Rozmawialiśmy z Teodorem
niecałą godzinę, zanim dosyć brutalnie nam przerwano. Dowiedziałam się paru
całkiem ciekawych rzeczy. Przykład? Na cały mój pokój zostały rzucone zaklęcia
uniemożliwiające ucieczkę, a także alarmujące Malfoya o każdej zmianie w moim
zachowaniu. Muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo mi się to nie podobało.
- Malfoy wie o
wszystkim, co robię? - zapytałam marszcząc nos. Znałam to zaklęcie, jednak
tylko w teorii. Zawsze byłam ciekawa, jak działa w praktyce.
Teo zaśmiał się krótko i
pokiwał głową.
- W pewnym sensie tak -
powiedział. - Wie, gdy śpisz, budzisz się, denerwujesz lub niepokoisz. Wiąże
się to bardziej z emocjami niż czynnościami samymi w sobie.
Kiwnęłam głową. Jego
słowa pokrywały się z tym, co czytałam kiedyś na temat zaklęć
kontrolnych.
- Czemu akurat on? -
jęknęłam. Teo usunął różdżką stół i zastawę, a krzesła transmutował w wygodne
fotele. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem ile w tym
prawdy, ale Czarny Pan podobno się wkurzył, że Draco nie dał rady doprowadzić
swojego zadania do końca i postanowił go w ten sposób ukarać.
Zerknęłam na niego kątem
oka, czując, że moja czujność się wzmaga. Ten Czarny Pan i sposób,
w jaki wypowiedział to zdanie sprawił, że mój umysł wszczął alarm. Zmusiłam
się, by go zignorować - przynajmniej na razie.
Roześmiał się.
- Ja tam bym się cieszył
- puścił mi oczko, więc uśmiechnęłam się delikatnie. Pokręciłam głową i
wzniosłam oczy do góry.
- Szkoda tylko, że dla
mnie to też kara.
Kiwnął głową, ale nie
skomentował.
Później, dowiedziałam
się, że aktualnie w Malfoy Manor mieszka około dziesięciu rodzin
śmierciożerców, a Voldemort gdzieś zniknął. Podobno kazał mnie pilnować i
nigdzie nie wypuszczać. Parsknęłam cicho, ze złością. Czułam się jak jego
własność,co nie podobało mi się jeszcze bardziej niż fakt bycia pilnowaną przez
Malfoya.
Więcej się nie
dowiedziałam. Nawet jeśli miał jakieś informacje, i tak nie byłby w stanie mi
ich przekazać, bo w drzwiach pojawił się obiekt moich rozmyślań.
Przymrużonymi oczami
ocenił sytuację i otworzył szerzej przejście, patrząc wymownie na
Teodora.
Mierzyli się przez
moment spojrzeniami. Niemal czułam gęstniejącą atmosferę i rosnące między nimi
napięcie. Czułam się niekomfortowo, przez co zaczęłam się wiercić na krześle. O
co z nimi chodzi, na Godryka?
Przeskoczyłam wzrokiem
od jednego do drugiego, rozważając interwencję, lecz po chwili Teo odwrócił się
w moją stronę, lekko uśmiechając.
- Muszę się zbierać, ale
jeszcze cię odwiedzę - podniósł się i pocałował mnie w policzek. W tej samej
chwili dotarło do nas prychnięcie.
Gdy znikał za drzwiami,
Malfoy złapał go za szatę i szepnął coś do ucha z ledwo skrywaną złością. Teo
posłał mu ostatnie spojrzenie, dzięki czemu zobaczyłam wściekłość wykrzywiającą
jego zazwyczaj łagodne rysy. Ich zachowanie było dziwne, niepokojące i nic nie
mogłam poradzić, że zaczęło rozbudzać moją ciekawską naturę.
Po chwili drzwi się
zamknęły, a w pokoju zaległa całkowita cisza.
- Jak długo tu siedział?
- zapytał w końcu Malfoy, siadając na zwolnionym przez Teodora fotelu. Jego
głos sprawiał pozory spokojnego, jednak usłyszałam nutę tłumionej złości.
Spojrzałam na niego z
niedowierzaniem, po czym odwróciłam głowę, zakładając ręce na piersi.
Wiedziałam, że wyglądałam jak rozkapryszona dziewczynka, ale zupełnie mnie to
nie obchodziło. Co z tego, że stanowisko mojego “ochroniarza” nie było jego
pomysłem? Nie potrafiłam przestać się złościć. Nie lubiłam go i już.
Szkoda tylko, że sama do
końca w to nie wierzyłam.
Usłyszałam westchnięcie.
Kątem oka zobaczyłam, że pociera oczy kciukiem i palcem wskazującym. Coś w jego
twarzy powiedziało mi, że jest skrajnie zmęczony i… wyprowadzony z
równowagi.
- Nie powinieneś znać
odpowiedzi, skoro wiesz o wszystkim, co się ze mną dzieje?
Nie potrafiłam
zatuszować sarkazmu, który pojawił się w moim głosie.
Skrzywiłam się, gdy przez jego twarz przemknęło chwilowe niedowierzanie.
Skrzywiłam się, gdy przez jego twarz przemknęło chwilowe niedowierzanie.
- Nott ci powiedział? -
zapytał. Rozważałam czy w ogóle się odzywać, skoro ewidentnie znał odpowiedź.
Ostatecznie zdecydowałam się na szybkie kiwnięcie głową. Skrzywił się,
jednak nie był zły, jak się tego spodziewałam. - I tak byś się dowiedziała,
prędzej czy później - powiedział, przeczesując dłonią włosy. Zwróciłam uwagę,
że lekko drżała. - Odpowiadając na twoje pytanie: powinienem, ale prawdopodobnie
częściowo zneutralizował działanie zaklęcia, - mówił.- Domyśliłem się, że coś
jest nie tak i przyszedłem najszybciej jak mogłem. Myślałem…
Zawahał się, odwracając
wzrok. Moja rozbudzona ciekawość szarpnęła się niecierpliwie.
Obserwowałam go kątem oka, ignorując coraz mocniejsze bicie mojego serca.
- Myślałeś? - Zachęciłam
po chwili, unosząc brwi do góry.
Skrzywił się jeszcze
bardziej, przez co widziałam jak bardzo nie chciał udzielać mi odpowiedzi.
Uciekł wzrokiem, żeby tylko na mnie nie patrzeć, ale w końcu jego oczy spotkały
moje. Miałam wrażenie, że szary kolor jego tęczówek, zamienia się w płynną stal.
- Myślałem, że coś ci
się stało.
Zamurowało mnie,
dosłownie. Malfoy, martwiący się o moje życie? Było to tak dziwne, że aż
nierealne. Zrozumiałam jednak, po raz kolejny, że nie miało to żadnego związku
z jego sympatią do mnie. Byłam towarem, który miał strzec, by w
określonym czasie dostarczyć odbiorcy.
Miałam ochotę zadrwić,
wyśmiać jego słowa, poniżyć go, by choć przez chwilę poczuł się jak ja.
Bezbronny, obdarty z godności. Ostatecznie jednak, zrezygnowałam z tego
pomysłu. I tak, za bardzo kierowałam się złością i innymi negatywnymi emocjami.
Nie ważne w jakiej byłam sytuacji, nie mogłam zatracić siebie. Czułam
podskórnie, że to, w jaki sposób będę się zachowywać i jakie decyzje podejmę,
zaważy na najbliższych wydarzeniach.
Poprawiłam się w fotelu
i odchrząknęłam lekko.
- O czym chciałeś
porozmawiać? - zmieniłam temat łagodnym tonem. Widziałam w jego oczach błysk
ulgi i ledwo skrywanej wdzięczności, gdy odchylał się na oparcie fotela. Pewnie
spodziewał się, że zacznę szydzić z jego wyznania. Gdyby tylko wiedział, jak
bliska tego byłam…
Przez moment uderzyła
mnie absurdalność całej sytuacji. Ja i Malfoy, siedzący naprzeciw siebie, bez
kłótni, bez wyzwisk, prowadzący w miarę przyzwoitą rozmowę, hamujący się
od wyśmiewania i wyzwisk. Gdyby ktoś opisał mi ten obrazek jeszcze parę tygodni
wcześniej, nigdy bym nie uwierzyła. Jak to się stało?
Byłam na niego zła, to oczywiste, jednak fakt, że to nie on zabił Dumbledore’a sprawił, że zaczęłam patrzeć na niego w nieco innym świetle. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam zwalczyć ciepłej iskry w moim sercu, która w późniejszym czasie miała diametralnie zmienić cały mój sposób postrzegania tego chłopaka.
Byłam na niego zła, to oczywiste, jednak fakt, że to nie on zabił Dumbledore’a sprawił, że zaczęłam patrzeć na niego w nieco innym świetle. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam zwalczyć ciepłej iskry w moim sercu, która w późniejszym czasie miała diametralnie zmienić cały mój sposób postrzegania tego chłopaka.
- Domyślam się, że Nott
przekazał ci już jakieś informacje? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Kiwnęłam głową. - Czego dokładnie się dowiedziałaś?
Powtórzyłam wszystko, co
usłyszałam od Teodora. Malfoy słuchał w milczeniu moich słów, kiwając lekko
głową. Jego twarz była czystą maską,z której nie potrafiłam odczytać zupełnie
nic. Gdy skończyłam, westchnął.
- Niewiele ci
powiedział… - skomentował. Zmierzył mnie powolnym spojrzeniem, głęboko się nad
czymś zastanawiając. - Być może o tym nie wiedział, ale byliście nieprzytomni
przez trzy dni.
Gwałtowny szok zalał
mnie całą, sprawiając, że bezwiednie otworzyłam usta. Trzy dni?! Jakim cudem?
- Ale… - zaczęłam.
Musiałam przecież jeść, ktoś musiał mnie doglądać. Czyżby… Widziałam w jego
oczach, że doskonale wie, o co chcę zapytać. Pokręcił głową.
- Opiekowały się tobą
skrzaty domowe- powiedział. - Ja tylko sprawdzałem czy się nie obudziłaś.
Zacisnęłam usta, ale
kiwnęłam głową. W głębi duszy postanowiłam, że jak tylko spotkam jakiegoś
skrzata, serdecznie podziękuję za opiekę.
Milczeliśmy dłuższą chwilę,
podczas której moje myśli krążyły wokół trzech dni, wyjętych z mojego życia.
Nie mogłam uwierzyć, że byłam nieprzytomna tak długo. Jak wiele straciłam? Co
mnie ominęło?
- Nie chcesz nic
wiedzieć? - odezwał się w końcu, bezbłędnie odczytując moje myśli. Zmrużyłam
powieki, na co uniósł jedną brew, w nieco prześmiewczy sposób. - Byłem
przekonany, że zasypiesz mnie gradem pytań…
Prychnęłam.
- Najwidoczniej nie
znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje - założyłam ręce na piersi i
próbowałam utrzymać na wodzy rosnącą ciekawość… naprawdę próbowałam. Po chwili
jednak, uniosłam głowę i starałam się udawać, że wcale nie widzę ironicznego
uśmieszku, który wypłynął na jego usta. - Dobra, mam kilka pytań.
Przewrócił oczami.
- No jasne… - obrócił
się w fotelu, kładąc głowę na jednym podłokietniku, a nogi przewieszając przez
drugi.
- Co się tak właściwie
stało? Dlaczego wyglądałeś, jakbyś chciał do nas podejść? Kto nas porwał? Czy
Teodor miał z tym coś wspólnego? Gdzie jest Voldemort? Czy moi przyjaciele
żyją? Co się ze mną stanie?... - zaczęłam strzelać pytaniami jak z armaty,
zaskakując tym nie tylko jego, ale również samą siebie. Miałam wrażenie, że gdy
już rozpoczęłam wyliczankę, to nie dam rady jej zakończyć. Malfoy chyba
pomyślał to samo, bo zerwał się z fotela.
- Ej, Granger, spokojnie
- powiedział. - Jedno pytanie na raz, okej? Salazarze, co za dziewczyna… -
dodał już szeptem, wracając do poprzedniej pozycji. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam
usta, powstrzymując obelgę, którą miałam na końcu języka. Wiedziałam jednak, że
jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, to muszę milczeć. Coś mi mówiło, że
przyszedł dać mi odpowiedzi z własnej, nieprzymuszonej woli. To, że musiałam
się o nie postarać, to już inna kwestia, ale też nie spodziewałam się po nim
niczego innego.
- Od początku… -
powiedział. - Jak brzmiało pierwsze pytanie?
Wypuściłam powietrze z
ust, prosząc Godryka o cierpliwość i zaczęłam powtarzać pytania, tym razem po
kolei.
*
Dwie godziny później
czułam bolesne mrowienie w nogach, spowodowane stałą pozycją. Co prawda,
starałam się ją zmieniać, ale na małej przestrzeni jaką był fotel, nie było
wiele możliwości manewru. Miałam ochotę przenieść się na łóżko, ale obecność
Malfoya jakoś mnie krępowała.
Za oknem było już
całkowicie ciemno, jednak mimo późnej pory, zupełnie nie chciało mi się spać.
Adrenalina, wywołana informacjami, które usłyszałam od Malfoy’a, krążyła w
moich żyłach, skutecznie odganiając zmęczenie. Być może fakt, że przespałam
ostatnie trzy dni, również miał znaczenie.
Okazało się, że Malfoy
chciał do nas podejść, bo zobaczył starego Notta, z różdżką wycelowaną w moje
plecy. W przypływie poczucia obowiązku chciał mi pomóc, ale Snape skutecznie go
od tego odwiódł, dając do zrozumienia, że taka jest część planu. Malfoy
nie wiedział czy Nott był w to zamieszany i w ogóle, bardzo niechętnie
wypowiadał się na jego temat. Powtórzył tylko to, co mówił mi już Blaise: “nie
można mu ufać” i zmienił temat. Przyrzekłam sobie w duchu, że jeszcze wrócę do
tego tematu i dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego tak bardzo go
nie akceptują.
Stary Nott przeniósł
mnie i Teodora do Malfoy Manor, gdzie zostałam uwięziona w pokoju objętym
silnymi czarami. Przez trzy dni zajmowały się mną skrzaty - co już wiedziałam,
a potem pojawił się Malfoy, zaalarmowany zmianą w moich emocjach.
Voldemort od początku
nie miał zamiaru dostosować się do naszej umowy i pozwolić mi zostać w
Hogwarcie do końca roku. W inwazji Śmierciożerców na zamek nie chodziło jedynie
o zabicie Dumbledore’a, ale również o moje uprowadzenie. Właśnie dlatego każdy
z nich usuwał się, gdy rozpoznał we mnie córkę swojego Pana.
Moje serce ścisnęło się
z bólu, gdy po raz kolejny usłyszałam o śmierci dyrektora, ale nieco odtajało,
gdy okazało się, że moi przyjaciele wyszli z walki cali i zdrowi.
Poczułam wtedy, jakby
jakiś ogromny głaz spadł z mojej klatki piersiowej, ułatwiając oddychanie, po
latach świetlnych bezdechu.
Co do Voldemorta, nie wiedział gdzie był, ale wrócił do dworu właśnie dzisiaj. Niesamowite zgranie w czasie, nie ma co.
Co do Voldemorta, nie wiedział gdzie był, ale wrócił do dworu właśnie dzisiaj. Niesamowite zgranie w czasie, nie ma co.
- Czarny Pan ma jakieś
plany wobec ciebie - mówił Malfoy, przechadzając się po pokoju i ścierając
dłonią niewidzialny kurz z komody. Chyba też miał już dosyć ciągłej pozycji
siedzącej. - Nie wiem, o co dokładnie chodzi. Ale pewnie dowiesz się tego
jutro…
Uniosłam gwałtownie
głowę, którą przed chwilą pochyliłam, żeby rozmasować kark.
- Jak to: jutro?
- zapytałam, w szoku.
Przewrócił oczami, po
raz setny tego wieczoru.
- Tak to, Granger - nie
cierpiałam tego sarkastycznego tonu. - Jutro chce cię widzieć u siebie.
Zresztą, od jutra zaczniesz też normalnie wychodzić na posiłki.
Byłam w szoku, co z
pewnością było po mnie widać. Nie wiem dlaczego, ale założyłam, że cały czas
będę zamknięta w tym pokoju, a wychodzić pozwolą mi jedynie na wezwanie.
Informacja, że jest
inaczej, otworzyła przede mną całą gamę możliwości, przynajmniej pod kątem
próby ucieczki z tego okropnego miejsca. Na mojej twarzy musiały pojawić się
ekscytacja i nadzieja, które czułam, bo nagle usłyszałam głośne
prychnięcie.
- Nie ekscytuj się tak,
Granger - powiedział.- Powinnaś się domyślić, że bezpieczniejsza jesteś w tym
pokoju. - Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. Miałam świadomość, że we
Dworze są inni Śmierciożercy, ale sądziłam, że prędzej ktoś się włamie do
pokoju niż zaatakuje mnie jawnie, na korytarzu. Widząc moją minę, westchnął
głośno. - Salazarze, Granger… przez te trzy dni, chyba wyżarło ci szare komórki
- usiadł z powrotem na fotelu, ignorując moje pełne złości prychnięcie. - W tym
budynku roi się od Śmierciożerców, wśród których są tacy, którzy z miłą chęcią
zrobiliby ci krzywdę i zwalili na wypadek- mówił tak poważnie, że poczułam
dreszcz na plecach. - Wiem, że wcześniej mówiłem co innego… ale słyszałem ich
rozmowy, czułem tę złość, - po raz kolejny przejechał dłonią po włosach.- Nie
myśl, że powstrzyma ich moja obecność albo fakt, że jesteś córką Czarnego Pana.
Już oni się postarają, żeby wina nie spadła na nich.
Patrzyłam na niego
osłupiała, a cała nadzieja, którą czułam jeszcze sekundę wcześniej, wyparowała,
nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Dotarło do mnie, że wszystko, co mówił
ślizgon, było prawdą. Nie byłam bezpieczna poza ścianami tego pokoju. Jakby się
nad tym zastanowić, to nawet w nim nie byłam bezpieczna, skoro każdy mógł sobie
tu wejść.
Już miałam powiedzieć to
na głos, gdy wstał z miejsca, ruszając w stronę drzwi.
- Jest późno, Granger,
idź spać - powiedział, nie patrząc w moją stronę. - Rzucę na drzwi zaklęcia
ochronne, więc nikt tu nie wejdzie. Rano przyjdę po ciebie o ósmej, bądź
gotowa.
Po tych słowach wyszedł,
zostawiając mnie samą, z moim strachem i niepewnością. Gdy drzwi się
zatrzasnęły, wyszłam na chwilę na balkon, by spojrzeć w ciemne niebo. Tej nocy
nie było widać gwiazd, mimo to, wyobrażałam sobie, że moi przyjaciele również
patrzą w górę i myślą o mnie. Nie ważne gdzie, zawsze byliśmy pod jednym
niebem.
*~*~*
Nie mogłam spać. Całą
noc męczyły mnie koszmary i jakiś wewnętrzny niepokój, który nie pozwalał mi
zmrużyć oka. Wiedziałam, że zmęczenie będzie działało na moją niekorzyść.
Lekcje z Blaisem udowodniły mi, że moja obrona słabnie w przypływie silnych
emocji lub zmęczenia, a w tym momencie posiadałam jedno i drugie w pakiecie.
Świetnie.
Zdjęłam dłonie z twarzy,
którą zakryłam chwilę wcześniej i zerknęłam na zegarek. Było chwilę po siódmej,
co oznaczało, że udało mi się skraść pół godziny snu. Najwyraźniej mojemu
organizmowi to wystarczyło, bo mimo silnego zmęczenia, ani trochę nie czułam
się senna.
Z westchnieniem zsunęłam
nogi z łóżka i zatopiłam stopy w puchowym dywanie. Zanim wstałam, moje
spojrzenie padło na jedyną książkę, którą obecnie posiadałam, a która okazała
się być zbiorem bajek ze świata czarodziejów. Postanowiłam, że schowam ją
gdzieś głęboko w szafie. Obawiałam się, że ktoś mógłby odebrać mi tę ostatnią
iskrę komfortu, którą posiadałam, w tym okropnym miejscu.
Włożyłam ją do trzeciej
szuflady od góry, pod satynowymi koszulami nocnymi, zgarnęłam świeżą bieliznę i
zaszyłam się w łazience z zamiarem skorzystania z rozluźniającej kąpieli.
*
- Granger? - usłyszałam
gdzieś na obrzeżach świadomości. Po chwili dotarł do mnie również stukot i
szarpnięcie za klamkę. Poderwałam się do góry, poślizgnęłam, omal nie wpadając
z powrotem pod zimną już wodę. Zasnęłam!
Czym prędzej wyskoczyłam
z wanny i zaczęłam rozglądać za ręcznikiem. Jak na złość zostały same
małe.
Rozległo się ponowne,
coraz bardziej zniecierpliwione pukanie.
- Już wychodzę, chwila!
- krzyknęłam. Umyłam zęby i stanęłam przed lustrem, przyglądając się oceniająco
własnej twarzy. Musiałam przyznać, że wyglądałam lepiej niż przed kąpielą.
Drzemka w chłodnej wodzie musiała mnie zregenerować. Czułam się też silniejsza
psychicznie, co dobrze wróżyło.
Rozpuściłam włosy i spięłam je ponownie w koński ogon. Włożyłam przygotowaną wcześniej bieliznę i… zamarłam. Dotarło do mnie, że poza stanikiem i majtkami, nie wzięłam ze sobą nic więcej. Spojrzałam na mały ręcznik trzymany w dłoni, następnie na drzwi, za którymi pewnie siedział Malfoy i przełknęłam głośno ślinę.
Rozpuściłam włosy i spięłam je ponownie w koński ogon. Włożyłam przygotowaną wcześniej bieliznę i… zamarłam. Dotarło do mnie, że poza stanikiem i majtkami, nie wzięłam ze sobą nic więcej. Spojrzałam na mały ręcznik trzymany w dłoni, następnie na drzwi, za którymi pewnie siedział Malfoy i przełknęłam głośno ślinę.
Nie miałam najmniejszej
ochoty, po raz kolejny paradować przed nim okryta jedynie ręcznikiem. Jego
wczorajsze spojrzenie sprawiło, że czułam na skórze przyjemne mrowienie...
jednak bieganie półnago zupełnie nie było w moim stylu, nie ważne jak bardzo chciałam
by znów tak na mnie spojrzał. Jeszcze pomyśli, że specjalnie się rozbieram.
Dobre sobie!
Prychnęłam, a moje
odbicie zrobiło to samo. Okryłam się wątłym skrawkiem ręcznika, który
posiadałam i wyszłam z łazienki z wysoko uniesioną głową.
Tak jak się
spodziewałam, siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju i patrzył przez okno
balkonowe. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się w moim
kierunku.
- Powiedziałem, żebyś
była gotowa, kiedy… - nie dokończył. Złość w jego oczach zastąpił chwilowy
szok, który następnie zmienił się w zadziorne spojrzenie. Być może mi się
wydawało, ale mogłabym przysiąc, że zobaczyłam w jego szarych tęczówkach błysk
aprobaty. To, czego byłam całkowicie pewna, to fakt, że moje policzki pokrył
odcień dorodnej czerwieni. Nie cierpiałam tej tendencji do rumieńców.
Panicznie próbowałam
naciągnąć dół ręcznika, ale nic to nie dało.
- Obróć się, Malfoy -
zażądałam. Byłam dumna, że mój głos brzmiał pewnie i stanowczo, zupełnie
inaczej niż czułam się wewnętrznie.
Spojrzał mi prosto w
oczy i widziałam, że rozważa odmowę, ale ostatecznie prychnął, założył ręce na
piersi i się odwrócił.
- Nie jesteś w moim
typie, Granger - powiedział. Nienawidziłam ukłucia, które poczułam w sercu. -
Nie schlebiaj sobie.
Zacisnęłam zęby, ale
stwierdziłam, że ten jeden raz nie będę się wdawać w kłótnie. Potrzebowałam
spokoju i jasności umysłu na to, co mnie dziś czekało.
Odetchnęłam dwa razy i
otworzyłam szafę, żeby znaleźć coś do ubrania. Po dłuższej chwili wybrałam
sukienkę w kwiatki, za kolano, ostatnią, która nie wyglądała, jakby została
uszyta specjalnie na bal. Gdybym miała możliwość, ubrałabym rozciągnięte dresy.
Czułabym się pewniej i być może pokazałabym brak chęci współpracy. Dziecinne,
ale nic nie mogłam na to poradzić.
- Możemy iść -
powiedziałam. Obróciłam się w jego stronę, wygładzając dół sukienki i
zauważyłam, że przygląda mi się w zamyśleniu. Zanim jednak zdążyłam zapytać o
co mu chodzi, wstał z miejsca, machnął różdżką i otworzył przede mną
drzwi.
Uniosłam brwi, zdziwiona
jego elokwencją, jednak w ostatniej chwili mnie wyminął, by z uśmieszkiem na
twarzy stanąć na korytarzu.
Prychnęłam pod nosem i
przewróciłam oczami. Zachowywał się jak irytujący dzieciak, a mimo to, moje
ciało zareagowało na jego dotyk, gdy niby przypadkiem otarł się o moje ramię.
Nie chciałam i nie mogłam o tym myśleć, nie teraz.
*~*~*
Jadalnia, pomieszczenie,
w którym byłam już ostatnim razem, była pełna ludzi, co tłumaczyło fakt, że nie
spotkaliśmy na swojej drodze praktycznie nikogo. Stół został magicznie
powiększony tak, aby zmieściło się przy nim dziesięć rodzin, zamieszkujących
Malfoy Manor. Chociaż rodzin, to chyba za dużo powiedziane, biorąc pod
uwagę, że przy stole siedzieli sami dorośli i Teodor. Nie licząc jego i nas,
nie potrafiłam znaleźć ani jednej młodej twarzy. Dziwne.
Zatrzymałam się, żeby
zapytać o ten fakt Malfoy’a, ale wyminął mnie jak gdyby nigdy nic i ruszył w
stronę swojego miejsca. Poczułam ogarniające mnie złość i przerażenie,
zwłaszcza, że rozmowy przy stole ucichły, a każda z osób obróciła się w moją
stronę. Stałam tam jak ten kołek, drżąc pod obstrzałem spojrzeń. Wyrażały
ciekawość, niechęć, a nawet nienawiść. Czułam, niemal fizycznie, jak wwiercają
się w moje ciało, osiadają pod skórą, mrożą krew. Cała moja odwaga i determinacja
wyparowały, a jeszcze nawet nie stanęłam naprzeciw Voldemorta. Słowa Malfoya
sprzed paru dni, powróciły ze zdwojoną siłą: Jesteś córką Voldemorta, to
prawda. (...). Ale, jak sądzisz, ile przychylnych sobie osób znajdziesz na
miejscu?
Odszukałam go spojrzeniem.
Również mnie obserwował, jednak w przeciwieństwie do reszty, jego twarz nie
wyrażała zupełnie nic. Nie oceniał, nie pokazywał żadnych emocji. Po prostu
patrzył, z chłodną uwagą. Nie wiedzieć czemu, wyraz jego twarzy uspokoił mnie
na tyle, że byłam w stanie zrobić krok w przód. W jego zimnych oczach,
teoretycznie nie wyrażających zupełnie nic, doszukałam się obietnicy ochrony…
przynajmniej od krzywdy cielesnej.
Gdy szłam powoli w
stronę stołu, wciąż odprowadzana spojrzeniami, mój wzrok padł na Teodora.
Siedział dokładnie naprzeciw Malfoy’a i jako jedyny nie patrzył w moim
kierunku. Próbowałam przywołać go wzrokiem, zadać nieme pytanie, ale nie dał mi
tej możliwości. Wpatrywał się w swój talerz, z całkowitą obojętnością i tylko
dłonie raz po raz unosiły się do ust, by włożyć kolejny kęs jedzenia.
Zabolało. Jego całkowity
brak zainteresowania wwiercił się w moje serce z siłą łomu. Zrozumiałam wtedy,
jak bardzo uzależniłam się od jego rzekomej dobroci i przyjaźni. Miałam ochotę
się rozpłakać, jednak wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Przełknęłam więc ogromną
kluchę, która zagnieździła się w moim gardle i uniosłam głowę wysoko do góry.
Założyłam ręce na piersi i opadłam na krzesło, z solennym postanowieniem, że
jeść nie będę. Czułam, że brzuch skręca mi z głodu, ale nie miałam zamiaru współpracować.
Moja podświadomość szydziła ze mnie, ze sposobu, w jaki próbuję pokazać swoją
niezależność,z tego, jak bardzo dziecinna jestem, ale usilnie starałam
się ją wyciszyć. Co pozostawało mi, poza buntem?
- Jedz, Granger-
powiedział Malfoy, nakładając mi na talerz wielką łyżkę jajecznicy i grzankę.
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, a za nim dostrzegłam jego ojca,
który zatrzymał widelec w połowie drogi do ust. Obrócił się w naszą stronę, z
wyrazem głębokiego zdziwienia na twarzy, identycznego które odczuwałam
sama.
- Nie, dzięki -
odsunęłam od siebie talerz w dziecinnym geście, za co otrzymałam poirytowane
spojrzenie.
Obrócił się do stołu i
już myślałam, że będę miała spokój, gdy odezwał się ponownie, jeszcze ciszej,
by nie usłyszał go nikt, oprócz osób siedzących obok.
- Nie zachowuj się jak
obrażona dziewczynka, Granger - zachłysnęłam się powietrzem, ale nie przez to
co powiedział. Oburzyłam się, ponieważ wiedziałam, że mówił prawdę. Moja
podświadomość zatriumfowała. - Jedz. Nie każ mi powtarzać trzeci raz.
Oniemiała z szoku,
przysunęłam do siebie talerz i włożyłam widelec do ust. Nie podejrzewałam
otrucia, ponieważ kilka osób jadło to samo.
Malfoy głosem rozsądku, ustawiającym mnie do pionu. W dodatku bez słowa protestu z mojej strony! Świat stanął na głowie.
Malfoy głosem rozsądku, ustawiającym mnie do pionu. W dodatku bez słowa protestu z mojej strony! Świat stanął na głowie.
Od tamtego momentu
czułam na sobie wzrok Teodora, ale nie pozwoliłam sobie spojrzeć w jego
kierunku.
Do końca posiłku nikt
mnie nie zaczepiał, a Voldemort się nie pojawił. Wiedziałam jednak, że nie mam
co się cieszyć. Byłam pewna, że jego wezwanie jest wciąż aktualne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz