Kilka kolejnych dni
minęło z zawrotną prędkością. Swój czas rozkładałam pomiędzy zajęcia, naukę,
zadania domowe i lekcje oklumencji.
Informacja o napaści
oraz konsekwencjach poniesionych przez uczniów, obiegła całą szkołę w jeden
dzień, dzięki czemu miałam względny spokój. Jedynie, niektórzy nauczyciele
odnosili się do mnie chłodniej niż zwykle i z prawdziwą niechęcią udzielali mi
głosu, podczas lekcji. Było to dla mnie niezwykle przykre doświadczenie. Powoli
zaczęłam łapać się na tym, że tłumię w sobie chęć uczestniczenia w zajęciach, a
myśli zajmuję sprawami nie mającymi związku z tematyką zajęć.
Mimo braku ponownej,
jawnej agresji ze strony uczniów, nigdy nie pozostawałam sama. Zawsze ktoś mi
towarzyszył, wymieniając się w taki sposób, aby było to jak najmniej widoczne.
Zapomnieli jednak, z kim mają do czynienia.
Rozpracowałam ich
działania już w pierwszy dzień, nie mogąc wyjść z podziwu nad zgodną
współpracą, którą nawiązali.
Wymieniali się według
stałego schematu: Teo, Harry z Ronem, Blaise, Ginny.
Ostatnia dwójka czasem
się zastępowała, w zależności, co w danym momencie było w planach. Malfoy’a
widziałam momentami na korytarzach, ale nigdy nie podchodził, nigdy się nie
odzywał.
Irytował mnie nieco
fakt, że byłam traktowana jak dziecko. Nie raz miałam ochotę powiedzieć im,
żeby dali sobie spokój, że jestem duża i dam sobie radę. Od pamiętnej napaści
nie rozstawałam się z różdżką, dzięki czemu miałam znaczną przewagę nad
większością uczniów tej szkoły. Podświadomość przypominała mi jednak, że
są to być może, ostatnie chwile, które mogę spędzić z moimi
przyjaciółmi.Przełykałam więc własną dumę, ciesząc się ich bliskością i obecnością.
Spokoju nie dawało mi
również zachowanie Rona. Od naszego pocałunku nie mieliśmy jeszcze okazji, aby
spotkać się sam na sam, za co, głęboko w duchu, byłam naprawdę wdzięczna.
Krępowałam się, gdy
czułam na sobie jego wzrok. Widziałam uśmiech, który posyłał w moją stronę,
miałam świadomość, że naprawdę się stara naprawić nasze relacje. Docierały do
mnie wszystkie te sygnały, co tylko sprawiało, że czułam się gorzej.
Pocałunek uświadomił mi, że uczucie do Rona nie jest tym, za co je miałam, a każdy kolejny dzień tylko mnie w tym utwierdzał. Nie myślałam już o nim tak dużo, moje serce nie przyspieszało już bicia na jego widok. Zupełnie, jakby ten pocałunek ściągnął ze mnie dziwny czar, pod którym się znajdowałam.
Pocałunek uświadomił mi, że uczucie do Rona nie jest tym, za co je miałam, a każdy kolejny dzień tylko mnie w tym utwierdzał. Nie myślałam już o nim tak dużo, moje serce nie przyspieszało już bicia na jego widok. Zupełnie, jakby ten pocałunek ściągnął ze mnie dziwny czar, pod którym się znajdowałam.
Kochałam go, owszem,
jednak tak samo kochałam Harry’ego i Ginny - jak rodzeństwo, którego nigdy nie
miałam.
*
Wyjrzałam za regał, z
uśmiechem patrząc na Harry’ego i Ginny, którzy posyłali w swoją stronę
ukradkowe spojrzenia. Niczego nieświadomy Ron siedział obok, i głaskał się
piórem po uchu, z wyrazem głębokiego zamyślenia na twarzy.
Do końca roku szkolnego
pozostały trzy tygodnie. Bałam się tej daty, z trwogą odliczając do niej każdy
dzień, minutę, sekundę. Westchnęłam i ruszyłam w głąb biblioteki.
Uwielbiałam to miejsce
od pierwszego momentu, gdy weszłam tu w pierwszej klasie. Wysokie regały,
różnorodne księgi i zapach pergaminu… wszystko to sprawiało, że czułam się
tutaj naprawdę dobrze, naprawdę… bezpiecznie.
Weszłam w alejkę z
pozycjami obejmującymi zagadnienia z transmutacji, wyciągnęłam jeden wolumin i
oparłam się o regał za plecami.
Otworzyłam na losowej
stronie, przytknęłam do nosa, napawając się swoim ulubionym zapachem.
Chwila błogości nie
trwała jednak długo. Z początku całkowicie zignorowałam szepty dochodzące z
alejki obok, jednak gdy rozpoznałam głos Malfoy’a, moje zmysły momentalnie się
wyostrzyły.
- … dajcie spokój,
jeszcze tylko ten jeden raz - gorączkował się ślizgon, nieświadomie mówiąc
coraz głośniej. - Wszystko jest gotowe, to już kwestia godzin…
Po jego słowach zapadła
głęboka cisza. Trwała dłuższą chwilę i gdy zaczęłam myśleć, że jakimś cudem,
bezszelestnie wyszli, dotarł do mnie głęboki baryton:
- No nie wiem, Draco...
- Nie potrafiłam dopasować głosu do żadnej, znanej mi osoby. Ciekawość i
niepewność mówiącego, zmotywowały mnie do lekkiego wychylenia za regał.
Prosiłam w duchu Merlina, żeby byli obróceni plecami.
Kolejne słowa zostały
zagłuszone, przez krew buzującą w moich uszach. Czułam się, jakbym robiła coś
całkowicie niedozwolonego. Zebrałam włosy na jedno ramię, wstrzymałam oddech i
wychyliłam. Zamarłam, gdy zobaczyłam plecy Malfoy’a zaledwie kilka cali od
mojej twarzy.
- … dzisiaj albo jutro,
dokładnie nie wiem - powiedział, nieświadomy mojej obecności. Wzrok miał
utkwiony w stojących przed nim Crabbie i Goyle’u. No tak, mogłam się ich
spodziewać.
Ślizgoni spojrzeli na
siebie, po czym kiwnęli głowami.
- No dobra - odezwał się
Goyle. A więc do niego należał ten nieznany mi baryton. - Ale ostatni raz.
Mierzyli się
spojrzeniami, dłuższy moment, a w mojej głowie trwała gonitwa myśli.
Do czego byli mu
potrzebni ci dwaj goryle? Co kombinował? Kwestia godzin? Moje serce zabiło
szybciej. Czyżby chodziło o to sekretne zadanie zlecone Malfoy’owi? Nie
zapomniałam o nim, o nie. Zepchnęłam na tyły świadomości, pozwalając by co
jakiś czas kłuło mnie, nie dawało spokoju. Mimo to, nie poświęciłam mu tyle
uwagi, aby dowiedzieć się, o co chodzi.
Zatopiona w myślach nie
zauważyłam, że Malfoy robi krok do tyłu. Spanikowana odskoczyłam i trochę zbyt
mocno uderzyłam w bok regału. Zacisnęłam powieki, wdychając zapach kawy i pasty
do zębów. Nienawidziłam sposobu, w jaki przyspieszał bicie mojego serca.
- Granger… Dobry szpieg
użyłby zaklęcia kameleona, wiesz? - usłyszałam przed sobą, więc momentalnie
otworzyłam oczy.
Stał dwa kroki ode mnie,
z rękami założonymi na piersi i nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Myślałem, że jesteś
mądra,- przekrzywił głowę i przymrużył powieki. - A ostatnio cały czas
wykazujesz się głupotą.
Zacisnęłam dłonie w
pięści i zmęłłam przekleństwo w ustach. Jedynym co w tym momencie czułam, była
ogarniająca mnie złość i zażenowanie. Że też nie pomyślałam o zaklęciu
zwodzącym!
W ostatnim momencie
postanowiłam zignorować jego słowa i przejść do ataku. Przyjęłam pozę, która,
miałam nadzieję, wyglądała na pewną siebie i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Co ty znowu
kombinujesz, Malfoy? - zapytałam, nie siląc się na przyciszony ton. - Co jest
gotowe? I co wydarzy się dziś lub jutro?
Nie byłam pewna, ale
wydawało mi się, że przez jego twarz przemknęła… ulga.
W tamtym momencie
dotarło do mnie, że zareagował zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam. W
normalnych okolicznościach zostałabym zwyzywana, a Malfoy z pewnością kipiałby
z wściekłości, że miałam czelność go podsłuchiwać. W normalnych… w takim
w razie, w jakich okolicznościach znaleźliśmy się teraz?
- Zadajesz za dużo
pytań, Granger - odpowiedział leniwie. W kąciku jego ust dostrzegłam zarys
uśmieszku, który nie wiedzieć czemu, sprawił, że moje serce zabiło mocniej z
niepokoju. Uświadomiłam sobie, że był po prostu bardzo pewny siebie.
Zmierzył mnie z góry na
dół, wprawiając całe ciało w drżenie. Zrozumiałam, że nie otrzymam żadnych odpowiedzi,
gdy zrobił dwa kroki w przód, by wyminąć mnie bez żadnego więcej komentarza.
Otrząsnęłam się z szoku
i zła na siebie, ruszyłam za nim.
- Mogę na ciebie
donieść, Malfoy - powiedziałam cicho, bo zaczęliśmy zbliżać się do ludzi. Sama
nie wiedziałam dlaczego mu o tym mówię. - Powiem dyrektorowi, że …
Przystanął. W ułamku
sekundy doskoczył do mnie z powrotem, złapał za ramię, bez zbędnej delikatności
zaciągnął w miejsce, z którego ruszyliśmy.
- Słuchaj mnie, Granger,
bo nie lubię się powtarzać - wysyczał, z twarzą oddaloną od mojej zaledwie o
kilka cali. Mimo sytuacji, uświadomiłam sobie, że moje ciało zaczęło
przyzwyczajać się do tej pozycji, co tylko wzmogło mój niepokój. - Nie masz
pojęcia co się dzieje, więc nie wpychaj tego piegowatego nochala, w nieswoje
sprawy.
Zacieśnił chwyt na moim
ramieniu, więc wyszarpnęłam się z sykiem. Zanim zorientowałam się co robię,
dłoń automatycznie powędrowała do nosa.
- Nie jesteś pępkiem
świata - kontynuował, zupełnie nie zwracając uwagi na zadany mi przed
chwilą ból. - Są rzeczy, które przerastają nawet twój, podobno, cudownie
rozwinięty umysł. Lepiej będzie dla ciebie i wszystkich, jeśli w końcu się
zamkniesz i przestaniesz węszyć. Dobrze ci radzę.
Prychnęłam jak
rozjuszona kotka. Założyłam ręce na piersi i odchyliłam się na piętach do tyłu.
Zawsze tak robiłam gdy byłam podenerwowana.
- Gdzieś mam twoje rady
- odpyskowałam. - Nie będziesz mi groził, nie boję się ciebie…
Przyglądał mi się chwilę
z rosnącą złością w oczach, która nagle, w ułamku sekundy, zmieniła się w zimne
rozbawienie.
- Nie zrobisz tego -
zaszydził, teraz jawnie śmiejąc mi się w twarz. Zesztywniałam, przez moment
całkiem wątpiąc w jego zdrowie psychiczne.
Otrząsnęłam się, czując
jak złość zaczyna coraz silniej pulsować w moich żyłach.
Zmrużyłam powieki.
- Tak sądzisz? -
warknęłam. - To jeszcze się przekonamy…
Pokręcił głową z
uśmieszkiem, ale nie był już rozbawiony. Jego oczy po raz kolejny były poważne,
jednak zniknął z nich również ślad złości.
- Nie zrobisz tego -
powtórzył. Poczułam, że zaraz połamię zęby od ich zaciskiwania.
Zwinęłam dłonie w pięsci
i opuściłam je wzdłuż ciała. Miałam wrażenie, że zaraz wyjdę z siebie.
Przemożna ochota przyłożenia w tę jego ironiczną twarz, rosła we mnie z każdą
sekundą.
- Niby skąd możesz to
wiedzieć? - zapytałam. Prychnął głośno w odpowiedzi. Byłam na granicy. Zrobiłam
nawet krok w jego stronę, ale zupełnie to zignorował.
Zamiast się cofnąć, po
raz kolejny podszedł bliżej, oparł dłoń o regał, zniżył głowę tak, by nasze
twarze znalazły się na tej samej wysokości. Chyba polubił tę pozycję, bo robił
tak za każdym razem.
Opanowana szokiem, nawet
nie zauważyłam, kiedy cofnęłam się na regał, rozluźniając dłonie.
- Nie zrobisz tego -
powiedział miękko po raz trzeci. Jego głos był spokojny, może lekko rozbawiony,
ale w stu procentach pewny siebie. Moje ciało znów zareagowało. Nienawidziłam
tego. Nie chciałam. Miałam ochotę zamknąć oczy, mimo to wpatrywałam się w jego
tęczówki, zahipnotyzowana stalowym spojrzeniem. - Bo wbrew twoim przekonaniom,
nie znajdujesz się na lepszej pozycji - kontynuował, wprawiając mnie w
zdziwienie. Skąd wniosek, że czułam się na wygranej pozycji? Nie zgadzałam się
z tym, a jednak podskórnie czułam, że może mieć rację… - Sądzisz, że będziesz
traktowana lepiej, gdy trafisz do Malfoy Manor? Nie, nie będziesz. -
Zrobił pauzę, by dokładnie przyjrzeć się mojej twarzy. W jego oczach dojrzałam
dziwny błysk, który zniknął w ułamku sekundy. - Jesteś córką Voldemorta, to
prawda. Nie zrobią ci krzywdy, to też fakt. Ale, jak sądzisz, ile przychylnych
sobie osób znajdziesz na miejscu?
Siła jego słów napierała
na moją świadomość, obnażała niepewność, obdzierała z siły.
Nie chciałam by widział
mnie taką. Słabą.
Milczałam dłuższa
chwilę, podczas której mierzyliśmy się spojrzeniami. Patrzyłam twardo w
szare tęczówki, a wewnętrznie walczyłam o więcej siły.
Pochyliłam się, prawie
stykając nasze nosy ze sobą.
- Nie potrzebuję twojej
pomocy - wyszeptałam najbardziej zjadliwie jak potrafiłam. - Wolę już być
samotna, niż poniżać się twoją łaskawą akceptacją.
Wciągnął powietrze w
sposób, który przywodził na myśl warknięcie. Wiedziałam, że igram z ogniem.
Widziałam płomień zapalający się w jego oczach, a złość zaczynała być niemalże
widoczna na skórze.
Zanim jednak zdążył się
odezwać, usłyszałam znajomy, zdziwiony głos.
- Hermiono?
Malfoy najwyraźniej też
go rozpoznał, bo przymknął powieki z irytacją i odetchnął dwa razy, by po
chwili podnieść się z zimną powaga wypisaną na twarzy.
Obydwoje spojrzeliśmy na
Rona, który stał w alejce, patrząc na nas z konsternacją na twarzy.
- Wszystko w porządku? -
zapytał, robiąc krok w naszą stronę. Zupełnie zignorował Malfoya, który
poprawił kołnierz, wystający przy szyi i ruszył w stronę wyjścia, nie
odwracając się w moją stronę ani razu.
- Tak, wszystko dobrze -
odpowiedziałam, przywołując na twarz uśmiech, ale wzrokiem odprowadzałam
Malfoya.
- Zostawić cię na chwilę
samą, to już się zlatują sępy… - spróbował zażartować Ron, ale jego
zaniepokojony, pełen niechęci wzrok również podążył do miejsca, w którym
zniknął Ślizgon. Domyślałam się, że nie zareagował ostrzej tylko dlatego, że
był w szoku. Nawet nie chciałam myśleć, jak wyglądaliśmy z boku... - Chodź,
Harry chce nam coś powiedzieć.
Posłusznie skinęłam
głową i ruszyłam za przyjacielem. Byłam świadoma, że coś do mnie mówił, ale
zupełnie nie potrafiłam się skupić. Usłyszane chwilę wcześniej słowa, dalej
dudniły w mojej głowie, uświadamiając, że wszystko, co powiedział blondas, było
prawdą. Był jedną z niewielu osób, która prawdopodobnie będzie zwracała uwagę
na mnie i na to, że jestem w Malfoy Manor. Dlatego miał rację- mimo, że serce
bolało, a sumienie krzyczało, choć raz postanowiłam zachować się egoistycznie.
Postanowiłam, że nie pisnę ani słowa.
*~*~*
- Harry, to jest
genialne! - wykrzyknęłam, na moment całkowicie zapominając o swoich rozterkach
i w pełni skupiając się na przyjacielu. Od dwudziestu minut siedzieliśmy w moim
mini salonie, gdzie z uwagą słuchaliśmy Harry’ego. Byłam z niego taka dumna!
Powoli zaczynałam wątpić, że znajdzie rozwiązanie, a tymczasem mile mnie
zaskoczył.
Uśmiech samozadowolenia
wykrzywił jego usta, gdy patrzył na moją rozpromienioną twarz i Rona, kiwającego
głową, w potwierdzeniu dla moich słów.
- Jak na to wpadłeś? -
dopytywałam.
Wzruszył ramionami.
- Zupełnie przez
przypadek - wyjaśnił. - Gdy Ginny wyszła na szlaban do McGonagall, przypadkiem
usłyszałem rozmowę Deana z Seamusem. Mówili coś, o tym, że przydałoby się
trochę szczęścia… i wtedy mnie olśniło.
Kręciłam głową
rozbawiona i jednocześnie skonsternowana.
Nie mogłam uwierzyć, że
nie wpadłam na to rozwiązanie dużo wcześniej. Że w ogóle na nie nie
wpadłam. Prawdę mówiąc, gdyby nie czysty przypadek, Harry nadal byłby w kropce
z zadaniem od Dumbledore’a. Może, gdybym bardziej skupiła się na przyjaciołach,
a nie swoich problemach, doszłabym do tego wcześniej…
- A więc Felix
Felicis…- powiedział Ron, opierając się o kanapę tuż obok mnie. Niby
przypadkiem położył rękę na oparciu za moimi plecami. Poczułam się nieswojo i
zaczęłam kręcić w miejscu. Po chwili pochyliłam się w stronę Harry’ego,
opierając łokcie na kolanach.
- Kiedy masz zamiar go
użyć? - zapytałam.
- Myślałem, żeby zrobić
to dzisiaj - wyciągnął z kieszeni flakonik. Zapieczętowany. - Eliksiru jest
akurat na jedna porcję. Po co czekać?
Założyłam ręce na piersi
i oparłam się z powrotem, zapominając o ręce Rona, na oparciu. Gdy skórą szyi
dotknęłam jego przedramienia, poczułam jakby przeszedł mnie lekki prąd.
- Nie mogę uwierzyć, że
zrobiłeś nas w balona, wtedy, przed meczem - w moim głosie prócz rozbawienia,
zabrzmiał cichy wyrzut. Chłopcy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Po chwili
Harry się roześmiał.
- Chodziło o to, żeby
sam uwierzył w to, że ma szczęście - wytłumaczył. - Podziałało, prawda?
Teraz to Ron pokręcił
głową.
- Naprawdę go nie
wypiłem?
- Nie - potwierdził
Harry. - Jesteś po prostu świetnym obrońcą, któremu czasem brakuje wiary we
własne możliwości. - Posłał mu ciepły uśmiech. Spojrzał na fiolkę, odkorkował
ją machnięciem różdżki, uniósł do góry. - No to na zdrowie.
Ze wstrzymanymi
oddechami patrzyliśmy jak wypija eliksir. Przez pierwszą minutę nie działo się
zupełnie nic. Wyglądał i zachowywał się normalnie. Aż wreszcie coś zaczęło się
zmieniać. Na twarz Harry’ego wypłynął błogi uśmiech, a wzrok nieco się rozmył.
- Harry? - zapytałam
niepewnie. Podniosłam się z miejsca z wahaniem, czy podejść bliżej. - Wiesz co
masz zrobić?
Kiwnął głową.
- Zdobyć wspomnienia od
Slughorna - odpowiedział, na co odetchnęliśmy z ulgą. Kolejne zdanie całkowicie
zburzyło jednak tę równowagę. - No, to idę do Hagrida.
Spojrzeliśmy z Ronem na
siebie i poderwaliśmy się z miejsca jak rażeni piorunem.
- Harry! - nasze głosy
zlały się ze sobą, odbijając od obrazu, za którym sekundę wcześniej zniknął
nasz przyjaciel.
*~*~*
- Granger, do cholery,
możesz się skupić? - warknął Blaise, już nieźle wyprowadzony z równowagi.
Ćwiczyliśmy oklumencję od trzydziestu minut, ale prawdę mówiąc, nie byłam pewna
czy to, co się działo, można było nazwać “ćwiczeniami”.
Zabini raz za razem
atakował mój umysł, z użyciem kontaktu wzrokowego i bez. Nieważne, do którego
sposobu się uciekał, za każdym razem udawało mu się przebić przez moją obronę,
zaledwie po dwóch minutach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam tak bardzo
rozkojarzona.
- Zachowujesz się,
jakbyś dopiero zaczęła naukę - pieklił się dalej ślizgon. - Nie po to ślęczę z
tobą trzy dni w tygodniu, żebyś prezentowała taki poziom. Ogarnij się! -
Słyszałam co mówi, wiedziałam, że ma rację, a mimo to nie potrafiłam przestać
martwić się o Harry’ego.
- Przepraszam, jestem
trochę rozkojarzona…-
Prychnął głośno i wstał
z miejsca, żeby nalać sobie soku dyniowego.
- Co ty nie powiesz? -
Zironizował. Posłałam mu złe spojrzenie, ale wewnętrznie rozumiałam jego
zachowanie. Sama pewnie zareagowałabym dużo gorzej, gdybym się starała, a ktoś
zupełnie nie potrafiłby tego docenić. Poczułam się jak niewdzięcznica. - O co w
ogóle chodzi z tym eliksirem szczęścia? W kółko widzę tę nazwę i Pottera.
Spojrzałam na niego
uważnie, plując sobie w brodę, że tak bardzo opuściłam gardę i zobaczył coś,
czego nie miał. Byłam sama sobie winna.
Czy mogłam powiedzieć mu
o zadaniu Harry’ego? Przez krótki moment naprawdę chciałam to zrobić. W porę
jednak dotarło do mnie, że nie jest to moja tajemnica, a sama wiem o tym tylko,
za specjalnym pozwoleniem dyrektora.
Pokręciłam więc głową,
posyłając mu przepraszające spojrzenie.
- Wybacz, ale nie mogę
ci powiedzieć. - Parsknął w odpowiedzi, ale nijak tego nie skomentował. - Z
tego co wiem, jestem wtajemniczona tylko ja i Ron. Nie wie nawet Ginny…
Na dźwięk imienia mojej
przyjaciółki, przez jego twarz przemknęło napięcie, znikając w następnej
sekundzie, jakby go nigdy nie było.
Kiwnął głową i odstawił
szklankę.
- Na dzisiaj skończymy -
powiedział. Sięgnął po różdżkę, którą położył na stoliku. - Wpadnę do ciebie za
dwa dni. Lepiej, żebyś była bardziej skupiona - mimo groźby w głosie, jego
spojrzenie było już rozbawione.
Nie wiedziałam co
zdołało go udobruchać, ale postanowiłam tego nie kwestionować. Kiwnęłam głową,
posyłając mu zadziorny uśmiech.
- Tak jest, profesorze.
Prychnął, machnął ręką
na pożegnanie i wyszedł.
Gdy zostałam sama,
uśmiech zniknął z mojej twarzy, pozostawiając napięcie w mięśniach. Przez
ciągły stres, który mi towarzyszył, czułam się starsza o co najmniej
dwadzieścia lat.
Położyłam głowę na
oparciu kanapy, dłońmi zaczęłam masować zesztywniały kark. Niepokój falami
spływał po moim ciele, mieszając się ze zmęczeniem i niepewnością. Podskórnie
czułam, że stanie się coś niedobrego. Coś, na co nie będę miała wpływu. Ale czy
ostatnio na cokolwiek potrafiłam wpłynąć?
Ogarnęła mnie przemożna
ochota, żeby zrzucić buty i położyć się tam, gdzie siedziałam. Zasnąć,
zapomnieć, tak po prostu.
Zamiast tego westchnęłam
i wstałam, żeby pójść do łazienki. Nie chciałam i nie mogłam popadać w marazm.
Przywołałam piżamę, z
myślą, że zaraz po prysznicu położę się spać i w tym samym momencie dotarły do
mnie krzyki, dochodzące z korytarza.
Zmarszczyłam brwi, gdy
rozpoznałam głos Rona i podeszłam do wejścia.
- … jak to zmieniłeś
hasło?! Jeszcze dwie godziny temu było to samo!- pieklił się Ron.
- Ale już nie jest! -
odpowiedział sir Cadogan. - A skoro nie znasz nowego, nie będę mógł cię
przepuścić.
Przewróciłam oczami,
choć widziałam, że nikt tego nie zobaczy.
Pchnęłam obraz, by wyjść
na korytarz.
- Strasznie krzyczycie -
powiedziałam na powitanie, przez co obaj się zmieszali. - Sir Cadoganie -
zwróciłam się do rycerza, strzegącego wejścia do mojego dormitorium. - Ustalmy,
proszę, co jaki czas masz zamiar zmieniać hasło, żebym mogła powiadomić
przyjaciół. - Upewniłam się, że mężczyzna przyjął moje życzenie do wiadomości i
zwróciłam się do Rona.- Co się stało?
- Harry wrócił! -
Wyminął mnie, by wejść do środka. Był jednocześnie podekscytowany i
wystraszony. - Zdobył wspomnienie Slughorna i Dumbledore zabiera go ze sobą po
jednego horkruksa…
- Naprawdę? Przecież to
niebezpieczne!- weszłam mu w słowo, czując jak piramida niepokoju zaczyna
osiągać apogeum. Ron jednak mówił dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na
moje słowa.
- … zanim wybiegł,
powiedział, że widział Malfoy’a, jak wychodzi z Pokoju Życzeń. Podobno miał
dziwnie zadowoloną minę. - Skrzywiłam się, ale postanowiłam nie odzywać. -
Prosił, żebyśmy pod ich nieobecność zebrali najwięcej ludzi ile zdołamy i
pilnowali korytarzy. Podejrzewa, że coś się wydarzy. - Przerwał na moment. -
Szczerze mówiąc, ja też czuję, że coś wisi w powietrzu…
Przełknęłam ślinę,
kiwnęłam głową i zaczęłam chodzić po pokoju.
Czyżby jednak to coś,
co kombinował Malfoy, miało wydarzyć się dzisiaj? Powaga problemu uderzyła we
mnie z podwójną siłą. Miałam ochotę opowiedzieć Ronowi o wszystkim, co
usłyszałam.
- Pewnie trochę
przesadza, jak zawsze - usłyszałam w jego głosie pocieszającą nutę i zdałam
sobie sprawę z tego, jak muszę wyglądać. Jakbym była na skraju paniki. - Myślę
jednak, że na wszelki wypadek powinniśmy go posłuchać.
Znów skinęłam głową.
- Zgadzam się.
- Tylko… - zaczął
niepewnie. - Jak zbierzemy chętnych ludzi bez zbędnego szumu?
Dobre pytanie.
Potrzebowaliśmy sposobu, aby przekazać innym, że jesteśmy w potrzebie i to w
taki sposób, by nie dowiedziały się o tym osoby z zewnątrz. Patronusy odpadały,
generowały zbyt wiele, jak to Ronald określił, szumu. Zostało jednak inne
rozwiązanie…
- Magiczne galeony -
powiedziałam, nie patrząc w jego stronę. Zmarszczył brwi, ale po chwili klepnął
się otwartą dłonią w czoło.
Nie zwracając na niego
uwagi, rzuciłam się do biurka, szukając swojego galeona. Po chwili, z
satysfakcją, wyciągnęłam monetę i uniosłam ją do góry, aby przyjrzeć się
bliżej.
- Prześlemy wiadomość, o
spotkaniu w Sali Wejściowej, za piętnaście minut.
Kątem oka zobaczyłam, że
kiwa głową, choć wcale nie czekałam na akceptację.
Stuknęłam różdżką w
galeona, sprawiając, że napisy ułożyły się w pożądany napis i spojrzałam na
Rona.
Stał kilka kroków ode
mnie, wyciągając zachęcająco rękę. Zawahałam się, ale tylko na ułamek sekundy.
Nie mogłam bać się bliskości. Był moim przyjacielem, człowiekiem, na którego
mogłam liczyć od pamiętnej przygody z trollem.
Podałam mu dłoń i
wybiegliśmy razem na korytarz, w myślach prosząc Merlina, by ktokolwiek pojawił
się na wezwanie.
*~*~*
Witam Was kolejnym wpisem :) Kończymy pewien etap i, maksymalnie za dwa rozdziały, rozpoczniemy nowy :)
Chciałabym poinformować (jeśli ktoś tu zagląda), że rozdziały mogą zacząć się pojawiać co dwa tygodnie. Wakacje, które dla mnie nie oznaczają większej ilości czasu :D oraz pomysł na coś autorskiego, zabiorą nieco mojej uwagi.
Chciałabym poinformować (jeśli ktoś tu zagląda), że rozdziały mogą zacząć się pojawiać co dwa tygodnie. Wakacje, które dla mnie nie oznaczają większej ilości czasu :D oraz pomysł na coś autorskiego, zabiorą nieco mojej uwagi.
Oczywiście gratuluję uczniom i uczennicom zakończenia roku szkolnego :) studentom życzę cierpliwości na te ostatnie tygodnie, a pracującym... cóż, tylko i wyłącznie wytrwałości :D
Jeśli ktoś to czyta, będę wdzięczna za słowa komentarza. Może być nawet kropka :D Chciałabym wiedzieć ile osób tu zagląda. Nawet nie wiecie jak wielka to będzie dla mnie radość i motywacja <3
Buziaki!
Lady M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz