Harry dokładnie
opowiedział co się wydarzyło - zobaczył Malfoya wychodzącego z Pokoju Życzeń.
Wydało mu się to podejrzane. Postanowił go śledzić i tym sposobem trafił za nim
do łazienki Jęczącej Marty. Doszło do potyczki słownej, następnie wyciągnęli
różdżki, a Potter wpadł na genialny pomysł, żeby wypróbować na przeciwniku
nieznane zaklęcie z podręcznika Księcia Półkrwi, z dopiskiem “na wrogów”.
Skończyło się na tym, że
Malfoy o mało nie wykrwawił się na mokrej posadzce, a Marta zaczęła wzywać
pomoc. Zamiana podręczników była potrzebna, bo Snape kazał mu przynieść całą
swoją torbę z książkami.
Malfoy trafił do
Skrzydła Szpitalnego, z którego wciąż nie wyszedł, a Harry’emu się upiekło i
dostał tylko szlaban. Podręcznik schowali razem z Ginny w Pokoju Życzeń.
Słuchając tych rewelacji
ponad tydzień temu, ledwo hamowałam emocje. Jak tylko skończył opowiadać,
krzyczałam na niego prawie pół godziny. Pojawił się Ron, który się za nim
wstawił, Ginny wzięła moją stronę i znów wszyscy się pokłóciliśmy. A tak dobrze
nam szło!
Przez kolejne trzy dni
zupełnie nie potrafiłam oczyścić umysłu, więc zajęcia z oklumencji zupełnie mi
nie szły, co tylko potęgowało mój zły humor.
Zabini też nie był
specjalnie pomocny. Kiedy odkrył we wspomnieniach powód mojego zachowania,
najpierw był zdziwiony, a później jeszcze bardziej opryskliwy. Jakby to była
moja wina.
Pokręciłam głową z
niedowierzaniem i zaczęłam zbiegać po schodach. Było przed piątą, a ja po raz
kolejny szłam na naukę oklumencji.
Od paru dni zaczęło być
nieco lepiej. Uspokoiłam się w końcu po tej sytuacji z Harrym, pogodziliśmy się
w trójkę, włączając Ginny i tylko Ron wciąż odstawał. Zrozumiałam też, dlaczego
Zabini jest taki opryskliwy, mimo wrażenia, że zaczyna mnie akceptować. Raz
nawet się razem śmialiśmy! A to już coś.
Nie przyznał się do
tego, ale domyśliłam się, że specjalnie próbuje wyprowadzić mnie z równowagi,
abym nauczyła się blokować umysł nawet nawet w silnych emocjach. Miał
świadomość tego, że gdy dojdzie do spotkania z Voldemortem, będę z pewnością
przerażona, co stosunkowo obniży moją zdolność do obrony. Zwłaszcza przed takim
agresorem jakim był Voldemort… mistrz legilimencji.
Wczoraj udało mi się
odbić atak ,pomimo tego, że znowu mnie zdenerwował. Byłam z siebie naprawdę
dumna i szczerze wierzyłam, że dzisiaj będzie jeszcze lepiej.
Z uśmiechem na twarzy
podeszłam do drzwi sali, ale coś kazało mi się zatrzymać.
Spojrzałam na zegarek i
zauważyłam, że jak nigdy jestem sporo przed czasem. Nie uśmiechało mi się
sterczenie samej na środku korytarza w lochach, więc postanowiłam, że poczekam
w klasie. Weszłam do środka i skamieniałam.
Przy katedrze
nauczycielskiej stał Zabini z… Malfoyem. Widać było, że są pogrążeni w
jakiejś ważnej rozmowie, bo nawet nie zauważyli mojego wejścia. Przez chwilę
miałam zamiar się wycofać, ale zanim podjęłam decyzję, moje spojrzenie
skrzyżowało się z oczami Blaise’a.
- … nie wierzę, że nic
nie zrobiłeś w tym kierunku! Przecież wiesz, że jak się nie uda, to on mnie
zabije… straciłem tyle czasu…- mówił nadal Malfoy. Dopiero po chwili zauważył,
że jego przyjaciel wpatruje się w coś ponad jego ramieniem i odwrócił się
gwałtownie w stronę drzwi.
Na mój widok skamieniał,
a w jego oczach pojawiły się kolejno niedowierzanie, ciekawość, złość. Z kolei
ja patrzyłam na niego oceniająco. Nawet z tak dużej odległości widziałam cienie
pod oczami, zapadnięte policzki. Jego włosy były oklapnięte, a szata zdawała
się nieco na nim wisieć.
- Co ona tu robi? -
wysyczał, mrużąc oczy. Widziałam, że jego ręka spoczęła na różdżce, więc sama
wyciągnęłam swoją. Ostrożności nigdy za wiele. - Ile słyszałaś?!
- ONA ma imię -
warknęłam. - A co tu robię, to nie twój zakichany interes.
Nie skomentowałam
drugiego pytania. Nie czułam potrzeby, aby się przed nim tłumaczyć. Zobaczyłam
nad jego ramieniem, że Zabini kręci głową, ale było już za późno. W oczach
Malfoy’a zapłonęła złość, a chwilę poźniej uniósł różdżkę.
- Nie chcecie
powiedzieć? - spojrzał jeszcze na Zabiniego, ale chłopak zacisnął usta w wąską
kreskę. Wzruszył ramionami. - Świetnie. W takim razie sam się dowiem. Legilimens.
Wytrzeszczyłam na niego
oczy. Spodziewałam się ataku, ale nie sądziłam, że będzie próbował wedrzeć się
do mojego umysłu! Co to za moda na legilimencję? Zwykła drętwota już nie
wystarczy?!
Zrobiłam pierwszą rzecz
jaka mi przyszła do głowy- uniosłam różdżkę i krzyknęłam “protego!”.
Chwilę później kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Siła zaklęcia odrzuciła
mnie w tył i wpadłam na ścianę, a w oczach Malfoya ujrzałam zdziwienie
przemieszane w przerażeniem. Chwilę później mój umysł zalała fala wspomnień.
Malfoy idzie ciemnym
korytarzem. Otrzymał zadanie, przerażające zadanie, ale wiedział, że musi je
wykonać. Nie może stchórzyć…
Katie Bell unosi się w
powietrzu, targana silną klątwą. Obserwuje to z boku, a jego serce staje w
gardle. Przerażenie…
Stoi na skraju lasu i
obserwuje lot małej płomykówki. Wysyła raport z powierzonej misji. Wie, że nie
może robić tego z zamku, gdzie Snape obserwuje jego każdy krok…
Biegnie do łazienki,
jego serce przepełnia beznadzieja. “Nie uda się, nie uda się…”. Ma wrażenie, że
już nigdy nie będzie dobrze. Z oczu spływają mu łzy. Bezgraniczna rozpacz…
Niewidzialne ostrza
tnące jego ciało. Ból, strach, ulga… wszystko się skończy.
Kolejne obrazy zaczęły
się formować na skraju mojej podświadomości, lecz nagle zniknęły. Zdezorientowana
rozejrzałam się dookoła. Leżałam za drzwiami, obok mnie było przewrócone
krzesło. Musiałam je strącić, gdy odrzuciło mnie do tyłu. Po drugiej stronie
pomieszczenia stał Malfoy podtrzymywany przez Zabiniego. Ciężko dyszał i
wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, ale jego oczy pałały taką niechęcią, że aż
się wzdrygnęłam.
- Co tu się dzieje?! -
Tym razem podskoczyłam. Dopiero wtedy zauważyłam, że w pomieszczeniu pojawiła
się jeszcze jedna osoba.
Snape stał w drzwiach i
obserwował nas z dziwnym wyrazem twarzy. Przesunął wzrokiem po mnie, Malfoy’u,
na chwilę zatrzymując się na naszych różdżkach. Nie wiedziałam, do jakich
wniosków doszedł, bo jego twarz jak zwykle pozostała niewzruszona.
- Granger, wstawaj z
ziemi - zakomenderował, nie zaszczycając mnie kolejnym spojrzeniem. - Draco, ze
mną. Blaise - zrobił pauzę, a ja zauważyłam, że chłopak kiwa głową, jakby samo
to jedno słowo było wytłumaczeniem na wszystko. - Zajmij się tym. Idziemy.
Złapał Malfoy’a za
ramię, ale ten wyszarpnął się i ruszył przodem. Zanim wyszedł, posłał mi
jeszcze jedno złe spojrzenie i tyle go widziałam.
Wpatrywałam się w
zamknięte drzwi, starając się zrozumieć, co tak właściwie się wydarzyło. Co
zobaczyłam w jego umyśle? Co to za ważne zadanie, które musi wykonać?
… jak się nie uda to on
mnie zabije… jestem pewna, że dokładnie tak to usłyszałam, gdy weszłam do klasy.
- Długo jeszcze masz
zamiar się wylegiwać? - wzdrygnęłam się. Zupełnie zapomniałam, że nie jestem
sama.
Pokręciłam głową i
podniosłam się z ziemi. Kątem oka zauważyłam, że Zabini zrobił ruch, jakby
chciał mi pomóc, ale w ostatniej chwili zrezygnował i założył ręce na piersi.
Usiedliśmy w ciszy na
krzesłach i przez długą chwilę, po prostu na siebie patrzyliśmy.
- Co zobaczyłaś....
- Co tu się właśnie
wydarzyło?
Nasze głosy zlały się w
jedno, co w jakiś niewytłumaczalny sposób rozładowało napięcie.
Zobaczyłam, że uśmiecha
się lekko pod nosem i odchyla na oparcie. Wiedziałam, że nie ma zamiaru
odpowiadać pierwszy. Ja również nie chciałam odpowiadać na pytanie, ale
wiedziałam, że w takim stanie spokojnie odczyta wszystko z moich wspomnień.
Zupełnie nie miałam ochoty na czyjeś spacery w mojej głowie.
Westchnęłam głośno,
chcąc wyrazić swoją frustrację i opowiedziałam, co zobaczyłam podczas ataku.
W trakcie mówienia,
miałam wrażenie, że na twarzy ślizgona pojawia się ulga.
Kiedy skończyłam pokiwał
głową, ale sam nadal się nie odezwał.
- Więc? - ponagliłam,
również zakładając ręce na piersi.
Uniósł brwi do góry.
- Odpowiedziałam na
twoje pytanie, więc teraz ty odpowiedz na moje: co tu się wydarzyło?
Mierzył mnie przez
chwilę wzrokiem, a następnie wstał i podszedł do katedry. Złapał za dzbanek z
sokiem (mogłabym przysiąc, że wcześniej go tam nie było), wyczarował dwie szklanki
i wrócił na miejsce. Nie mogłam wyjść z szoku, kiedy jedną szklankę podał mi.
Automatycznie upiłam łyk.
- Udało ci się odbić
zaklęcie i dzięki temu zobaczyłaś myśli Draco, a nie odwrotnie - powiedział, a
ja przewróciłam oczami.
- Tyle to i ja wiem, głupia
nie jestem…
- Nikt nie mówi, że
jesteś - wszedł mi w słowo. A ja znowu poczułam się dziwnie. - Chodzi o
to, że w normalnych okolicznościach nie byłabyś w stanie wejść do jego umysłu,
nawet przez atak z zaskoczenia.
- W normalnych
okolicznościach…? - nie bardzo rozumiałam. Tym razem Zabini przewrócił oczami.
- Gdyby nie był
osłabiony przez atak Pottera. - Nadal nie bardzo rozumiałam. Chyba to zobaczył,
bo odstawił szklankę i pochylił się w moją stronę. - Draco jest jednym z
najlepszych Oklumenów, jakich znam. Poziomem dorównuje Snape’owi - przerwał na
moment. Widziałam, że to co chce powiedzieć, nie bardzo mu się podoba.
- Mi udało się dojść do
jego poziomu dopiero jakieś cztery miesiące temu…
Nagle przypomniałam mi
się rozmowa Dumbledore’a ze Snapem:
- Chyba nie mówisz o… -
usłyszałam podejrzliwość w głosie Dumbledore’a, ale Snape tylko machnął ręką.
- Nie. Dobrze wiesz, że
jest zajęty czym innym.
Chyba właśnie się
dowiedziałam o kogo im chodziło.
- Czy początkowo to
Malfoy miał mnie uczyć oklumencji?
Widziałam, że zdziwiło
go to pytanie. Spojrzał na mnie przelotnie i wyglądał jakby się nad czymś
zastanawiał.
- Być może - powiedział
w końcu. - Nie mam takich informacji. Dowiedziałem się tylko, że mam cię uczyć
i koniec. Żadne protesty nie wchodziły w grę… - ostatnie zdanie powiedział tak
cicho, że nie byłam pewna czy dobrze je zrozumiałam. Nawet jeśli, to nie byłam
nim zdziwiona. Było rzeczą powszechnie znaną, że ślizgoni i gryfoni, krótko
mówiąc, za sobą nie przepadali. - W każdym razie to bardzo prawdopodobne -
powiedział znów głośno. - W twojej sytuacji potrzebujesz jak najlepszej nauki.
On jest zajęty, więc…
- Czym? - weszłam mu w
słowo. Otrzymał zadanie, przerażające zadanie, ale wiedział, że musi je
wykonać. Nie może stchórzyć…
- Nie twój interes,
Granger - a więc dzień dobroci się skończył. Zabrał mi szklankę i wstał. -
Zresztą, nawet gdybym chciał ci powiedzieć, to nie mogę. To nie mój sekret, aby
się nim dzielić.
Trzeba przyznać, że co
jak co, ale ślizgoni potrafią być lojalni, a nawet czasem honorowi.
Kiwnęłam głową i
przestałam drążyć temat. Rozumiałam jego pozycję, sama nie raz musiałam
strzec czyichś sekretów. Miałam tylko nadzieję, że mojego strzeże tak samo jak
Malfoy’a. Ja jego przyjaciółką nie byłam…
- Właściwie dlaczego mi
pomagasz? - zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- Snape mi kazał.
- Tyle wiem. Ale
dlaczego się zgodziłeś?
- Nie miałem za bardzo
wyboru…
Przewróciłam oczami,
coraz bardziej zła.
- Ale dlaczego akurat
ty?
- Bo Draco jest zajęty,
a nikt więcej(inny) nie zna się na oklumencji…
Wstałam z miejsca i
tupnęłam nogą z bezsilności.
- Zabini! Wiesz o co
pytam!
Znowu zmierzył mnie
spojrzeniem i westchnął. Dolał soku do naszych szklanek i wrócił.
- Widzę, że z
dzisiejszych zajęć nici… - wymamrotał. Nie byłam pewna, czy jest zły, czy nie.
Czasem naprawdę nie dało się wyczytać z jego twarzy zupełnie nic. - Co mam ci
powiedzieć, Granger? Nie tylko Snape działa na dwa fronty…
Wytrzeszczyłam na niego
oczy.
- Jesteś…
Nie skończyłam, ale nie
musiałam. Zrozumiał.
Zmrużył powieki i
odwrócił się w stronę ściany.
- Jeszcze parę miesięcy
temu byłem z tego cholernie dumny - powiedział cicho. Zauważyłam, że zwinął
dłonie w pięści. - Byłem zafascynowany jego filozofią, podejściem do życia,
poglądami. Imponowało mi to… jeszcze wtedy.
Zamilkł, a ja patrzyłam
na niego z otwartymi ustami. Miałam mętlik w głowie, zupełnie nie wiedziałam co
o tym wszystkim myśleć. Wyszło na to, że Harry miał rację co do Malfoy’a. Nie
miałam na to dowodów i nikt tego nie potwierdził, ale skoro Zabini zasugerował,
że jest Śmierciożercą, to Malfoy z pewnością też…
- Co się stało, że
zmieniłeś zdanie? - zapytałam cicho. Intuicyjnie dostosowałam ton głosu do
atmosfery.
Tym razem na mnie
spojrzał. W jego ciemnych oczach płonęła taka złość i żal, że aż się cofnęłam.
- Przez niego zginął mój
młodszy brat.
Czekałam na ciąg dalszy,
ale nie nastąpił. Po chwili zorientowałam się, że to już wszystko co usłyszę na
temat śmierci jego brata. Widziałam, że był to wciąż delikatny temat, a ja z
pewnością nie byłam osobą, z którą chciał o tym rozmawiać.
Nie myśląc zbyt wiele,
wyciągnęłam przed siebie rękę i położyłam mu na ramieniu.
Zesztywniał, a po chwili
zrzucił moją dłoń jednym ruchem ramienia. Na jego twarzy nie zobaczyłam
spodziewanego obrzydzenia, tylko złość.
- Nie potrzebuję twojego
współczucia, Granger - warknął, a mnie zamurowało.
- Nie o to mi
chodziło.... - zaczęłam się tłumaczyć, ale wszedł mi w słowo.
- Nie mam pojęcia czemu
ci to wszystko powiedziałem - wstał z miejsca, po raz trzeci w przeciągu
dwudziestu minut. - Ja cię nawet nie lubię…
Okej, trochę zabolało,
mimo wszystko. Ale czego się spodziewałam? W gruncie rzeczy, ja też nadal za
nim nie przepadałam. Nauczyłam się go tolerować, ale też nie miałam innego
wyjścia.
Machnęłam ręką, dając do
zrozumienia, że ma sobie darować.
- Ale nie masz wyjścia i
musisz mi zaufać - powiedziałam. - Bądź co bądź, twoje życie tak samo zależy
ode mnie, jak moje od ciebie.
Uśmiechnął się pod
nosem.
- Nie wierzę, że to
mówię, ale masz rację, Granger - westchnął. - Podpisałem na siebie wyrok w
momencie, kiedy zgodziłem się Ciebie uczyć. Ale jeśli ma to w jakikolwiek
sposób pomóc go zniszczyć…
Zapatrzył się w
przestrzeń, gdzieś ponad moim ramieniem, a w pomieszczeniu znów zapanowała
cisza. Każde było zatopione we własnych myślach. Osobiście próbowałam
uporządkować w głowie wszystkie informacje, które otrzymałam.
Snape jest podwójnym
agentem, ale to już wiem od zeszłego roku. Okazuje się, że Zabini i Malfoy
prawdopodobnie też są śmierciożercami. Zabini nawrócił się na naszą stronę parę
miesięcy temu i chciał zniszczyć Voldemorta. Z kolei Malfoy nie wiadomo, po
której jest stronie, ale prawdopodobnie wykonuje zadanie na zlecenie tego
świra…
Usłyszałam parsknięcie,
więc zdziwiona spojrzałam w górę. Zabini wpatrywał się we mnie intensywnie, a
kąciki ust lekko podjechały mu w górę.
Dopiero w tym momencie
zdałam sobie sprawę, że nie jestem we własnej głowie całkiem sama. Momentalnie
zamknęłam oczy i postawiłam między nami mur.
Kiedy wypchnęłam
Zabiniego na zewnątrz, pokiwał głową i usiadł z powrotem.
- Jak nie będziesz
utrzymywać ciągłej gotowości, to zawsze będziesz narażona na atak - pouczył
mnie poważnym tonem, a ja poczułam się jak uczeń pierwszego roku. - Pamiętaj,
że w twojej głowie znajdują się nie tylko twoje tajemnice, ale też wszystkich
ludzi dookoła ciebie. Domyślasz się, na jakich informacjach zależy mu
najbardziej?
Bardzo dobrze
wiedziałam. Zakon, Harry, Dumbledore. Musiałam starać się bardziej. Nie pozwolę
skrzywdzić ludzi, których kocham!
- A Malfoy’a zostaw mi i
staremu Snape’owi - mówił dalej. Skrzywiłam się, ale niechętnie kiwnęłam głową.
Wiedziałam, że nie zostawię tej sytuacji, dopóki nie dowiem się więcej. Zabini
chyba też to wiedział, ale najwidoczniej stwierdził, że nie ma sensu się ze mną
wykłócać, bo tylko pokręcił głową.
Po chwili jego wzrok
spoważniał.
- Chyba nie muszę ci
przypominać, że masz trzymać język za zębami, prawda?
Spojrzałam na niego
bykiem. Pomyślałam o Harrym i Ginny. Zawsze wszystko im mówiłam, ale w tym
wypadku chyba rzeczywiście odpuszczę.
- Chyba już ustaliliśmy,
Zabini - specjalnie zaakcentowałam jego nazwisko - że nie jestem taka głupia,
prawda?
Znów się uśmiechnął pod
nosem i kiwnął głową.
Zaczęłam podnosić się z
miejsca, kiedy do głowy przyszła mi jeszcze jedna sprawa.
- Czego chcesz od Ginny?
Mogłabym przysiąc, że
zobaczyłam na jego twarzy zdziwienie. Zniknęło jednak tak szybko, że nie
dałabym sobie uciąć za to ręki.
Uśmiechnął się
ironicznie.
- Limit pytań na dziś
wyczerpany, Gryfonko - zmrużyłam powieki zła, że mnie zbywa. - Poza tym, to nie
twój interes.
- Jest moją
przyjaciółką!
- A to Cię robi jej
niańką? Bo nie rozumiem.
Jawnie ze mnie kpił.
Wrócił stary, wredny Blaise. Chyba rzeczywiście czas szczerości się skończył.
Zacisnęłam dłonie w
pięści.
- Jeśli masz zamiar ją
skrzywdzić, albo wykorzystać to…
Zaczął się śmiać.
- To co? Daj spokój,
Granger. - Westchnął po raz kolejny i machnięciem różdżki otworzył drzwi. -
Niczego od niej nie chcę. Pasuje? - Założył dłonie na piersi i wskazał mi
drzwi. Poczułam, że jeszcze chwila i powiem co o nim sądzę.
Miałam kilka
niewybrednych słów na końcu języka, jednak ostatecznie stwierdziłam, że nie
warto go strzępić.
Obróciłam się na pięcie
i wyszłam. Wiedziałam, że tej nocy nie będę mogła spać. Za dużo informacji, za
dużo negatywnych emocji.
Uwielbiam ten moment z protego. Iście wyśmienity. :)
OdpowiedzUsuń