświadomiłam sobie po raz tysięczny, że nie oddałabym tego co mam nigdy w życiu. Nie zamieniłabym na nic innego. 
Jego ramiona dały mi oparcie, gdy najbardziej tego potrzebowałam. Jego obecność pozwoliła mi poradzić sobie z szaleństwem, które wkradało się do mojego umysłu, powoli wyniszczało. 
Teo napisał, że byłam jego Kluczem do Szczęścia… moim Kluczem był, jest i będzie Draco.
Uniosłam się na ramionach, połączyłam nasze usta w delikatnym jak powiew wiatru pocałunku.
- Ja też cię kocham, Draco.

*~*~*

Część III: Nowe życie, nowa nadzieja

Harry Potter biegł korytarzem, krew huczała w jego uszach. Wiedział, że nie musi się spieszyć, a jednak nie potrafił zwolnić kroku. Czuł podskórnie, że to już niedługo, ba! nawet mieli wyliczenia, a i tak, gdy wszystko się zaczęło, poczuł się jakby wrzucono go do basenu pełnego zimnej wody. 
Pansy - od dwóch lat - Potter, urodzi mu dziecko. A właściwie to rodzi, już teraz. 
Nagła dawka adrenaliny sprawiła, że jeszcze bardziej przyspieszył kroku. 
Mijał korytarze, zupełnie nie patrząc, gdzie idzie. Szedł na pamięć. Ciąża Pansy nie była najłatwiejsza, więc przez cały okres jej trwania wyuczył się siatki korytarzy lepiej, niż niejednego zaklęcia. 
- Potter, zwolnij!
Był w takiej panice, że nawet nie zauważył ludzi siedzących na korytarzu. 
Draco z Hermioną, Delphini i małym Teodorem. 
Ginny z Zabinim i małym Aresem.
Ron z Daphne Greengrass.
Wszyscy czekali na jego potomka. Wszyscy wspierali jego Pansy. Wszyscy byli tu dla niego. 
Poczuł, że na usta wypływa mu uśmiech.
Był szczęśliwy. 
Od wojny minęło osiem lat. Osiem długich lat, pełnych smutku, nadziei, następnie radości. Mroczne czasy zniknęły i Harry żywił prawdziwą nadzieję, że już tak zostanie. 
Widział szczęście Hermiony, gdy patrzyła na swojego dawnego wroga i tuliła swoje dzieci - rodzone i adoptowane. Widział uczucie łączące Zabiniego i Ginny - jego dawną miłość. Widział przemianę Rona, pod delikatnymi dłońmi Daphne. 
Świat czarodziejów się zmienił. Zmienili się ludzie. Wierzył, że teraz czekają ich dobre rzeczy. Miał świadomość, że nie zawsze będzie łatwo, ale wiedział, że razem będą w stanie stawić czoła wszystkim przeciwnościom. 
Posłał przyjaciołom uśmiech, otrzymał z powrotem całą gamę otuchy i wsparcia. Wziął głęboki wdech i wszedł do sali by wesprzeć swoją kobietę i powitać na świecie Jamesa Syriusza Pottera.

KONIEC




*~*~*

Czy jest tu ktoś jeszcze?
Jeśli tak, przepraszam za brak wpisów przez dłuższy okres czasu. W ramach rekompensaty wrzucam wszystkie rozdziały do końca za jednym rzutem :)

Jeśli jesteście i dobrnęliście do tego momentu, to koniecznie dajcie znać!

Buziaki!