2 sierpnia 2019

ROZDZIAŁ XVIII


Rozmawialiśmy z Teodorem niecałą godzinę, zanim dosyć brutalnie nam przerwano. Dowiedziałam się paru całkiem ciekawych rzeczy. Przykład? Na cały mój pokój zostały rzucone zaklęcia uniemożliwiające ucieczkę, a także alarmujące Malfoya o każdej zmianie w moim zachowaniu. Muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo mi się to nie podobało.
- Malfoy wie o wszystkim, co robię? - zapytałam marszcząc nos. Znałam to zaklęcie, jednak tylko w teorii. Zawsze byłam ciekawa, jak działa w praktyce. 
Teo zaśmiał się krótko i pokiwał głową. 
- W pewnym sensie tak - powiedział. - Wie, gdy śpisz, budzisz się, denerwujesz lub niepokoisz. Wiąże się to bardziej z emocjami niż czynnościami samymi w sobie. 
Kiwnęłam głową. Jego słowa pokrywały się z tym, co czytałam kiedyś na temat zaklęć kontrolnych. 
- Czemu akurat on? - jęknęłam. Teo usunął różdżką stół i zastawę, a krzesła transmutował w wygodne fotele. Wzruszył ramionami. 
- Nie wiem ile w tym prawdy, ale Czarny Pan podobno się wkurzył, że Draco nie dał rady doprowadzić swojego zadania do końca i postanowił go w ten sposób ukarać. 
Zerknęłam na niego kątem oka, czując, że moja czujność się wzmaga.  Ten Czarny Pan i sposób, w jaki wypowiedział to zdanie sprawił, że mój umysł wszczął alarm. Zmusiłam się, by go zignorować - przynajmniej na razie.
Roześmiał się. 
- Ja tam bym się cieszył - puścił mi oczko, więc uśmiechnęłam się delikatnie. Pokręciłam głową i wzniosłam oczy do góry. 
- Szkoda tylko, że dla mnie to też kara. 
Kiwnął głową, ale nie skomentował. 
Później, dowiedziałam się, że aktualnie w Malfoy Manor mieszka około dziesięciu rodzin śmierciożerców, a Voldemort gdzieś zniknął. Podobno kazał mnie pilnować i nigdzie nie wypuszczać. Parsknęłam cicho, ze złością. Czułam się jak jego własność,co nie podobało mi się jeszcze bardziej niż fakt bycia pilnowaną przez Malfoya. 
Więcej się nie dowiedziałam. Nawet jeśli miał jakieś informacje, i tak nie byłby w stanie mi ich przekazać, bo w drzwiach pojawił się obiekt moich rozmyślań.
Przymrużonymi oczami ocenił sytuację i otworzył szerzej przejście, patrząc wymownie na Teodora. 
Mierzyli się przez moment spojrzeniami. Niemal czułam gęstniejącą atmosferę i rosnące między nimi napięcie. Czułam się niekomfortowo, przez co zaczęłam się wiercić na krześle. O co z nimi chodzi, na Godryka?
Przeskoczyłam wzrokiem od jednego do drugiego, rozważając interwencję, lecz po chwili Teo odwrócił się w moją stronę, lekko uśmiechając.
- Muszę się zbierać, ale jeszcze cię odwiedzę - podniósł się i pocałował mnie w policzek. W tej samej chwili dotarło do nas prychnięcie. 
Gdy znikał za drzwiami, Malfoy złapał go za szatę i szepnął coś do ucha z ledwo skrywaną złością. Teo posłał mu ostatnie spojrzenie, dzięki czemu zobaczyłam wściekłość wykrzywiającą jego zazwyczaj łagodne rysy. Ich zachowanie było dziwne, niepokojące i nic nie mogłam poradzić, że zaczęło rozbudzać moją ciekawską naturę.  
Po chwili drzwi się zamknęły, a w pokoju zaległa całkowita cisza. 
- Jak długo tu siedział? - zapytał w końcu Malfoy, siadając na zwolnionym przez Teodora fotelu. Jego głos sprawiał pozory spokojnego, jednak usłyszałam nutę tłumionej złości.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, po czym odwróciłam głowę, zakładając ręce na piersi. Wiedziałam, że wyglądałam jak rozkapryszona dziewczynka, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Co z tego, że stanowisko mojego “ochroniarza” nie było jego pomysłem? Nie potrafiłam przestać się złościć. Nie lubiłam go i już. 
Szkoda tylko, że sama do końca w to nie wierzyłam.
Usłyszałam westchnięcie. Kątem oka zobaczyłam, że pociera oczy kciukiem i palcem wskazującym. Coś w jego twarzy powiedziało mi, że jest skrajnie zmęczony i… wyprowadzony z równowagi. 
- Nie powinieneś znać odpowiedzi, skoro wiesz o wszystkim, co się ze mną dzieje?
Nie potrafiłam zatuszować sarkazmu, który pojawił się w moim głosie.
Skrzywiłam się, gdy przez jego twarz przemknęło chwilowe niedowierzanie.
- Nott ci powiedział? - zapytał. Rozważałam czy w ogóle się odzywać, skoro ewidentnie znał odpowiedź. Ostatecznie zdecydowałam się na szybkie kiwnięcie głową.  Skrzywił się, jednak nie był zły, jak się tego spodziewałam. - I tak byś się dowiedziała, prędzej czy później - powiedział, przeczesując dłonią włosy. Zwróciłam uwagę, że lekko drżała. - Odpowiadając na twoje pytanie: powinienem, ale prawdopodobnie częściowo zneutralizował działanie zaklęcia, - mówił.- Domyśliłem się, że coś jest nie tak i przyszedłem najszybciej jak mogłem. Myślałem…
Zawahał się, odwracając wzrok. Moja rozbudzona ciekawość szarpnęła się niecierpliwie.  Obserwowałam go kątem oka, ignorując coraz mocniejsze bicie mojego serca. 
- Myślałeś? - Zachęciłam po chwili, unosząc brwi do góry. 
Skrzywił się jeszcze bardziej, przez co widziałam jak bardzo nie chciał udzielać mi odpowiedzi. Uciekł wzrokiem, żeby tylko na mnie nie patrzeć, ale w końcu jego oczy spotkały moje. Miałam wrażenie, że szary kolor jego tęczówek, zamienia się w płynną stal. 
- Myślałem, że coś ci się stało. 
Zamurowało mnie, dosłownie. Malfoy, martwiący się o moje życie? Było to tak dziwne, że aż nierealne. Zrozumiałam jednak, po raz kolejny, że nie miało to żadnego związku z jego sympatią do mnie. Byłam towarem, który miał strzec, by w określonym czasie dostarczyć odbiorcy
Miałam ochotę zadrwić, wyśmiać jego słowa, poniżyć go, by choć przez chwilę poczuł się jak ja. Bezbronny, obdarty z godności. Ostatecznie jednak, zrezygnowałam z tego pomysłu. I tak, za bardzo kierowałam się złością i innymi negatywnymi emocjami. Nie ważne w jakiej byłam sytuacji, nie mogłam zatracić siebie. Czułam podskórnie, że to, w jaki sposób będę się zachowywać i jakie decyzje podejmę, zaważy na najbliższych wydarzeniach. 
Poprawiłam się w fotelu i odchrząknęłam lekko.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zmieniłam temat łagodnym tonem. Widziałam w jego oczach błysk ulgi i ledwo skrywanej wdzięczności, gdy odchylał się na oparcie fotela. Pewnie spodziewał się, że zacznę szydzić z jego wyznania. Gdyby tylko wiedział, jak bliska tego byłam…
Przez moment uderzyła mnie absurdalność całej sytuacji. Ja i Malfoy, siedzący naprzeciw siebie, bez kłótni, bez wyzwisk, prowadzący w miarę przyzwoitą rozmowę, hamujący się od wyśmiewania i wyzwisk. Gdyby ktoś opisał mi ten obrazek jeszcze parę tygodni wcześniej, nigdy bym nie uwierzyła. Jak to się stało?
Byłam na niego zła, to oczywiste, jednak fakt, że to nie on zabił Dumbledore’a sprawił, że zaczęłam patrzeć na niego w nieco innym świetle. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam zwalczyć ciepłej iskry w moim sercu, która w późniejszym czasie miała diametralnie zmienić cały mój sposób postrzegania tego chłopaka. 
- Domyślam się, że Nott przekazał ci już jakieś informacje? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Kiwnęłam głową. - Czego dokładnie się dowiedziałaś?
Powtórzyłam wszystko, co usłyszałam od Teodora. Malfoy słuchał w milczeniu moich słów, kiwając lekko głową. Jego twarz była czystą maską,z której nie potrafiłam odczytać zupełnie nic. Gdy skończyłam, westchnął. 
- Niewiele ci powiedział… - skomentował. Zmierzył mnie powolnym spojrzeniem, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Być może o tym nie wiedział, ale byliście nieprzytomni przez trzy dni. 
Gwałtowny szok zalał mnie całą, sprawiając, że bezwiednie otworzyłam usta. Trzy dni?! Jakim cudem?
- Ale… - zaczęłam. Musiałam przecież jeść, ktoś musiał mnie doglądać. Czyżby… Widziałam w jego oczach, że doskonale wie, o co chcę zapytać. Pokręcił głową. 
- Opiekowały się tobą skrzaty domowe- powiedział. - Ja tylko sprawdzałem czy się nie obudziłaś.
Zacisnęłam usta, ale kiwnęłam głową. W głębi duszy postanowiłam, że jak tylko spotkam jakiegoś skrzata, serdecznie podziękuję za opiekę. 
Milczeliśmy dłuższą chwilę, podczas której moje myśli krążyły wokół trzech dni, wyjętych z mojego życia. Nie mogłam uwierzyć, że byłam nieprzytomna tak długo. Jak wiele straciłam? Co mnie ominęło?
- Nie chcesz nic wiedzieć? - odezwał się w końcu, bezbłędnie odczytując moje myśli. Zmrużyłam powieki, na co uniósł jedną brew, w nieco prześmiewczy sposób. - Byłem przekonany, że zasypiesz mnie gradem pytań…
Prychnęłam.
- Najwidoczniej nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje - założyłam ręce na piersi i próbowałam utrzymać na wodzy rosnącą ciekawość… naprawdę próbowałam. Po chwili jednak, uniosłam głowę i starałam się udawać, że wcale nie widzę ironicznego uśmieszku, który wypłynął na jego usta. - Dobra, mam kilka pytań. 
Przewrócił oczami. 
- No jasne… - obrócił się w fotelu, kładąc głowę na jednym podłokietniku, a nogi przewieszając przez drugi. 
- Co się tak właściwie stało? Dlaczego wyglądałeś, jakbyś chciał do nas podejść? Kto nas porwał? Czy Teodor miał z tym coś wspólnego? Gdzie jest Voldemort? Czy moi przyjaciele żyją? Co się ze mną stanie?... - zaczęłam strzelać pytaniami jak z armaty, zaskakując tym nie tylko jego, ale również samą siebie. Miałam wrażenie, że gdy już rozpoczęłam wyliczankę, to nie dam rady jej zakończyć. Malfoy chyba pomyślał to samo, bo zerwał się z fotela.
- Ej, Granger, spokojnie - powiedział. - Jedno pytanie na raz, okej? Salazarze, co za dziewczyna… - dodał już szeptem, wracając do poprzedniej pozycji. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta, powstrzymując obelgę, którą miałam na końcu języka. Wiedziałam jednak, że jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, to  muszę milczeć. Coś mi mówiło, że przyszedł dać mi odpowiedzi z własnej, nieprzymuszonej woli. To, że musiałam się o nie postarać, to już inna kwestia, ale też nie spodziewałam się po nim niczego innego. 
- Od początku… - powiedział. - Jak brzmiało pierwsze pytanie?
Wypuściłam powietrze z ust, prosząc Godryka o cierpliwość i zaczęłam powtarzać pytania, tym razem po kolei. 

*

Dwie godziny później czułam bolesne mrowienie w nogach, spowodowane stałą pozycją. Co prawda, starałam się ją zmieniać, ale na małej przestrzeni jaką był fotel, nie było wiele możliwości manewru. Miałam ochotę przenieść się na łóżko, ale obecność Malfoya jakoś mnie krępowała. 
Za oknem było już całkowicie ciemno, jednak mimo późnej pory, zupełnie nie chciało mi się spać. Adrenalina, wywołana informacjami, które usłyszałam od Malfoy’a, krążyła w moich żyłach, skutecznie odganiając zmęczenie. Być może fakt, że przespałam ostatnie trzy dni, również miał znaczenie. 
Okazało się, że Malfoy chciał do nas podejść, bo zobaczył starego Notta, z różdżką wycelowaną w moje plecy. W przypływie poczucia obowiązku chciał mi pomóc, ale Snape skutecznie go od tego odwiódł, dając do zrozumienia, że taka jest część planu. Malfoy nie wiedział czy Nott był w to zamieszany i w ogóle, bardzo niechętnie wypowiadał się na jego temat. Powtórzył tylko to, co mówił mi już Blaise: “nie można mu ufać” i zmienił temat. Przyrzekłam sobie w duchu, że jeszcze wrócę do tego tematu i dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego tak bardzo go nie akceptują. 
Stary Nott przeniósł mnie i Teodora do Malfoy Manor, gdzie zostałam uwięziona w pokoju objętym silnymi czarami. Przez trzy dni zajmowały się mną skrzaty - co już wiedziałam, a potem pojawił się Malfoy, zaalarmowany zmianą w moich emocjach. 
Voldemort od początku nie miał zamiaru dostosować się do naszej umowy i pozwolić mi zostać w Hogwarcie do końca roku. W inwazji Śmierciożerców na zamek nie chodziło jedynie o zabicie Dumbledore’a, ale również o moje uprowadzenie. Właśnie dlatego każdy z nich usuwał się, gdy rozpoznał we mnie córkę swojego Pana
Moje serce ścisnęło się z bólu, gdy po raz kolejny usłyszałam o śmierci dyrektora, ale nieco odtajało, gdy okazało się, że moi przyjaciele wyszli z walki cali i zdrowi. 
Poczułam wtedy, jakby jakiś ogromny głaz spadł z mojej klatki piersiowej, ułatwiając oddychanie, po latach świetlnych bezdechu.
Co do Voldemorta, nie wiedział gdzie był, ale wrócił do dworu właśnie dzisiaj. Niesamowite zgranie w czasie, nie ma co. 
- Czarny Pan ma jakieś plany wobec ciebie - mówił Malfoy, przechadzając się po pokoju i ścierając dłonią niewidzialny kurz z komody. Chyba też miał już dosyć ciągłej pozycji siedzącej. - Nie wiem, o co dokładnie chodzi. Ale pewnie dowiesz się tego jutro…
Uniosłam gwałtownie głowę, którą przed chwilą pochyliłam, żeby rozmasować kark. 
- Jak to: jutro? - zapytałam, w szoku.
Przewrócił oczami, po raz setny tego wieczoru.
- Tak to, Granger - nie cierpiałam tego sarkastycznego tonu. - Jutro chce cię widzieć u siebie. Zresztą, od jutra zaczniesz też normalnie wychodzić na posiłki. 
Byłam w szoku, co z pewnością było po mnie widać. Nie wiem dlaczego, ale założyłam, że cały czas będę zamknięta w tym pokoju, a wychodzić pozwolą mi jedynie na wezwanie.
Informacja, że jest inaczej, otworzyła przede mną całą gamę możliwości, przynajmniej pod kątem próby ucieczki z tego okropnego miejsca. Na mojej twarzy musiały pojawić się ekscytacja i nadzieja, które czułam, bo nagle usłyszałam głośne prychnięcie. 
- Nie ekscytuj się tak, Granger - powiedział.- Powinnaś się domyślić, że bezpieczniejsza jesteś w tym pokoju. - Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. Miałam świadomość, że we Dworze są inni Śmierciożercy, ale sądziłam, że prędzej ktoś się włamie do pokoju niż zaatakuje mnie jawnie, na korytarzu. Widząc moją minę, westchnął głośno. - Salazarze, Granger… przez te trzy dni, chyba wyżarło ci szare komórki - usiadł z powrotem na fotelu, ignorując moje pełne złości prychnięcie. - W tym budynku roi się od Śmierciożerców, wśród których są tacy, którzy z miłą chęcią zrobiliby ci krzywdę i zwalili na wypadek- mówił tak poważnie, że poczułam dreszcz na plecach. - Wiem, że wcześniej mówiłem co innego… ale słyszałem ich rozmowy, czułem tę złość, - po raz kolejny przejechał dłonią po włosach.- Nie myśl, że powstrzyma ich moja obecność albo fakt, że jesteś córką Czarnego Pana. Już oni się postarają, żeby wina nie spadła na nich.
Patrzyłam na niego osłupiała, a cała nadzieja, którą czułam jeszcze sekundę wcześniej, wyparowała, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Dotarło do mnie, że wszystko, co mówił ślizgon, było prawdą. Nie byłam bezpieczna poza ścianami tego pokoju. Jakby się nad tym zastanowić, to nawet w nim nie byłam bezpieczna, skoro każdy mógł sobie tu wejść. 
Już miałam powiedzieć to na głos, gdy wstał z miejsca, ruszając w stronę drzwi. 
- Jest późno, Granger, idź spać - powiedział, nie patrząc w moją stronę. - Rzucę na drzwi zaklęcia ochronne, więc nikt tu nie wejdzie. Rano przyjdę po ciebie o ósmej, bądź gotowa. 
Po tych słowach wyszedł, zostawiając mnie samą, z moim strachem i niepewnością. Gdy drzwi się zatrzasnęły, wyszłam na chwilę na balkon, by spojrzeć w ciemne niebo. Tej nocy nie było widać gwiazd, mimo to, wyobrażałam sobie, że moi przyjaciele również patrzą w górę i myślą o mnie. Nie ważne gdzie, zawsze byliśmy pod jednym niebem. 

*~*~*

Nie mogłam spać. Całą noc męczyły mnie koszmary i jakiś wewnętrzny niepokój, który nie pozwalał mi zmrużyć oka. Wiedziałam, że zmęczenie będzie działało na moją niekorzyść. Lekcje z Blaisem udowodniły mi, że moja obrona słabnie w przypływie silnych emocji lub zmęczenia, a w tym momencie posiadałam jedno i drugie w pakiecie. Świetnie. 
Zdjęłam dłonie z twarzy, którą zakryłam chwilę wcześniej i zerknęłam na zegarek. Było chwilę po siódmej, co oznaczało, że udało mi się skraść pół godziny snu. Najwyraźniej mojemu organizmowi to wystarczyło, bo mimo silnego zmęczenia, ani trochę nie czułam się senna. 
Z westchnieniem zsunęłam nogi z łóżka i zatopiłam stopy w puchowym dywanie. Zanim wstałam, moje spojrzenie padło na jedyną książkę, którą obecnie posiadałam, a która okazała się być zbiorem bajek ze świata czarodziejów. Postanowiłam, że schowam ją gdzieś głęboko w szafie. Obawiałam się, że ktoś mógłby odebrać mi tę ostatnią iskrę komfortu, którą posiadałam, w tym okropnym miejscu.
Włożyłam ją do trzeciej szuflady od góry, pod satynowymi koszulami nocnymi, zgarnęłam świeżą bieliznę i zaszyłam się w łazience z zamiarem skorzystania z rozluźniającej kąpieli. 

*

- Granger? - usłyszałam gdzieś na obrzeżach świadomości. Po chwili dotarł do mnie również stukot i szarpnięcie za klamkę. Poderwałam się do góry, poślizgnęłam, omal nie wpadając z powrotem pod zimną już wodę. Zasnęłam! 
Czym prędzej wyskoczyłam z wanny i zaczęłam rozglądać za ręcznikiem. Jak na złość zostały same małe. 
Rozległo się ponowne, coraz bardziej zniecierpliwione pukanie.
- Już wychodzę, chwila! - krzyknęłam. Umyłam zęby i stanęłam przed lustrem, przyglądając się oceniająco własnej twarzy. Musiałam przyznać, że wyglądałam lepiej niż przed kąpielą. Drzemka w chłodnej wodzie musiała mnie zregenerować. Czułam się też silniejsza psychicznie, co dobrze wróżyło.
Rozpuściłam włosy i spięłam je ponownie w koński ogon. Włożyłam przygotowaną wcześniej bieliznę i… zamarłam. Dotarło do mnie, że poza stanikiem i majtkami, nie wzięłam ze sobą nic więcej. Spojrzałam na mały ręcznik trzymany w dłoni, następnie na drzwi, za którymi pewnie siedział Malfoy i przełknęłam głośno ślinę. 
Nie miałam najmniejszej ochoty, po raz kolejny paradować przed nim okryta jedynie ręcznikiem. Jego wczorajsze spojrzenie sprawiło, że czułam na skórze przyjemne mrowienie... jednak bieganie półnago zupełnie nie było w moim stylu, nie ważne jak bardzo chciałam by znów tak na mnie spojrzał. Jeszcze pomyśli, że specjalnie się rozbieram. Dobre sobie! 
Prychnęłam, a moje odbicie zrobiło to samo. Okryłam się wątłym skrawkiem ręcznika, który posiadałam i wyszłam z łazienki z wysoko uniesioną głową. 
Tak jak się spodziewałam, siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju i patrzył przez okno balkonowe. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się w moim kierunku. 
- Powiedziałem, żebyś była gotowa, kiedy… - nie dokończył. Złość w jego oczach zastąpił chwilowy szok, który następnie zmienił się w zadziorne spojrzenie. Być może mi się wydawało, ale mogłabym przysiąc, że zobaczyłam w jego szarych tęczówkach błysk aprobaty. To, czego byłam całkowicie pewna, to fakt, że moje policzki pokrył odcień dorodnej czerwieni. Nie cierpiałam tej tendencji do rumieńców. 
Panicznie próbowałam naciągnąć dół ręcznika, ale nic to nie dało. 
- Obróć się, Malfoy - zażądałam. Byłam dumna, że mój głos brzmiał pewnie i stanowczo, zupełnie inaczej niż czułam się wewnętrznie. 
Spojrzał mi prosto w oczy i widziałam, że rozważa odmowę, ale ostatecznie prychnął, założył ręce na piersi i się odwrócił. 
- Nie jesteś w moim typie, Granger - powiedział. Nienawidziłam ukłucia, które poczułam w sercu. - Nie schlebiaj sobie. 
Zacisnęłam zęby, ale stwierdziłam, że ten jeden raz nie będę się wdawać w kłótnie. Potrzebowałam spokoju i jasności umysłu na to, co mnie dziś czekało. 
Odetchnęłam dwa razy i otworzyłam szafę, żeby znaleźć coś do ubrania. Po dłuższej chwili wybrałam sukienkę w kwiatki, za kolano, ostatnią, która nie wyglądała, jakby została uszyta specjalnie na bal. Gdybym miała możliwość, ubrałabym rozciągnięte dresy. Czułabym się pewniej i być może pokazałabym brak chęci współpracy. Dziecinne, ale nic nie mogłam na to poradzić. 
- Możemy iść - powiedziałam. Obróciłam się w jego stronę, wygładzając dół sukienki i zauważyłam, że przygląda mi się w zamyśleniu. Zanim jednak zdążyłam zapytać o co mu chodzi, wstał z miejsca, machnął różdżką i otworzył przede mną drzwi. 
Uniosłam brwi, zdziwiona jego elokwencją, jednak w ostatniej chwili mnie wyminął, by z uśmieszkiem na twarzy stanąć na korytarzu. 
Prychnęłam pod nosem i przewróciłam oczami. Zachowywał się jak irytujący dzieciak, a mimo to, moje ciało zareagowało na jego dotyk, gdy niby przypadkiem otarł się o moje ramię. Nie chciałam i nie mogłam o tym myśleć, nie teraz. 

*~*~*

Jadalnia, pomieszczenie, w którym byłam już ostatnim razem, była pełna ludzi, co tłumaczyło fakt, że nie spotkaliśmy na swojej drodze praktycznie nikogo. Stół został magicznie powiększony tak, aby zmieściło się przy nim dziesięć rodzin, zamieszkujących Malfoy Manor. Chociaż rodzin, to chyba za dużo powiedziane, biorąc pod uwagę, że przy stole siedzieli sami dorośli i Teodor. Nie licząc jego i nas, nie potrafiłam znaleźć ani jednej młodej twarzy. Dziwne. 
Zatrzymałam się, żeby zapytać o ten fakt Malfoy’a, ale wyminął mnie jak gdyby nigdy nic i ruszył w stronę swojego miejsca. Poczułam ogarniające mnie złość i przerażenie, zwłaszcza, że rozmowy przy stole ucichły, a każda z osób obróciła się w moją stronę. Stałam tam jak ten kołek, drżąc pod obstrzałem spojrzeń. Wyrażały ciekawość, niechęć, a nawet nienawiść. Czułam, niemal fizycznie, jak wwiercają się w moje ciało, osiadają pod skórą, mrożą krew. Cała moja odwaga i determinacja wyparowały, a jeszcze nawet nie stanęłam naprzeciw Voldemorta. Słowa Malfoya sprzed paru dni, powróciły ze zdwojoną siłą: Jesteś córką Voldemorta, to prawda. (...). Ale, jak sądzisz, ile przychylnych sobie osób znajdziesz na miejscu? 
Odszukałam go spojrzeniem. Również mnie obserwował, jednak w przeciwieństwie do reszty, jego twarz nie wyrażała zupełnie nic. Nie oceniał, nie pokazywał żadnych emocji. Po prostu patrzył, z chłodną uwagą. Nie wiedzieć czemu, wyraz jego twarzy uspokoił mnie na tyle, że byłam w stanie zrobić krok w przód. W jego zimnych oczach, teoretycznie nie wyrażających zupełnie nic, doszukałam się obietnicy ochrony… przynajmniej od krzywdy cielesnej. 
Gdy szłam powoli w stronę stołu, wciąż odprowadzana spojrzeniami, mój wzrok padł na Teodora. Siedział dokładnie naprzeciw Malfoy’a i jako jedyny nie patrzył w moim kierunku. Próbowałam przywołać go wzrokiem, zadać nieme pytanie, ale nie dał mi tej możliwości. Wpatrywał się w swój talerz, z całkowitą obojętnością i tylko dłonie raz po raz unosiły się do ust, by włożyć kolejny kęs jedzenia. 
Zabolało. Jego całkowity brak zainteresowania wwiercił się w moje serce z siłą łomu. Zrozumiałam wtedy, jak bardzo uzależniłam się od jego rzekomej dobroci i przyjaźni. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić. 
Przełknęłam więc ogromną kluchę, która zagnieździła się w moim gardle i uniosłam głowę wysoko do góry. Założyłam ręce na piersi i opadłam na krzesło, z solennym postanowieniem, że jeść nie będę. Czułam, że brzuch skręca mi z głodu, ale nie miałam zamiaru współpracować. Moja podświadomość szydziła ze mnie, ze sposobu, w jaki próbuję pokazać swoją niezależność,z tego,  jak bardzo dziecinna jestem, ale usilnie starałam się ją wyciszyć. Co pozostawało mi, poza buntem? 
- Jedz, Granger- powiedział Malfoy, nakładając mi na talerz wielką łyżkę jajecznicy i grzankę. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, a za nim dostrzegłam jego ojca, który zatrzymał widelec w połowie drogi do ust. Obrócił się w naszą stronę, z wyrazem głębokiego zdziwienia na twarzy, identycznego które odczuwałam sama. 
- Nie, dzięki - odsunęłam od siebie talerz w dziecinnym geście, za co otrzymałam poirytowane spojrzenie. 
Obrócił się do stołu i już myślałam, że będę miała spokój, gdy odezwał się ponownie, jeszcze ciszej, by nie usłyszał go nikt, oprócz osób siedzących obok. 
- Nie zachowuj się jak obrażona dziewczynka, Granger - zachłysnęłam się powietrzem, ale nie przez to co powiedział. Oburzyłam się, ponieważ wiedziałam, że mówił prawdę. Moja podświadomość zatriumfowała. - Jedz. Nie każ mi powtarzać trzeci raz. 
Oniemiała z szoku, przysunęłam do siebie talerz i włożyłam widelec do ust. Nie podejrzewałam otrucia, ponieważ kilka osób jadło to samo.
Malfoy głosem rozsądku, ustawiającym mnie do pionu. W dodatku bez słowa protestu z mojej strony! Świat stanął na głowie. 
Od tamtego momentu czułam na sobie wzrok Teodora, ale nie pozwoliłam sobie spojrzeć w jego kierunku. 
Do końca posiłku nikt mnie nie zaczepiał, a Voldemort się nie pojawił. Wiedziałam jednak, że nie mam co się cieszyć. Byłam pewna, że jego wezwanie jest wciąż aktualne. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz