24 kwietnia 2019

ROZDZIAŁ VII

Od incydentu między Harrym i Malfoyem minął ponad tydzień.
Harry dokładnie opowiedział co się wydarzyło - zobaczył Malfoya wychodzącego z Pokoju Życzeń. Wydało mu się to podejrzane. Postanowił go śledzić i tym sposobem trafił za nim do łazienki Jęczącej Marty. Doszło do potyczki słownej, następnie wyciągnęli różdżki, a Potter wpadł na genialny pomysł, żeby wypróbować na przeciwniku nieznane zaklęcie z podręcznika Księcia Półkrwi, z dopiskiem “na wrogów”.
Skończyło się na tym, że Malfoy o mało nie wykrwawił się na mokrej posadzce, a Marta zaczęła wzywać pomoc. Zamiana podręczników była potrzebna, bo Snape kazał mu przynieść całą swoją torbę z książkami.
Malfoy trafił do Skrzydła Szpitalnego, z którego wciąż nie wyszedł, a Harry’emu się upiekło i dostał tylko szlaban. Podręcznik schowali razem z Ginny w Pokoju Życzeń.
Słuchając tych rewelacji ponad tydzień temu, ledwo hamowałam emocje. Jak tylko skończył opowiadać, krzyczałam na niego prawie pół godziny. Pojawił się Ron, który się za nim wstawił, Ginny wzięła moją stronę i znów wszyscy się pokłóciliśmy. A tak dobrze nam szło!
Przez kolejne trzy dni zupełnie nie potrafiłam oczyścić umysłu, więc zajęcia z oklumencji zupełnie mi nie szły, co tylko potęgowało mój zły humor.
Zabini też nie był specjalnie pomocny. Kiedy odkrył we wspomnieniach powód mojego zachowania, najpierw był zdziwiony, a później jeszcze bardziej opryskliwy. Jakby to była moja wina.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zaczęłam zbiegać po schodach. Było przed piątą, a ja po raz kolejny szłam na naukę oklumencji.
Od paru dni zaczęło być nieco lepiej. Uspokoiłam się w końcu po tej sytuacji z Harrym, pogodziliśmy się w trójkę, włączając Ginny i tylko Ron wciąż odstawał. Zrozumiałam też, dlaczego Zabini jest taki opryskliwy, mimo wrażenia, że zaczyna mnie akceptować. Raz nawet się razem śmialiśmy! A to już coś.
Nie przyznał się do tego, ale domyśliłam się, że specjalnie próbuje wyprowadzić mnie z równowagi, abym nauczyła się blokować umysł nawet nawet w silnych emocjach. Miał świadomość tego, że gdy dojdzie do spotkania z Voldemortem, będę z pewnością przerażona, co stosunkowo obniży moją zdolność do obrony. Zwłaszcza przed takim agresorem jakim był Voldemort… mistrz legilimencji.
Wczoraj udało mi się odbić atak ,pomimo tego, że znowu mnie zdenerwował. Byłam z siebie naprawdę dumna i szczerze wierzyłam, że dzisiaj będzie jeszcze lepiej.
Z uśmiechem na twarzy podeszłam do drzwi sali, ale coś kazało mi się zatrzymać.
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że jak nigdy jestem sporo przed czasem. Nie uśmiechało mi się sterczenie samej na środku korytarza w lochach, więc postanowiłam, że poczekam w klasie. Weszłam do środka i skamieniałam.
Przy katedrze nauczycielskiej stał Zabini z…  Malfoyem. Widać było, że są pogrążeni w jakiejś ważnej rozmowie, bo nawet nie zauważyli mojego wejścia. Przez chwilę miałam zamiar się wycofać, ale zanim podjęłam decyzję, moje spojrzenie skrzyżowało się z oczami Blaise’a.
- … nie wierzę, że nic nie zrobiłeś w tym kierunku! Przecież wiesz, że jak się nie uda, to on mnie zabije… straciłem tyle czasu…- mówił nadal Malfoy. Dopiero po chwili zauważył, że jego przyjaciel wpatruje się w coś ponad jego ramieniem i odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi.
Na mój widok skamieniał, a w jego oczach pojawiły się kolejno niedowierzanie, ciekawość, złość. Z kolei ja patrzyłam na niego oceniająco. Nawet z tak dużej odległości widziałam cienie pod oczami, zapadnięte policzki. Jego włosy były oklapnięte, a szata zdawała się nieco na nim wisieć.
- Co ona tu robi? - wysyczał, mrużąc oczy. Widziałam, że jego ręka spoczęła na różdżce, więc sama wyciągnęłam swoją. Ostrożności nigdy za wiele. - Ile słyszałaś?!
- ONA ma imię - warknęłam. - A co tu robię, to nie twój zakichany interes.
Nie skomentowałam drugiego pytania. Nie czułam potrzeby, aby się przed nim tłumaczyć. Zobaczyłam nad jego ramieniem, że Zabini kręci głową, ale było już za późno. W oczach Malfoy’a zapłonęła złość, a chwilę poźniej uniósł różdżkę.
- Nie chcecie powiedzieć? - spojrzał jeszcze na Zabiniego, ale chłopak zacisnął usta w wąską kreskę. Wzruszył ramionami. - Świetnie. W takim razie sam się dowiem. Legilimens.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Spodziewałam się ataku, ale nie sądziłam, że będzie próbował wedrzeć się do mojego umysłu! Co to za moda na legilimencję? Zwykła drętwota już nie wystarczy?!
Zrobiłam pierwszą rzecz jaka mi przyszła do głowy- uniosłam różdżkę i krzyknęłam “protego!”. Chwilę później kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.

Siła zaklęcia odrzuciła mnie w tył i wpadłam na ścianę, a w oczach Malfoya ujrzałam zdziwienie przemieszane w przerażeniem. Chwilę później mój umysł zalała fala wspomnień.

Malfoy idzie ciemnym korytarzem. Otrzymał zadanie, przerażające zadanie, ale wiedział, że musi je wykonać. Nie może stchórzyć…
Katie Bell unosi się w powietrzu, targana silną klątwą. Obserwuje to z boku, a jego serce staje w gardle. Przerażenie…
Stoi na skraju lasu i obserwuje lot małej płomykówki. Wysyła raport z powierzonej misji. Wie, że nie może robić tego z zamku, gdzie Snape obserwuje jego każdy krok…
Biegnie do łazienki, jego serce przepełnia beznadzieja. “Nie uda się, nie uda się…”. Ma wrażenie, że już nigdy nie będzie dobrze. Z oczu spływają mu łzy. Bezgraniczna rozpacz…
Niewidzialne ostrza tnące jego ciało. Ból, strach, ulga… wszystko się skończy.

Kolejne obrazy zaczęły się formować na skraju mojej podświadomości, lecz nagle zniknęły. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Leżałam za drzwiami, obok mnie było przewrócone krzesło. Musiałam je strącić, gdy odrzuciło mnie do tyłu. Po drugiej stronie pomieszczenia stał Malfoy podtrzymywany przez Zabiniego. Ciężko dyszał i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, ale jego oczy pałały taką niechęcią, że aż się wzdrygnęłam.
- Co tu się dzieje?! - Tym razem podskoczyłam. Dopiero wtedy zauważyłam, że w pomieszczeniu pojawiła się jeszcze jedna osoba.
Snape stał w drzwiach i obserwował nas z dziwnym wyrazem twarzy. Przesunął wzrokiem po mnie, Malfoy’u, na chwilę zatrzymując się na naszych różdżkach. Nie wiedziałam, do jakich wniosków doszedł, bo jego twarz jak zwykle pozostała niewzruszona.
- Granger, wstawaj z ziemi - zakomenderował, nie zaszczycając mnie kolejnym spojrzeniem. - Draco, ze mną. Blaise - zrobił pauzę, a ja zauważyłam, że chłopak kiwa głową, jakby samo to jedno słowo było wytłumaczeniem na wszystko. - Zajmij się tym. Idziemy.
Złapał Malfoy’a za ramię, ale ten wyszarpnął się i ruszył przodem. Zanim wyszedł, posłał mi jeszcze jedno złe spojrzenie i tyle go widziałam.
Wpatrywałam się w zamknięte drzwi, starając się zrozumieć, co tak właściwie się wydarzyło. Co zobaczyłam w jego umyśle? Co to za ważne zadanie, które musi wykonać?
… jak się nie uda to on mnie zabije… jestem pewna, że dokładnie tak to usłyszałam, gdy weszłam do klasy.
- Długo jeszcze masz zamiar się wylegiwać? - wzdrygnęłam się. Zupełnie zapomniałam, że nie jestem sama.
Pokręciłam głową i podniosłam się z ziemi. Kątem oka zauważyłam, że Zabini zrobił ruch, jakby chciał mi pomóc, ale w ostatniej chwili zrezygnował i założył ręce na piersi.
Usiedliśmy w ciszy na krzesłach i przez długą chwilę, po prostu na siebie patrzyliśmy.
- Co zobaczyłaś....
- Co tu się właśnie wydarzyło?
Nasze głosy zlały się w jedno, co w jakiś niewytłumaczalny sposób rozładowało napięcie.
Zobaczyłam, że uśmiecha się lekko pod nosem i odchyla na oparcie. Wiedziałam, że nie ma zamiaru odpowiadać pierwszy. Ja również nie chciałam odpowiadać na pytanie, ale wiedziałam, że w takim stanie spokojnie odczyta wszystko z moich wspomnień. Zupełnie nie miałam ochoty na czyjeś spacery w mojej głowie.
Westchnęłam głośno, chcąc wyrazić swoją frustrację i opowiedziałam, co zobaczyłam podczas ataku.
W trakcie mówienia, miałam wrażenie, że na twarzy ślizgona pojawia się ulga.
Kiedy skończyłam pokiwał głową, ale sam nadal się nie odezwał.
- Więc? - ponagliłam, również zakładając ręce na piersi.
Uniósł brwi do góry.
- Odpowiedziałam na twoje pytanie, więc teraz ty odpowiedz na moje: co tu się wydarzyło?
Mierzył mnie przez chwilę wzrokiem, a następnie wstał i podszedł do katedry. Złapał za dzbanek z sokiem (mogłabym przysiąc, że wcześniej go tam nie było), wyczarował dwie szklanki i wrócił na miejsce. Nie mogłam wyjść z szoku, kiedy jedną szklankę podał mi. Automatycznie upiłam łyk.
- Udało ci się odbić zaklęcie i dzięki temu zobaczyłaś myśli Draco, a nie odwrotnie - powiedział, a ja przewróciłam oczami.
- Tyle to i ja wiem, głupia nie jestem…
- Nikt nie mówi, że jesteś - wszedł mi w słowo. A ja znowu poczułam się dziwnie. -  Chodzi o to, że w normalnych okolicznościach nie byłabyś w stanie wejść do jego umysłu, nawet przez atak z zaskoczenia.
- W normalnych okolicznościach…? - nie bardzo rozumiałam. Tym razem Zabini przewrócił oczami.  
- Gdyby nie był osłabiony przez atak Pottera. - Nadal nie bardzo rozumiałam. Chyba to zobaczył, bo odstawił szklankę i pochylił się w moją stronę. - Draco jest jednym z najlepszych Oklumenów, jakich znam. Poziomem dorównuje Snape’owi - przerwał na moment. Widziałam, że to co chce powiedzieć, nie bardzo mu się podoba.
- Mi udało się dojść do jego poziomu dopiero jakieś cztery miesiące temu…
Nagle przypomniałam mi się rozmowa Dumbledore’a ze Snapem:

- Chyba nie mówisz o… - usłyszałam podejrzliwość w głosie Dumbledore’a, ale Snape tylko machnął ręką.
- Nie. Dobrze wiesz, że jest zajęty czym innym.

Chyba właśnie się dowiedziałam o kogo im chodziło.
- Czy początkowo to Malfoy miał mnie uczyć oklumencji?
Widziałam, że zdziwiło go to pytanie. Spojrzał na mnie przelotnie i wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Być może - powiedział w końcu. - Nie mam takich informacji. Dowiedziałem się tylko, że mam cię uczyć i koniec. Żadne protesty nie wchodziły w grę… - ostatnie zdanie powiedział tak cicho, że nie byłam pewna czy dobrze je zrozumiałam. Nawet jeśli, to nie byłam nim zdziwiona. Było rzeczą powszechnie znaną, że ślizgoni i gryfoni, krótko mówiąc, za sobą nie przepadali. - W każdym razie to bardzo prawdopodobne - powiedział znów głośno. - W twojej sytuacji potrzebujesz jak najlepszej nauki. On jest zajęty, więc…
- Czym? - weszłam mu w słowo. Otrzymał zadanie, przerażające zadanie, ale wiedział, że musi je wykonać. Nie może stchórzyć…
- Nie twój interes, Granger - a więc dzień dobroci się skończył. Zabrał mi szklankę i wstał. - Zresztą, nawet gdybym chciał ci powiedzieć, to nie mogę. To nie mój sekret, aby się nim dzielić.
Trzeba przyznać, że co jak co, ale ślizgoni potrafią być lojalni, a nawet czasem honorowi.
Kiwnęłam głową i  przestałam drążyć temat. Rozumiałam jego pozycję, sama nie raz musiałam strzec czyichś sekretów. Miałam tylko nadzieję, że mojego strzeże tak samo jak Malfoy’a. Ja jego przyjaciółką nie byłam…
- Właściwie dlaczego mi pomagasz? - zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- Snape mi kazał.
- Tyle wiem. Ale dlaczego się zgodziłeś?
- Nie miałem za bardzo wyboru…
Przewróciłam oczami, coraz bardziej zła.
- Ale dlaczego akurat ty?
- Bo Draco jest zajęty, a nikt więcej(inny) nie zna się na oklumencji…
Wstałam z miejsca i tupnęłam nogą z bezsilności.
- Zabini! Wiesz o co pytam!
Znowu zmierzył mnie spojrzeniem i westchnął. Dolał soku do naszych szklanek i wrócił.
- Widzę, że z dzisiejszych zajęć nici… - wymamrotał. Nie byłam pewna, czy jest zły, czy nie. Czasem naprawdę nie dało się wyczytać z jego twarzy zupełnie nic. - Co mam ci powiedzieć, Granger? Nie tylko Snape działa na dwa fronty…
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Jesteś…
Nie skończyłam, ale nie musiałam. Zrozumiał.
Zmrużył powieki i odwrócił się w stronę ściany.
- Jeszcze parę miesięcy temu byłem z tego cholernie dumny - powiedział cicho. Zauważyłam, że zwinął dłonie w pięści. - Byłem zafascynowany jego filozofią, podejściem do życia, poglądami. Imponowało mi to… jeszcze wtedy.
Zamilkł, a ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami. Miałam mętlik w głowie, zupełnie nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Wyszło na to, że Harry miał rację co do Malfoy’a. Nie miałam na to dowodów i nikt tego nie potwierdził, ale skoro Zabini zasugerował, że jest Śmierciożercą, to Malfoy z pewnością też…
- Co się stało, że zmieniłeś zdanie? - zapytałam cicho. Intuicyjnie dostosowałam ton głosu do atmosfery.
Tym razem na mnie spojrzał. W jego ciemnych oczach płonęła taka złość i żal, że aż się cofnęłam.
- Przez niego zginął mój młodszy brat.
Czekałam na ciąg dalszy, ale nie nastąpił. Po chwili zorientowałam się, że to już wszystko co usłyszę na temat śmierci jego brata. Widziałam, że był to wciąż delikatny temat, a ja z pewnością nie byłam osobą, z którą chciał o tym rozmawiać.
Nie myśląc zbyt wiele, wyciągnęłam przed siebie rękę i położyłam mu na ramieniu.
Zesztywniał, a po chwili zrzucił moją dłoń jednym ruchem ramienia. Na jego twarzy nie zobaczyłam spodziewanego obrzydzenia, tylko złość.
- Nie potrzebuję twojego współczucia, Granger - warknął, a mnie zamurowało.
- Nie o to mi chodziło.... - zaczęłam się tłumaczyć, ale wszedł mi w słowo.
- Nie mam pojęcia czemu ci to wszystko powiedziałem - wstał z miejsca, po raz trzeci w przeciągu dwudziestu minut. - Ja cię nawet nie lubię…
Okej, trochę zabolało, mimo wszystko. Ale czego się spodziewałam? W gruncie rzeczy, ja też nadal za nim nie przepadałam. Nauczyłam się go tolerować, ale też nie miałam innego wyjścia.
Machnęłam ręką, dając do zrozumienia, że ma sobie darować.
- Ale nie masz wyjścia i musisz mi zaufać - powiedziałam. - Bądź co bądź, twoje życie tak samo zależy ode mnie, jak moje od ciebie.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie wierzę, że to mówię, ale masz rację, Granger - westchnął. - Podpisałem na siebie wyrok w momencie, kiedy zgodziłem się Ciebie uczyć. Ale jeśli ma to w jakikolwiek sposób pomóc go zniszczyć…
Zapatrzył się w przestrzeń, gdzieś ponad moim ramieniem, a w pomieszczeniu znów zapanowała cisza. Każde było zatopione we własnych myślach. Osobiście próbowałam uporządkować w głowie wszystkie informacje, które otrzymałam.
Snape jest podwójnym agentem, ale to już wiem od zeszłego roku. Okazuje się, że Zabini i Malfoy prawdopodobnie też są śmierciożercami. Zabini nawrócił się na naszą stronę parę miesięcy temu i chciał zniszczyć Voldemorta. Z kolei Malfoy nie wiadomo, po której jest stronie, ale prawdopodobnie wykonuje zadanie na zlecenie tego świra…
Usłyszałam parsknięcie, więc zdziwiona spojrzałam w górę. Zabini wpatrywał się we mnie intensywnie, a kąciki ust lekko podjechały mu w górę.
Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jestem we własnej głowie całkiem sama. Momentalnie zamknęłam oczy i postawiłam między nami mur.
Kiedy wypchnęłam Zabiniego na zewnątrz, pokiwał głową i usiadł z powrotem.
- Jak nie będziesz utrzymywać ciągłej gotowości, to zawsze będziesz narażona na atak - pouczył mnie poważnym tonem, a ja poczułam się jak uczeń pierwszego roku. - Pamiętaj, że w twojej głowie znajdują się nie tylko twoje tajemnice, ale też wszystkich ludzi dookoła ciebie. Domyślasz się, na jakich informacjach zależy mu najbardziej?
Bardzo dobrze wiedziałam. Zakon, Harry, Dumbledore. Musiałam starać się bardziej. Nie pozwolę skrzywdzić ludzi, których kocham!
- A Malfoy’a zostaw mi i staremu Snape’owi - mówił dalej. Skrzywiłam się, ale niechętnie kiwnęłam głową. Wiedziałam, że nie zostawię tej sytuacji, dopóki nie dowiem się więcej. Zabini chyba też to wiedział, ale najwidoczniej stwierdził, że nie ma sensu się ze mną wykłócać, bo tylko pokręcił głową.
Po chwili jego wzrok spoważniał.
- Chyba nie muszę ci przypominać, że masz trzymać język za zębami, prawda?
Spojrzałam na niego bykiem. Pomyślałam o Harrym i Ginny. Zawsze wszystko im mówiłam, ale w tym wypadku chyba rzeczywiście odpuszczę.
- Chyba już ustaliliśmy, Zabini - specjalnie zaakcentowałam jego nazwisko - że nie jestem taka głupia, prawda?
Znów się uśmiechnął pod nosem i kiwnął głową.
Zaczęłam podnosić się z miejsca, kiedy do głowy przyszła mi jeszcze jedna sprawa.
- Czego chcesz od Ginny?
Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam na jego twarzy zdziwienie. Zniknęło jednak tak szybko, że nie dałabym sobie uciąć za to ręki.
Uśmiechnął się ironicznie.
- Limit pytań na dziś wyczerpany, Gryfonko - zmrużyłam powieki zła, że mnie zbywa. - Poza tym, to nie twój interes.
- Jest moją przyjaciółką!
- A to Cię robi jej niańką? Bo nie rozumiem.
Jawnie ze mnie kpił. Wrócił stary, wredny Blaise. Chyba rzeczywiście czas szczerości się skończył.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Jeśli masz zamiar ją skrzywdzić, albo wykorzystać to…
Zaczął się śmiać.
- To co? Daj spokój, Granger. - Westchnął po raz kolejny i machnięciem różdżki otworzył drzwi. - Niczego od niej nie chcę. Pasuje? - Założył dłonie na piersi i wskazał mi drzwi. Poczułam, że jeszcze chwila i powiem co o nim sądzę.
Miałam kilka niewybrednych słów na końcu języka, jednak ostatecznie stwierdziłam, że nie warto go strzępić.
Obróciłam się na pięcie i wyszłam. Wiedziałam, że tej nocy nie będę mogła spać. Za dużo informacji, za dużo negatywnych emocji.


1 komentarz: