10 maja 2019

ROZDZIAŁ IX


Od pierwszych pogłosek na temat zaginionej córki Voldemorta minęło kilka dni. Miałam nadzieję, że nie mając pożywki w kształcie potwierdzenia, potwór zwany plotką w końcu ucichnie i zaśnie. Zaśnie, nie umrze, bo wiedziałam, że prędzej czy później ten temat wróci. Myślałam jednak, że uda mi się kupić dla siebie trochę czasu- niestety, myliłam się, jak zwykle ostatnio.
Mimo, że wciąż nie wyciekło, o kim mowa, miałam wrażenie, że mam to wypisane na twarzy. Starałam się chodzić korytarzem z wysoko uniesioną głową i uśmiechem, jednak gdy napotykałam sarkastyczne spojrzenie Malfoy’a, moja pewność siebie momentalnie umykała.
Zniknęcie Zabiniego też niczego nie ułatwiało.
Dzień po incydencie z Malfoyem, zebrałam się na odwagę i znów zeszłam do lochów. Miałam nadzieję, że tym razem zastanę Blaise’a w opuszczonej klasie, jednak nie pojawił się zupełnie nikt. Gdyby nie zrządzenie Merlina, dzięki któremu spotkałam Snape’a, wracając do wieży Gryffindoru, nadal nie wiedziałabym,co się dzieje.
Zresztą, on sam też mi zbyt wiele nie wyjaśnił.
-Lekcje muszą zostać zawieszone, Blaise na razie nie jest w stanie cię uczyć. Sytuacja jest napięta, więc ćwicz sama. Ćwicz, Granger, słyszysz? To ważne.
Skoro to takie ważne, to dlaczego Snape nie przejął mojej nauki? Co się stało z Zabinim? I dlaczego Malfoy wyglądał, jakby dopisało mu szczęście?
Westchnęłam głośno i położyłam głowę na otwartym podręczniku do Transmutacji. W ostatnich dniach wróciłam do przesiadywania w bibliotece- było to jedyne miejsce, w którym czułam się bezpiecznie. Po ostatnich zdarzeniach, zapomniałam jak dobrze czułam się wśród wysokich regałów i ciszy, charakterystycznej dla tego typu miejsc.
Miałam ochotę zakwaterować się tu na stałe i uniknąć styczności z resztą zamku. Przynajmniej na parę następnych dni.
Podniosłam głowę i przetarłam zmęczone oczy. Ćwiczyłam oklumencję już dobrą godzinę, używając podręcznika jako kamuflarzu. Jak na razie wychodziło mi całkiem nieźle - zarówno ćwiczenie, jak i kamuflowanie. Co to jednak była za nauka, skoro nie miałam nikogo do pomocy przy praktyce?
-  Z możliwością przygotowania, w spokoju, każdy głupiec będzie potrafił to zrobić…
Zabini miał rację. Ćwiczenie w ciszy i spokoju, w bibliotece, gdzie nikt mi nie przeszkadzał, nie było żadnym wyczynem. Wiedziałam, że potrzebuję bodźca, który mnie pobudzi, rozproszy, żebym mogła bardziej wykorzystać to, czego już się nauczyłam.
Zamknęłam umysł w sekundę, po raz setny tego dnia i podparłam dłonią policzek. Chyba czas się zbierać do pokoju wspólnego. Nie mogłam unikać przyjaciół całymi dniami. Wiedziałam, że się martwią, a ja swoim zachowaniem niczego im nie ułatwiałam.
Kiedy stałam się taką egoistką?
Znowu westchnęłam i podniosłam się z miejsca. Miałam wrażenie, że ostatnio nie robię nic innego poza wzdychaniem. Zupełnie, jakbym była zmęczoną życiem siedemdziesięciolatką. Straszne.
Wychodząc z biblioteki miałam wrażenie, że jestem obserwowana, jednak gdy obróciłam się wokół własnej osi, nie zobaczyłam nikogo.

*~*~*

Gdy przeszłam przez dziurę pod portretem zauważyłam, że pokój wspólny zaczynał powoli pustoszeć. Nie miałam pojęcia która była godzina, ale widocznie zasiedziałam się w bibliotece dłużej niż myślałam.  
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając przyjaciół i zatrzymałam wzrok na kanapie przy kominku, gdzie dojrzałam rude włosy Ginevry.
Opadłam na wolne miejsce obok niej i uśmiechnęłam się, gdy podniosła na mnie wzrok znad czytanej książki.
- Gdzie byłaś?  - zapytała. Założyła długie włosy za ucho i odłożyła książkę, aby móc skupić na mnie całą swoją uwagę.
Poczułam, że robi mi się głupio pod siłą jej spojrzenia. Miałam wrażenie, że widzę wyrzut w jej ciemnych oczach.   
- Byłam w bibliotece. Musiałam poćwiczyć oklumencję - powiedziałam zgodnie z prawdą, rozglądając się dookoła, żeby sprawdzić czy nikt nie podsłuchuje. - Nie mogę odpuścić tylko dlatego, że mój nauczyciel gdzieś zniknął.
Kiwnęła głową, a napięcie z jej ramion nieco puściło. Rozluźniła ręce, kładąc jedną z nich na oparciu za nami.
- Dalej nie wiadomo gdzie się podziewa?
Pokręciłam głową i po raz kolejny od paru dni poczułam ukłucie zmartwienia.
Od kiedy to zaczęłaś się przejmować Zabinim? - zapytałam samą siebie, jednak było to jedno z pytań, na które nie znałam odpowiedzi.
Po prostu przywykłam do naszych zajęć i tyle - tak przynajmniej próbowałam to sobie tłumaczyć.
Obróciłam się w stronę ognia, obserwując taniec płomieni.
- Nie mam pojęcia - powiedziałam. -  Wciąż się nie pojawił, a nikt nie jest skory do wyjaśnień. Ale w sumie niby dlaczego mieliby być?
Prychnęłam sama na siebie. Mimo, że byłam córką Voldemorta, to wciąż pozostawałam Gryfonką i Hermioną Granger, uważaną przez długie lata za szlamę. Niektórych przyzwyczajeń nie da się pozbyć z dnia na dzień.
Zobaczyłam kątem oka, że Ginny wzrusza ramionami, ale jej mina zdradzała, że cała ta sytuacja nie jest jej całkowicie obojętna. Trochę mnie to dziwiło, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
Zamiast tego zapytałam:
- Gdzie Harry i Ron?
Zmarszczyłam brwi, widząc na twarzy przyjaciółki uśmieszek.
- Wyszli gdzieś z mamroczącym Ronem - powiedziała w końcu. - Wydaje mi się, że poszli do profesora Slughorna.
- Mamroczącym Ronem? - Powtórzyłam jak automat, nic z tego nie rozumiejąc. Za to Ginny pokiwała głową i zaśmiała się szczerze.
- Harry nie miał czasu tłumaczyć zbyt wiele, powiedział tylko “eliksir miłosny” - wyjaśniła. - Na początku się wystraszyłam, ale z perspektywy czasu sądzę, że zachowywał się przekomicznie. Gdzie ona jest? Czy mnie kocha? - Sparodiowała głos Ronalda, obniżając o ton swój własny.
Nie mogłam się powstrzymać i też parsknęłam śmiechem.
- Kto mógłby chcieć rozkochać w sobie Rona? - zapytałam po chwili, jak już byłam w stanie złapać normalnie oddech. - Są w siebie zapatrzeni z Lavender, więc to raczej nie ona - musiałam się skrzywić, mówiąc te słowa, bo Ginny posłała mi wymowne spojrzenie. Taktycznie udałam, że go nie widzę i zapatrzyłam się w płomienie. Już nie było mi do śmiechu.
- Nie mam pojęcia - usłyszałam. - Ale jeśli mam być szczera, wydaje mi się, że eliksir nie był przeznaczony dla Rona.
Gdy tylko powiedziała te słowa, przypomniałam sobie rozmowę Gryfonek z piątego roku. Jedna z nich chwaliła się, że ma cały zapas eliksiru miłosnego, więc , jak to określiła, w tym roku Harry będzie jej.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Harry - powiedziałam na głos, a Ginny potaknęła. Opadłam na oparcie kanapy i pomasowałam swoje skronie. - I chyba nawet wiem, czyja to sprawka.
- Ja też się domyślam - lewy kącik jej ust podjechał do góry w pół uśmieszku.
- Romilda Vane? - Spojrzałam na nią, szukając potwierdzenia.
Kiwnęła głową.
- Romilda Vane.
Okropna dziewczyna, nie ma co. Nie potrafi przyjąć do wiadomości, że nie jest w czyimś kręgu zainteresowań, więc chce to zdobyć siłą. Żałosne.
Zanim jednak zdążyłam wyrazić swoje zdanie na ten temat, usłyszałam za sobą krótkie chrząknięcie.  
Obydwie odwróciłyśmy się w stronę przybysza, którym okazał się Denis Creevey, uczeń trzeciego roku.
- Cześć Denis- powiedziałam, uśmiechając się przyjaźnie. - Coś się stało?
Mimo, że w zeszłym roku walczyliśmy ramię w ramię w rządami Umbridge, Denis wciąż krępował się w mojej obecności. Różnica między nim, a wygadanym, odważnym, starszym o dwa lata Colinem, była kolosalna.
- Mam ci przekazać, żebyś pojawiła się w gabinecie dyrektora tak szybko jak to możliwe - powiedział pospiesznie i spojrzał mi w oczy, jakby sprawdzając czy słowa do mnie dotarły.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Ginny. W odpowiedzi dostałam równie zdezorientowane spojrzenie i wzruszenie ramion.
- Dobrze, dziękuję.
Chłopak skinął głową i zawahał się na moment.
- Coś jeszcze? - zachęciłam, uśmiechając się miło, a przynajmniej  taką miałam nadzieję.
- Profesor Snape powiedział, żebyś się lepiej ruszyła, bo inaczej każe mi szorować toalety za zwłokę z dostarczeniem wiadomości.
Mówiąc to zaczerwienił się po samą linię włosów, a ja poczułam, że zalewa mnie złość.
Podniosłam się z miejsca i zanim wybiegłam z pokoju wspólnego, odwróciłam się jeszcze w stronę Ginny:
- Jakby Harry wrócił wcześniej, to nie czekajcie na mnie. Nie wiem ile to potrwa.
Kiedy skinęła głową, ruszyłam pędem pod gabinet Dumbledore’a. Nie chciałam, żeby niewinnemu dzieciakowi oberwało się przez niesprawiedliwość Snape’a.

*~*~*

Wpadłam do gabinetu dyrektora, z ledwością łapiąc powietrze. Przebiegłam pół zamku nie zatrzymując się ani na moment. Miałam nadzieję, że Snape doceni mój wysiłek i odpuści Denisowi czyszczenie toalet.
- Dobry wieczór, panno Granger - powiedział Dumbledore, kiedy podeszłam do krzeseł stojących naprzeciw biurka. Snape stał przy myślodsiewni i spoglądał w jej taflę, w zamyśleniu, zupełnie mnie ignorując.
Oparłam się o ramę krzesła i odetchnęłam parę razy, aby uspokoić puls po szaleńczym biegu.
- Dobry wieczór, panie dyrektorze, profesorze - skinęłam głową, również w stronę Snape’a, który wreszcie na mnie spojrzał. - Czy coś się stało?
Mężczyźni wymienili szybkie spojrzenia, po czym skupili całą uwagę na mnie. Wydarzyło się to tak szybko, że nie byłam pewna, czy rzeczywiście miało miejsce. Zmarszczyłam brwi.
Dumbledore oparł się na zdrowej ręce i spojrzał na mnie uważnie znad swoich okularów, połówek.
- Czy wspominałaś komuś jeszcze o swoim pochodzeniu? - zapytał.
- Komuś jeszcze nie licząc Harry’ego, Ronalda i Ginny? - doprecyzowałam, aby nie popełnić gafy. Kiedy skinął głową, ja pokręciłam swoją w zaprzeczeniu. - Nie, nikomu. Oczywiście wie Blaise Zabini, ale…
- Ale to było nieuniknione i jestem pewien, że nie o niego chodzi - odezwał się Snape, nieprzyjemnym tonem. Spojrzałam na niego wielkimi oczami, nic z tego nie rozumiejąc.
- Spokojnie, Severusie, nikt go nie podejrzewa - powiedział dyrektor, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Jest pani pewna, panno Granger, że nikt z przyjaciół nie przekazał pani tajemnicy osobom trzecim?
Zastanowiłam się przez moment, a z nerwów zaczęłam wiercić się na krześle.
Byłam pewna i jednocześnie nie byłam…
- Myślę, że tak, ale…
- Myślisz, Granger? Naprawdę? A to mi nowina - zakpił Snape, zakładając ręce na piersi. Jego usta wykrzywił pogardliwy uśmieszek, a ja poczułam, że się czerwienię. Po chwili spoważniał. - Czy zdajesz sobie sprawę, że od tej informacji zależy nie tylko twoje życie, ale także nas wszystkich? - Jego głos ciął niczym brzytwa. Poczułam, że złość zaczyna buzować w moich żyłach, jednak postanowiłam milczeć. - Zastanów się raz jeszcze - jesteś pewna, czy tylko myślisz, że nikt nic nie wypaplał.
- Uspokój się, Severusie - powiedział nieco ostrzej Dumbledore, tym razem odwracając się w jego stronę. - Nie pomagasz, a panna Granger chciała coś jeszcze dodać, - znów popatrzył na mnie i uniósł jedną brew. - Mam rację?
Skinęłam głową i nie spojrzałam w stronę Snape’a. Czułam złość, a nie chciałam pyskować. Zamiast tego zacisnęłam dłonie w pięści i skrzyżowałam nogi pod krzesłem.
- Malfoy też wie.
Po tej informacji zapadła cisza. Mężczyźni wpatrywali się we mnie jakbym powiedziała coś w obcym języku, a ja zupełnie nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Przecież początkowo sami chcieli aby to Malfoy uczył mnie oklumencji, a więc tak czy siak by się dowiedział.
Cała sytuacja robiła się coraz bardziej zagmatwana, co zupełnie mi się nie podobało.
Miałam wrażenie, że ból głowy zostanie moim nieodłącznym towarzyszem w najbliższym czasie, co ostatecznie poskutkuje uzależnieniem od eliksiru przeciwbólowego.
- Draco? - doprecyzował Snape, a ja nie mogłam się powstrzymać przed posłaniem mu pełnego politowania spojrzenia. Widząc to, zwęził powieki i już szykowałam się na jakiś niewybredny komentarz, kiedy odezwał się Dumbledore, przyciągając jego uwagę.
- Czyżby jednak pan Zabini...?
Jednocześnie z profesorem pokręciliśmy głowami w geście zaprzeczenia.
- Parę dni temu napadł na mnie w sali, gdzie odbywały się lekcje oklumencji z Blaisem - powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić. - Powiedział wtedy, że Blaise nie chciał mu nic powiedzieć, więc wywęszył sam… a raczej usłyszał z plotek.
Po moich słowach znowu zapadła cisza. Zdezorientowana zaczęłam przeskakiwać spojrzeniem między profesorem a dyrektorem, którzy wyglądali jakby zatopili się w niemej konwersacji. Z nerwów zaczęłam wyłamywać palce.
Po chwili Snape kiwnął głową, a Dumbledore znów spojrzał w moją stronę.
- Czy powiedział ci coś jeszcze?
Zastanowiłam się dłuższą chwilę, marszcząc przy tym czoło. Po chwili ponownie pokręciłam głową.
- Właściwie to nie - stwierdziłam. - Na koniec powiedział mniej więcej: a więc tak chcą to rozwiązać… no dobrze, niech będzie. - Zawahałam się, po czym dodałam. - Oczywiście miał na myśli Zabiniego i profesora Snape’a.
Dumbledore kiwał głową w zamyśleniu. Kątem oka zerknęłam na Snape’a i zauważyłam, że zaciska szczęki. Najwyraźniej informacje, które im przekazałam, miały większe znaczenie, niż sama przypuszczałam.
- Dobrze - powiedział w końcu Dumbledore, na co podskoczyłam, zatopiona we własnych myślach. Spojrzał na Snape’a, który skupił na nim swoją uwagę. - Severusie, porozmawiaj, proszę, z panem Malfoyem na ten temat. Poproś także, aby zachowywał się jak cywilizowany czarodziej i nie napadał więcej panny Granger.
Znów wyglądali jakby prowadzili niemą konwersację, patrząc sobie w oczy. Czułam się jak intruz, miałam ochotę wstać i wyjść, jednak wrodzona ciekawość trzymała mnie w ryzach. Nadal nie dowiedziałam się, po co właściwie zostałam wezwana.
Gdy drzwi zamknęły się za profesorem Czarnej Magii, otworzyłam usta, żeby zadać pytanie, jednak dyrektor mnie ubiegł.
- Zastanawia się pani, panno Grager, po co zostałaś tutaj wezwana, mam rację? - uśmiechnął się łagodnie, a w jego oczach zobaczyłam lekki blask. Były pełne nadziei, determinacji, ale również zmęczenia. Były to oczy człowieka, który niejedno widział, niejedno przeżył, a jednak wciąż nie tracił nadziei na lepszy czas.
Gdy zostaliśmy sami, poczułam, jak moje ciało zaczyna się nieco rozluźniać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że obecność Snape’a może mnie tak stresować. Zawsze sądziłam, że jestem odporna na jego ponurą aurę.
- Tak - odpowiedziałam i zaraz potem zapytałam. - Domyślam się, że ma to związek z plotką, która od paru dni krąży po zamku?
Dumbledore odchylił się na oparcie, po czym wstał z miejsca i z rękami na plecach podszedł do jedynego okna w pomieszczeniu. Na zewnątrz panował mrok, uświadamiający jak późna już była godzina. W normalnych warunkach powinnam już dawno być w łóżku, mimo, że byłam prefektem i miałam nieco więcej swobody. Po chwili mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a w jego siwej brodzie zamigotał blask księżyca.
- Plotka rozeszła się nie tylko po zamku, ale również dotarła do Voldemorta - powiedział po chwili. Kiwnęłam głową. Spodziewałam się tego. Biorąc pod uwagę, że w zamku znajdują się jego słudzy, nie mogło stać się inaczej. O trzech wiedziałam, ale kto wie, czy nie ma ich więcej?
- Różnica jednak jest taka- kontynuował dyrektor - że Voldemort otrzymał informację, której w szkolnej plotce zabrakło.
Posłał mi znaczące spojrzenie, jednak potrzebowałam paru sekund aby przyswoić i przetworzyć informacje. Po chwili otworzyłam szerzej oczy, czując jak adrenalina zaczyna buzować w moich żyłach, przyspieszając bicie serca.
- Wie, że to ja…? - wyszeptałam, jednak Dumbledore usłyszał, bo potwierdził skinieniem głowy. - Ale jak…?
- Dobre pytanie, panno Granger - usiadł z powrotem za biurkiem i utworzył z rąk wieżyczkę, znad której posłał mi uważne spojrzenie. Po uśmiechu w jego dobrych oczach już nie było śladu. - Właśnie stąd moje pytania, komu jeszcze przekazała pani informację.
Po tych słowach nastała cisza. Czułam, że dyrektor czeka, abym powiedziała w tym temacie coś więcej, zupełnie jakbym ukrywała jakąś bardzo ważną informację. Nie była to jednak prawda, dlatego uparcie milczałam i oddawałam spojrzenie.
Po dłuższej chwili westchnął. Ściągnął okulary połówki, przetarł je leżącą na biurku ściereczką i założył z powrotem.
- No dobrze - usłyszałam w jego głosie wyraźne zmęczenie. - Skoro już wie, musimy zacząć się zabezpieczać - chyba mnie - pomyślałam, ale nie odezwałam się słowem. - Jak idzie nauka oklumencji?
- Chyba dobrze- wzruszyłam ramionami w nonszalanckim geście, mimo że czułam, jak moje ciało na nowo się spina. - Jednak od kiedy zniknął Zabini, nie mam możliwości, aby się sprawdzić w praktyczny sposób…
Zwiesiłam głos, obserwując dyrektora wymownym spojrzeniem. Miałam cichą nadzieję, że Dumbledore pociągnie temat i powie mi coś więcej na temat zniknięcia Zabiniego, jednak się przeliczyłam.
Albo udawał, albo rzeczywiście nie zrozumiał moich intencji, w każdym razie pokiwał tylko głową w geście zrozumienia i znów odchylił się na oparcie kładąc ręce na podołku.
- Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz, ponieważ nie mamy więcej czasu - coś w tonie jego głosu i w wyrazie twarzy sprawiło, że wszystkie włoski stanęły mi dęba. - Wiem od Severusa, że już zaplanował wasze spotkanie… i nie interesuje go, czy też tego chcesz, czy nie - dodał, widząc mój oburzony wyraz twarzy.
Miałam ochotę krzyczeć, zarówno ze strachu jak i z bezsilności.
Owszem, wiedziałam, że w końcu musi dojść do tego spotkania. Miałam jednak nadzieję, że minie więcej czasu! Że nie dowie się o mojej tożsamości tak szybko, że będzie zajęty innymi sprawami, że… w ogóle nie będzie chciał mnie poznać. Byłam taka głupia, taka naiwna!
Wiedziałam, że to niemożliwe, w końcu mogłam być jego nieoczekiwaną bronią przeciwko zarówno Harry’emu, jak i Dumbledorowi. Z pewnością ktoś mu opowiedział o mnie, mojej przeszłości oraz ludziach, z którymi przystaję. Nie zdziwiłabym się, gdyby w tym momencie wiedział już o mnie wszystko, skoro miał wtykę w osobie, choćby, Malfoya.
Zacisnęłam zęby i zwinęłam dłonie w pięści. Obróciłam się w stronę drzwi, nie chcąc pokazywać łez bezsilności, które pojawiły się pod moimi powiekami.
Dumbledore jak zwykle taktownie dał mi czas na przyswojenie informacji i ochłonięcie. Milczał i nie naciskał, pozwolił mi się uspokoić, za co byłam mu szczerze wdzięczna.
Po paru minutach uspokoiłam się na tyle, że odważyłam się zapytać:
- Kiedy ma się to wydarzyć?
- Jutro. - Kolejny strzał w moje obolałe serce i zszargane nerwy.
Obróciłam się gwałtownie w jego stronę, szukając na starczej twarzy jakiejkolwiek wskazówki, że żartuje. Że mam więcej czasu.
Po raz kolejny się zawiodłam. Zrezygnowana, zgarbiłam ramiona i odchyliłam na oparcie, starając się wcisnąć w nie jak najbardziej. Chciałam stopić się z meblem, przestać istnieć.
- W jaki sposób?
Wiedziałam, że wyczuł w moim głosie zrezygnowanie, jednak w żaden sposób go nie skomentował. Zamiast tego przez chwilę uważnie mnie obserwował, jakby oceniając moje możliwości. Po paru sekundach przymknął powieki i westchnął.
- Jak zapewne wiesz, jutro odbywa się wyjście do Hogsmeade - kiwnęłam głową. Ogłoszenie o wszystkich wyjściach już od dawna wisiało na tablicy w pokoju wspólnym. Jako prefekt musiałam się w nich orientować. - Ktoś ma cię wywabić w okolice Wrzeszczącej Chaty, a tam przejmie cię któryś ze śmierciożerców. - Wzdrygnęłam się mimo woli. Ten plan zupełnie mi się nie podobał. Byłam przerażona, mimo to przełknęłam głośno ślinę i kiwnęłam głową na znak zrozumienia. - Wątpię, aby stała ci się krzywda z ręki któregokolwiek z nich, biorąc pod uwagę twoje pochodzenie - mówił dalej, - jednak profesor Snape próbuje załatwić sobie pierwszeństwo w twoim transporcie. Tak na wszelki wypadek.
Zmarszczyłam brwi.
- Sam-wiesz-kto nie będzie się obawiał zdemaskowania swojego szpiega?
Otrzymałam pełen uznania uśmiech zanim odpowiedział:
- Właśnie dlatego na razie mu to nie wychodzi.
- Zbyt wiele czasu to mu nie zostało…
Prychnęłam pod nosem nieco bezczelnie, jednak Dumbledore udał, że tego nie słyszy. Domyślił się, że zjadały mnie nerwy. W normalnym przypadku nigdy nie odezwałabym się w strosunku do nauczyciela w taki sposób.
Nagle poczułam się strasznie zmęczona. Chciałam już tylko przytulić się do poduszki, zniknąć, zapomnieć, że wszystkie te wydarzenia mają, lub będą miały miejsce.
- Dobrze, gdybyś była sama podczas porwania - usłyszałam. - Znając twoich przyjaciół, rzuciliby się na pomoc i komuś stałaby się krzywda.. - Poczułam ukłucie w sercu, ale rozumiałam intencje dyrektora i całkowicie się z nimi zgadzałam.
Skoro akcja była w pewien sposób przewidziana, to nie było sensu, żeby narażać przyjaciół na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Nie wiedziałam jednak, w jaki sposób pozbyć się ich towarzystwa tak, aby się nie obrazili i żeby nie zaczęli niczego podejrzewać?
- Pamiętaj również, by udawać zdziwienie i przerażenie. W końcu powinno być to dla ciebie kompletnym zaskoczeniem.
Skinęłam głową i zatopiłam się we własnych, smętnych myślach. Dyrektor musiał to zauważyć, bo już po chwili powiedział, że życzy mi powodzenia i we mnie wierzy, po czym kazał iść się wyspać.
Na odchodne otrzymałam małą fiolkę eliksiru nasennego, którą przyjęłam z niemałą wdzięcznością.
Będąc już w łóżku, przechyliłam ją jednym haustem i pozwoliłam, aby senność powoli ogarniała moje ciało. Gdzieś na granicach świadomości majaczył niepokój, strach i niepewność, które skutecznie przeganiały działanie eliksiru. Gdzieś w podświadomości pomyślałam, że bez tego nie dałabym rady zasnąć, a już po sekundzie odpłynęłam w cudowny niebyt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz